Kwiaty mogłeś sobie darować.

537 20 2
                                    

-Stresujesz się?- przyjaciółka popatrzyła na mnie roześmiana, przy czym dalej grzebała w mojej szafie.

-Em, nie? Czemu miałabym się denerwować?- odpowiedziałam z przekonaniem, starając się ukryć mój stres. No wiedziałam. Wiedziałam, że mnie przejrzy.

-Ti, znam cię ponad osiem lat. Chyba potrafię rozpoznać, kiedy się denerwujesz- popatrzyłam na nią i wywróciłam oczami, a ona kontynuowała. -Czym się stresujesz? Rozmową z nim? Chyba żartujesz...

-Powiedziałam, że nie jestem zdenerwowana. Po prostu zastanawiam się, czy nie popełniam błędu...- usiadłam na łóżku zrezygnowana.

Było popołudnie. Razem z Melanie, która wpadła poplotkować, wybierałyśmy dla mnie outfit na spotkanie z Max'em. Nie to, żebym się starała, ale jednak trochę zależało mi na tym, aby utrzeć mu nos.

-Mogę ci powiedzieć, co o tym wszystkim tak naprawdę myślę?- pokiwałam głową.- Dalej coś do niego czujesz...

Na te słowa niespokojnie się poruszyłam. W jej słowach jest faktycznie wiele racji. Jednak mimo całego uczucia, jakim go darzę, cały czas nie potrafię podarować mu tej drugiej szansy.

W końcu, dwa razy do tej samej rzeki się nie wchodzi...

-Może masz rację. Ja po prostu nie dopuszczam do siebie tej myśli. Po tym, jakim okazał się być dupkiem, boję się mu zaufać. I wiem, że kiedy zacznę się z nim widywać, to uczucia znowu powrócą, ale ze zdwojoną siłą, a ja stracę nad nimi kontrolę...

-Posłuchaj, osobiście uważam, że powinnaś dać sobie z nim spokój, a zwłaszcza po tym, jak cię potraktował...- popatrzyła na mnie z troską, a ja schowałam twarz w dłoniach, po czym cicho westchnęłam. -Musisz jednak wiedzieć, że jeśli zdecydujesz, że chcesz spróbować z nim jeszcze raz...to mimo mojego pesymistycznego podejścia i tak będę cię w tym wspierać- dotknęła mojej dłoni.

Po tych słowach podniosłam wzrok i spotkałam się z pogodnym obliczem mojej przyjaciółki. Nic nie mówiąc, Melanie podeszła do mnie i schowała w ramionach. Za to ją kochałam. Traktowałam jak własną siostrę. Wiedziałam, że choćbym popełniła najgorszą decyzję z możliwych, to nigdy się ode mnie nie odwróci...

************************************
Gdzie on jest do cholery?
Siedziałam na ławce w parku. Czułam do niej pewną odrazę i byłam pewna, że jeśli Max nie pojawi się w umówionym miejscu w ciągu dziesięciu minut, to po prostu wrócę do domu. Nie będę na niego czekać. Nie tędy droga...

Po kilku minutach, kiedy wstałam z ławki, żeby udać się do domu, zobaczyłam, że mężczyzna kieruje się w moją stronę z bukietem róż. Pff, amator. Tanie chwyty na dziewczynę, widzę? Chyba nie zadziała.

-Przepraszam za spóźnienie, mój samochód zepsuł się w drodze i przez kilkadziesiąt minut musiałem go naprawiać. Mniejsza z tym. To dla ciebie- po krótkim wytłumaczeniu, podał mi bukiet kwiatów i uśmiechnął się.

-Okej, nie szkodzi...ale te kwiaty mogłeś sobie darować- popatrzył na mnie wzrokiem "nie bądź taka okrutna", a ja wywróciłam oczyma- no więc...

-Zabieram cię do restauracji. Nie odmawiaj mi, bo i tak cię tam zabiorę, choćbym miał cię tam zanieść na plecach- popatrzył na mnie przekonująco chłopak, a ja się zaśmiałam.

Czekaj. Co ty robisz?! Nie dawaj mu nadzieji...

-Okej, ten jedyny i ostatni raz daję się zaprosić. Tylko najpierw powiedz...jaka to restauracja?- zapytałam zaciekawiona, a jednakowoż chciałam wiedzieć, czy nie zabiera mnie do restauracji z sushi.

Zraniona [W TRAKCIE KOREKTY]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz