XIV

494 28 0
                                    

Stałam już spakowana koło Remusa. Kurczowo trzymałam go za rękę i szukałam wzrokiem mojego brata. Chciałam się z nim pożegnać.

Nagle w tłumie dostrzegłam dobrze mi znaną, czarną czuprynę. Ruszyłam tam od razu, po czym rzuciłam się chłopakowi na szyję.

- o jejku! Suz, nie strasz... - również mnie przytulił.

- Wiesz... Ja nie wracam na święta do domu - powiedziałam lekko zakłopotana. Miałam nadzieję, że mnie zrozumie.

- Okej... Rozumiem - uśmiechnął się słabo i mocno mnie przycisnął do siebie. - Mam nadzieję, że będziesz się dobrze, bawić, a teraz leć, bo widzę naszych rodziców! - Pocałował mnie w czoło i na odchodne zawołał - Wesołych świąt i Szczęśliwego Nowego Roku! - pomachał i ruszył przed siebie.

Razem z blondynem stanęliśmy pod ścianą, czekając na mamę chłopaka. Jeszcze nic nie było przesądzone. Jeśli nie uda mi się przekonać tej kobiety, będą zmuszona wrócić do naszego dworu.

- O, jest! - rzekł Lupin i zawołał wysoką panią.

- Tu jesteś Remusie. Szukałam cię - uśmiechnęła się do mnie przyjaźnie i zlustrowała mnie wzrokiem. Jej oczy spoczęły na naszych rękach. Od razu chciałam puścić chłopaka, jednak on trzymał mnie mocno. - Pisałeś mi, że chciałbyś kogoś zabrać do nas na święta...

- Tak mamo, to jest Suzanne.

- Suzanne Snape - podałam jej rękę.

- Hope Lupin - uścisnęła moja dłoń. - Rodzice twoi wiedzą o tym?

- Mamo... To jest trochę trudniejsze niż myślisz... To tak jak z Syriuszem - próbował się wytłumaczyć.

- Rozumiem... -zapadła niezręczna cisza, która od razu została przerwana. - Idziemy, czy będziecie tak stali? - zachichotała pani Lupin. Chłopak tylko kiwnął głową, po czym mocno przytulił matkę.

*****

Kiedy tylko weszliśmy do domu, od razu przed nami stanął mężczyzna. Ze zdziwieniem patrzył co rusz na domniemaną żonę i na mnie.

- Cóż to się stało, że mamy teraz dwójkę, a nie jedno dziecko? - na jego twarz wpłynął lekki uśmiech.

- Tato, to jest Suzanne - powiedział Remus, pokazując na mnie.

- Lyall Lupin.

- Suzanne Snape.

- Remusie idź na górę, pokaż Suzanne swój pokój, a ja pogadam z twoim ojcem - powiedziała kobieta.

Oboje weszliśmy po schodach i skierowaliśmy się w stronę lekko podrapanych, ciemnych drzwi. Kiedy blondyn otworzył je, moim oczom ukazał się dość spory pokój. Ściany były białe, a podłoga w kolorze ciemnego dębu. W lewym rogu pokoju stało dość spore łoże, a na przeciw niego szafa. Wszystko tego samego koloru co podłoga. Na prawo od drzwi leżał materac.

- Ja będę spał tu - wskazał na piernat.

- Oj nie, nie. Ja ci się wepchałam do pokoju, nie mogę ci jeszcze zabrać łóżka! - oburzyłam się.

To, że zawsze spałam w moim dworze, nie znaczy, że cały czas muszę mieć wygodę i dużo miejsca. Zawsze brakowało mi tej normalności, a wręcz marzyłam o chwili ubóstwa. Kiedy to będziemy liczyć się wszyscy i nikt nie będzie patrzył na to, czy ma się czystą krew, czy nie. Znów się rozmarzyłam.

- Halo - pomachał mi przed oczami. - Jeszcze nie śpimy! -widziałam, że już ledwo powstrzymuje śmiech.

Położyłam się na materacu. Naprawdę lubiłam Remusa, a może i nie? Może to było coś więcej? Nie byłam pewna. Chłopak ruszył w moją stronę.

- Nie, nie, nie! To moje łó... - nie dokończył, bo zahaczył nogą o koniec materaca i upadł na moje biedne ciałko.

- Tak na mnie lecisz? - zapytałam ledwo oddychając.

Chłopak momentalnie poczerwieniał na policzkach. Uśmiechnęłam się i popatrzyłam w jego oczy. Te piękne miodowe oczy... Kochałam na nie patrzeć. Nasze twarze były tak blisko... Już mieliśmy złączyć nasze usta w długim namiętnym pocałunku...

- Obiad! - zawołała pani Lupin wyrywając nas z transu.

- Już idziemy! - zawołaliśmy w tym samym momencie, po czym zgodnie roześmialiśmy się.

Czy te święta, naprawdę mogą być świętami, których do tej pory nie znałam?

Moja Historia Suzanne Snape Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz