Biegłam przez korytarz szpitalny, uważając, aby nikogo przypadkiem nie uderzyć lub popchnąć. Melanie, którą dawno zgubiłam w tyle, przywiozła mnie dosłownie kilka sekund wcześniej. Kierowałam się prosto w stronę SOR-u, ponieważ zakładałam, że to tam go zabrali. Po drodze, niestety, wpadłam przypadkowo na pewną osobę.
Przetarłam załzawione powieki i spojrzałam na pielęgniarkę, którą okazała się być tamta kobieta. Po jej młodym wyglądzie można było wywnioskować, że pracuje w zawodzie od niedawna. Popatrzyła ona na mnie wzrokiem pełnym współczucia i dotknęła ramienia.
-Czy mogę ci jakoś pomóc, kochana?- zapytała cicho, pocierając moje ramię w geście dodania otuchy.
-Przed chwilą...chłopak...- próbowałam wytłumaczyć przez łzy, podczas gdy czułam jak moje gardło się zaciska i z emocji nie byłam w stanie wypowiedzieć żadnego słowa.
-Potrącony pieszy, o niego ci chodzi?- powiedziała, a ja pokiwałam twierdząco głową na jej zapytanie. -Jest na szpitalnym oddziale ratowniczym...prosto i w prawo- poinstruowała mnie i już chciałam odejść, kiedy mnie przytrzymała. -Nie denerwuj się tak, wszystko będzie dobrze...- uśmiechnęła się do mnie, po czym odeszła w swoją stronę.
Już chciałam pójść w stronę oddziału, kiedy usłyszałam jak wypowiedziane zostało moje imię. Znałam ten głos bardzo dobrze i poczułam ciepło w sercu. Kiedy się odwróciłam, zobaczyłam jak na końcu korytarza stoi mężczyzna. A dokładniej, mój brat. Stał i patrzył na mnie z zatroskaną miną.
-Lucas...- wyszeptałam i podbiegłam do brata, rzucając się mu w ramiona. -Przyjechałeś, ale dlaczego tak wcześnie? Miałeś być za dwa tygodnie...- mówiłam, a po mojej twarzy wolno spłynęła łza.
-Melanie zadzwoniła do mnie i o wszystkim powiedziała. Kazałem jej jechać do domu. Ja z tobą zostanę. Gdy dowiedziałem się o wypadku, natychmiast przyjechałem, żeby cię wesprzeć. W końcu nie mogę zostawić mojej jedynej i ukochanej siostry w potrzebie...- powiedział i mocno mnie przytulił, a ja położyłam głowę na jego ramieniu i cicho westchnęłam.
-Dziękuję- powiedziałam odrywając się od brata- naprawdę dziękuję. Przepraszam, ale chcę zobaczyć co z Max'em. Zaczekasz tutaj, proszę?- brat odpowiedział skinieniem głowy.
-Dzięki...- miałam już pójść, kiedy znowu się odezwał.-Tia, myślę, że powinnaś najpierw zapytać lekarza o jego stan i poprosić o pozwolenie na zobaczenie go...-powiedział Lucas, a ja po chwili namysłu przyznałam mu rację. Przecież nie mogę tak po prostu wejść tam, bo od razu wyprowadzili by mnie.
-Masz rację, chodźmy razem...- objął mnie ramieniem i zaczęliśmy kierować się do gabinetu lekarskiego.
Jak dobrze, że przyjechał.
************************************
-Przepraszam, ale nie mogę państwu udzielić jakichkolwiek informacji. Obowiązuje mnie tajemnica zawodowa, a wszelakie informacje mogą pozyskać tylko krewni pacjenta- lekarz mówił nam to już chyba trzeci raz. Próbowałam go przekonać, ale wciąż bez skutku.Nagle naszą rozmowę przerwało głośne pukanie do drzwi. Kiedy się otworzyły, ujrzałam w nich znajomą twarz, gdyż była to matka Max'a. Weszła szybkim krokiem do pomieszczenia. Chciała porozmawiać prywatnie z doktorem, dlatego też razem z bratem wyszliśmy z gabinetu.
Po około piętnastu minutach rozmowy, matka potrąconego wyszła z gabinetu. Spojrzałam na nią. Ta zaś zaczepiła mnie i przytuliła, po czym zamieniłyśmy słowo. Powiedziała mi, że stan jej syna jest ciężki, ale nie możemy tracić nadziei. Lekarze ustalili, że chłopak przejdzie operację, od której zależy jego życie...
Mijały już dwie godziny. Siedziałam z bratem i rodzicami mężczyzny pod salą operacyjną. Rodzicami, ponieważ jego ojciec dojechał do szpitala dopiero po ważnym spotkaniu w firmie. Co za bezduszny człowiek. Praca ważniejsza od syna? Czy ktoś może mi wytłumaczyć, do jakiego stopnia nasz świat jest zepsuty?
Wciąż nie dostaliśmy żadnych wieści. Wypiłam już trzecią kawę dzisiejszego dnia, żeby nie opaść z sił. Uwierzcie mi, naprawdę musiałam być zdenerwowana, bo na co dzień nigdy nie pijam kawy. Niestety, nic nie pomagało, a na więcej dawek kofeiny nie mogłam sobie pozwolić, bo moje serce nie jest przyzwyczajone do takiej ilości i mogłoby nie wytrzymać.
Godzinę później znajomy lekarz wyszedł na korytarz drzwiami od sali, gdzie operowano pacjenta. Podszedł do nas z kamienną twarzą i z powagą w głosie powiedział do rodziców mężczyzny:
-Operacja przebiegła po naszej myśli...- na te słowa wszyscy głośno oddychnęli. -Jeśli w ciągu najbliższych kilku dni nie pojawią się komplikacje, to za sprawą szybkiej rehabilitacji, państwa syn w przeciągu kilku tygodni będzie mógł wrócić do domu...- powiedział lekarz i odszedł w swoją stronę. My zaś spojrzeliśmy na siebie z bratem porozumiewawczo i posłaliśmy wzajemnie uśmiech.
...
-Tia!- obudził mnie głos brata, który delikatnie potrząsał mnie za ramiona na szpitalnym krześle. -Wstawaj, coś dzieje się z Max'em!
Na jego słowa wstałam na równe nogi. Do sali, w której on przebywał, wbiegł lekarz, a zaraz za nim kilka pielęgniarek. Spałam przez kilkadziesiąt minut, dlatego też nie wiedziałam, co się działo z Max'em, za co właśnie plułam sobie w brodę. Nikt nie pozwalał wejść do pomieszczenia. Wszystko stało się jeszcze gorsze, kiedy usłyszałam słowa lekarza zza drzwi...
"Walcz, chłopaku, walcz! "
Po kilku minutach wybiegł do nas zdenerwowany lekarz, cicho zamykając za sobą drzwi. Pielęgniarki zostały wewnątrz. Z jego miny można było wywnioskować, że nie zapowiada się na nic dobrego.
-Co z nim? Co się dzieje, panie doktorze?! -krzyknęłam zdenerwowana i przestraszona, zaś mój brat stojący obok próbował mnie uspokoić, co zresztą mu nie wychodziło.
-Niestety, ale tak jak się obawialiśmy, pojawiły się komplikacje po operacji. Na chwilę ustała akcja serca. Stan mężczyzny się znacznie pogorszył. Jeżeli dostanie kolejnego ataku, może nawet dojść do najgorszego...
I nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami...
************************************
Hello! Wiem, że średni ten rozdział, ale naprawdę się staram. Jutro postaram się dodać perspektywę Max'a. Zostawcie gwiazdkę i komentarz. Bye ;3
CZYTASZ
Zraniona [W TRAKCIE KOREKTY]
Teen FictionMiłość nie zawsze idzie w parze ze szczęściem. Często wbija nam nóż w plecy, zostawiając ranę, która może zostać na całe życie. O tym świadczą losy bohaterki tej książki. Tia, czyli normalna osiemnastolatka, która uwielbia nocne życie i nie patrzy...