- Przemyślałam pańskie słowa - zaczęłam. - Myślę, że mogłabym spróbować.
Policjant przyglądał mi się uważnie. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji. Wyglądał dokładnie tak, jak go zapamiętałam - poważny i opanowany z inteligentnym spojrzeniem.
- Nie ukończyła pani szkoły policyjnej - odezwał się po długiej chwili milczenia. Przełknęłam ślinę. Spodziewałam się takiej odpowiedzi. Zdawałam sobie sprawę, że nikt nie przywita mnie na komendzie z otwartymi ramionami. - Za kilka dni zaczną się zapisy na nowy rok.
- Nie jestem przygotowana - wysyczałam. Policjant Sean wydawał mi się bardziej spostrzegawczy.
- Oczywiście. Ma pani kilka dni albo cały rok.
- Z chęcią bym spróbowała, ale nie mam na to czasu. Odbyłam kurs strzelecki w liceum, mam pozwolenie na broń...
Policjant parsknął śmiechem, a ja przestałam mówić. Rano myślałam, że mój pomysł na nową pracę nie był najgorszy. Jednak gdy tylko usiadłam na fotelu naprzeciwko Seana, chciałam się wycofać.
- Nie mogę cię zatrudnić. Zacznij trenować i spróbuj dostać się do szkoły policyjnej za rok. Rozumiem, że napad na kawiarnię i wydarzenia z tamtego dnia odbiły się na podjęciu tej decyzji. Chcesz złapać napastników, póki ślad nie został jeszcze całkowicie zatarty. Jednak nie mogę pozwolić na to, by cywile biegali po mieście z policyjną odznaką przy pasku. Dlatego mam zamiar zawrzeć z tobą umowę.
Nachyliłam się w stronę policjanta. Miałam szansę.
- Będziesz naszym konsultantem. Nikt nie wie o napadzie tak wiele, a twoje zeznania okazały się najbardziej pomocne w tej sprawie. Pozwolenie na broń wydaje się aktualne, ale od razu widać, że jej nie masz. Dostaniesz ode mnie Glocka w prezencie. Napastnicy musieli znać kawiarnię, przynajmniej któryś z nich. Zrobisz małe rozeznanie, a jeśli coś wywoła twoje podejrzenia, od razu zgłosisz się do mnie. Żadnego strzelania w klientów, jedynie w kryzysowej sytuacji.
Policjant sięgnął po kubek i dopił obrzydliwą kawę z taniego ekspresu. Skrzywił się pod wpływem gorzkiego napoju.
- W zamian za przysługę, zapiszesz się do szkoły policyjnej w przyszłym roku - powiedział, uśmiechając się lekko w moją stronę. Nie mogłam powstrzymać swojej radości. Dziękowałam, życzyłam miłego dnia, nawet obiecałam darmową kawę przez cały tydzień. Sean dał mi broń i kazał wracać do pracy. Wyszłam z komendy z uśmiechem i ulgą. Szłam chodnikiem, mijając kolejnych beztroskich ludzi, ciesząc się, że jedyna osoba, która mogła odkryć mój postęp wydawała się chwycić przynętę. Paraliżujący, upokarzający lęk zamienił się w gniew i gwałtowność, który dawał mi kontrolę i władzę. A ja chciałam jej więcej. Musiałam ukarać tych, którzy grozili Justinowi. Chłopak dał mi emocje, bezpieczeństwo, a przede wszystkim nowy dom. Stracił siostrę i chciał ją odzyskać, ale martwiłam się o niego. Musiałam go chronić. Zapewnić choć cząstkę bezpieczeństwa.Wszedł do kawiarni. Wiedziałam, że to jeden z nich. Dobrze zbudowany, z groźnym spojrzeniem i niskim głosem. Pozory chciały zmylić mój umysł, byłam tego świadoma, dlatego wzięłam głęboki wdech i podeszłam do jego stolika najspokojniej jak mogłam. Wymusiłam uśmiech i już miałam zapytać o zamówienie, kiedy mężczyzna spojrzał w górę, na lampę. Zamarłam. Wtedy nie miałam wątpliwości. Nie ufałam swoim instynktownym przeczuciom, ale klient sam mi się podłożył. To była ta lampa, w którą napastnik strzelił podczas napadu. Sophie kazała wymienić ją na identyczną, zamontowaliśmy ją od razu po napadzie. Strach przyjęłam z entuzjazmem, wiedziałam, że zaraz zamieni się w gniew, zobaczę przerażenie w kimś innym. Jednak nie mogłam tego zrobić w kawiarni. Musiałam go jakoś wciągnąć w moją intrygę, wywabić z kawiarni, miejsca, gdzie raz zdobył nade mną przewagę. Obróciłam się za siebie i ruszyłam z powrotem do kuchni. Ręce pociły mi się na myśl o tym, co zamierzałam zrobić. Nastawiłam kawę i czekałam. Wybijałam nogą rytm jakiejś starej piosenki, której tytuł wyparował mi z pamięci. Przyglądałam się czystym butom. Nadal czułam się w nich źle, jakby przez kilka dni zmieniły swój kształt. Sięgnęłam po filiżankę, ale kiedy miałam postawić ją na białym spodeczku, płyn wylał się, parząc mi dłonie i brudząc blat. Wyciągnęłam kolejną filiżankę i zaczęłam przygotowania od nowa. Musiałam się uspokoić, tylko wtedy mogło się to udać. Justin zrobiłby to lepiej. Nie potrafiłam się przemóc, cały czas czułam przerażenie. ,,Głupiutka Lily, nadaje się tylko do parzenia kawy" pomyślałam z goryczą. Właśnie ta myśl obudziła we mnie niepohamowany gniew, na który czekałam z tęsknotą. Dłonie przestały się trząść i automatycznie przygotowały przynętę. Nic nie działało tak dobrze jak solidnie przygotowana kawa z likierem miętowym. Gorąca, kusząca, dokładnie taka, jaka sama nie potrafiłam być. Wyszłam z kuchni, szukając zdobyczy. Wiercił się na krześle, szukając wzrokiem kelnerki. Pewnym krokiem omijałam stoliki. Kawiarnia zadrżała od ponętnego głosu Beyonce w piosence ,,Fever". Uwielbiałam niskie dźwięki gitary basowej, od których drżały we mnie wszystkie narządy, nawet młode serce. Postawiłam filiżankę przed mężczyzną. Podniósł na mnie zdziwione spojrzenie. ,,To dopiero początek, kochany" pomyślałam i położyłam dłoń na oparciu jego krzesła.
- Nic nie zamawiałem - zauważył inteligentnie.
- Dla takiego klienta prezent na mój koszt. Rzadko widuję tu kogoś tak... - przygryzłam wargę i przeniosłam wzrok na jego spodnie. - ... męskiego.
Miałam nadzieję, że to zadziałało, że nie należał do grupy mężczyzn, którzy na wszystkie próby poznania z odważną kobietą reagują niechęcią połączoną z rezygnacją. Klient uśmiechnął się szeroko i oblizał usta.
- Kiedy masz przerwę? - zapytał, próbując kawy. Uniósł brwi, czując smak napoju. Nachyliłam się w jego stronę.
- Dla ciebie za 5 minut - wymruczałam mu do ucha. Tak naprawdę kończyłam pracę za 2 minuty, a on był jedynym klientem. -Bedę czekać na zapleczu.
Wyszłam na tyły budynku, zabierając ze sobą patelnię i nóż kuchenny. Nie zamierzałam używać Glocka przed wypróbowaniem broni na strzelnicy. Czekałam przy drzwiach. Po chwili usłyszałam kroki. Drzwi uchyliły się, a ja zamachnęłam się z całej siły, dając upust agresji. Dławiłam się już swoją złością. Po tylu latach targania pijanego partnera mojej matki po schodach w starej kamienicy miałam wystarczającą siłę w ramionach, by wykorzystując chwilę nieuwagi, powalić tego mężczyznę. Gdy potknął się o stopień i przewrócił na twarz, chwyciłam go za rękę i unieruchomiłam własnym ciałem. Zrzuciłby mnie z siebie z łatwością, gdybym nagle nie złamała mu prawej ręki, uderzając w nią bez zastanowienia. Ręka uderzyła w mur znajdujący się tuż obok mężczyzny, a on zawył z bólu. Ta sytuacja zdziwi mnie samą, ponieważ nie zamierzałam wykonać tego ruchu. Nagła siła, potężne, niebezpieczne paliwo napędziło moje mięśnie i przejęło kontrolę. Przycisnęłam jego głowę do chodnika i pokazałam mu ostrze kuchennego noża.
- Napadłeś na nieodpowiednią kawiarnię, skarbie - wysyczałam przez zęby. Mężczyzna był tak przerażony jak ja, gdy napadli na kawiarnię. - Ale możesz się uniewinnić.
Chociaż bardzo tego nie chciałam, pomyślałam, że Justin też mnie zaatakował, a okazał się najlepszym z ludzi, których spotkałam. Był niezwykłym, dobrym człowiekiem, który chciał odzyskać siostrę, a mnie uratować przed śmiercią w grobowcu mojej matki.
- Chcesz tego, prawda? - zapytałam, a on wyjęczał coś w odpowiedzi. - Kogo wczoraj przysłaliście?
Rozluźniłam uścisk, by móc zrozumieć jego słowa.
- Nikogo nie przysyłaliśmy - mówił szybko, starając się opanować strach. Wyglądał na zdezorientowanego, jakby naprawdę nie wiedział, o czym mówiłam.
- Pomyśl, kim mogła być dziewczyna w skórzanej kurtce, ciemne włosy, groźne spojrzenie. Będziemy się bawić tutaj cały dzień póki czegoś nie wymyślisz.
- Nie mam pojęcia, o kim mówisz - zapiszczał cieniutkim głosem, a ja znów przycisnęłam jego głowę do chodnika, rozcinając mu skórę na policzku.
- Wymyśl coś, mamy na to dużo czasu - mówiłam, czując jad płynący z moich ust, jego gorzki smak przepełniony tłumionym bólem, uczuciom, które nie mogły znaleźć ujścia.
- Skoro to nie byliśmy my, może ludzie z Heelstreet będą wiedzieć, mam tam kumpli, mogę popytać - powiedział, a ja odetchnęłam z ulgą. Nachyliłam się w jego stronę i pogodziłam go po policzku.
- Tylko dyskretnie, kochanie - złożyłam pocałunek na zranionym policzku i wstałam, by umyć nóż. Łkałam, stojąc nad zlewem i zmywając krew własnymi łzami.
CZYTASZ
Don't Let Me Down
FanficUmrzeć można nie tylko raz. Najlepiej rozumie to Lily, która razem z bliskim pochowała też cały swój świat. Czy Justin nauczy ją, że narodzić też można się kilkakrotnie? A może to, co Lily odbiera jako zmartwychwstanie okaże się upadkiem? ...