IX

661 24 1
                                    

Tuż po lekcjach spędzonych z Pandorą wyszłam na błonia. Ciągle po głowie chodziła mi ta jedna myśl. Czy Remus naprawdę mógł być wilkołakiem? A może chłopaki zmyślali? Może tak naprawdę to jeden wielki żart? Nie dawała mi ona spokoju. Z drugiej strony, jesteśmy przyjaciółmi. Co zmieni fakt, że Lunatyk nim jest?

Czarne jak smoła chmury zaczęły zbierać się nad budynkiem szkoły. Nagle poczułam jak powoli kropelki deszczu spadają na moją głowę. Było ich coraz więcej i więcej. Jednak mi się nie spieszyło. Usiadłam pod drzewem i wsłuchiwałam się w stukanie wody o liście. Był to tak kojący dźwięk. Powoli moje powieki zaczęły opadać. Zasnęłam...

Obudził mnie szum. Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam, że ktoś mnie niesie. Wokół mnie idą ludzie. Pan dyrektor? Co on tu robi? Szli razem z panią McGonagall co rusz zerkając na mnie.

- Obudziła się! - usłyszałam głos jednego z chłopaków. Chyba Syriusza.

Rozejrzałam się. Za nami podążali James, Syriusz i Peter. Chwila, chwila... Kto mnie niesie w takim razie? Spojrzałam do góry. Widząc twarz mojego ulubionego blondyna uśmiechnęłam się mimowolnie.

W oczach wszystkich malowało się przerażenie. Dlaczego? Czy coś ze mną nie tak? Drzwi skrzydła szpitalnego otworzyły się przed nami. Teraz już zdawałam sobie sprawę z tego co się dzieje. Poczułam niewyobrażalny chłód, od razu wtuliłam się w chłopaka, który przycisnął mnie do swojego ciała. Zrozumiał o co chodzi. On zawsze rozumiał.

- Pani Pomfrey, koc potrzebny - zwrócił się do pielęgniarki Lupin kładąc mnie na łóżku.

- Panie dyrektorze, wszyscy powinni wyjść - powiedziała kobieta.

Kiedy chłopaki zamierzali wyjść, zauważyłam w oczach Remusa strach. Nie taki strach jak u innych. To było coś innego. Czy chłopaki już mu powiedzieli, że ja wiem?

Złapałam go za rękę. On spojrzał na mnie i ścisnął ją lekko. Widziałam łzy w jego oczach, łzy które wyrażały wiele słów.

- Przepraszam, wybacz mi - powiedział, po jego policzku powoli spłynęła maleńka kropelka. - Wybacz, że ci tego nie powiedziałem sam.

Po tych słowach przejechał kciukiem po wewnętrznej stronie mojej dłoni i ruszył w stronę wyjścia puszczając mnie.

- Remus - wyszeptałam. Nie miałam siły, by powiedzieć to głośniej, ale chłopak to usłyszał i się odwrócił. - Nie masz za co przepraszać. To ja powinnam była ciebie przeprosić.

- Już musisz iść Remusie - powiedziała pani Pomfrey.

- Tak, wiem - odpowiedział jej, po czym zniknął za drzwiami.

Poczułam na sobie złe, a zarazem zatroskane spojrzenia nauczycieli oraz higienistki.

- Co ci strzeliło do głowy w taką pogodę siedzieć pod drzewem? - zapytała pani McGonagall.

- Nie wiem pani profesor... Nie wiem... - ledwo z siebie wydałam te dźwięki.

- No dobrze już, nie będziemy jej męczyć Minerwo. Chodźmy - rzekł dyrektor po czym oboje wyszli.

Pani Pomfrey zmierzyła mi temperaturę, która przekraczała trzydzieści osiem stopni. Miałam zapalenie płuc i nie mogłam mówić normalnie. Nie było ze mną za dobrze. Jednak nie martwiłam się tym. Miałam nadzieję tylko, że chłopaki nie zrobią beze mnie żadnego kawału!

Już po chwili dostałam leki, które znacznie poprawiły mój stan zdrowia i nastrój, więc Pani Pomfrey mogła wpuścić do mnie resztę Huncwotów razem z Lilly. Tak naprawdę to nie dawałam spokoju pielęgniarce, więc z przymrużeniem oka pozwoliła im wejść.

Wytłumaczyłam wszystkim co się stało, lecz przez całą naszą rozmowę Remus siedział wpatrzony w okno trzymając moją rękę. Widziałam spojrzenia chłopaków i rudowłosej, którzy przeszywali spojrzeniami nasze dłonie, ale spodziewałam się, że nie chcą teraz z tego żartować. Wiedzieli, że to nie takie proste za równo dla blondyna jak i dla mnie.

- Pójdę już się pouczyć na jutro - powiedziała Lilly patrząc na resztę porozumiewawczym spojrzeniem, lecz oni nie załapali o co chodzi, więc pochyliła się w stronę James'a i wyszeptała mu coś do ucha. Rogacz tylko złapał chłopaków za koszulki i pociągnął za sobą do wyjścia.

Nastała niezręczna cisza. Cisza, która dudniła w uszach. Cisza, która powoli nas rozpruwała od środka. Musiałam to zmienić, jednak on mnie uprzedził.

- Czyli już wiesz... - powiedział łamiącym się głosem. - Wiesz, że jestem... - to słowo nie chciało mu przejść przez gardło. Dusiło go od wewnątrz i nie dawało spokoju.

- Tak, wiem - powiedziałam cicho.

- Pewnie myślisz że jestem potworem... Każdy tak myśli kto tylko się dowie... Może oprócz chłopaków i Lilly. - wziął głęboki oddech, by dać mi chwilę na przetrawienie tego co mówi.

- Nie uważam tak... Jesteś najlepszym chłopakiem jakiego poznałam... - ścisnęłam mocniej jego rękę, po czym on spojrzał na mnie.

Widziałam jak jego oczy robią się szklane, a po policzkach zaczynają ciec łzy. Przytuliłam chłopaka chcąc go pocieszyć... A może po prostu chciałam go przytulić? Nie wiem...

- Remus... Nie... - tylko tyle przeszło mi przez gardło. Chłopak objął mnie i przycisnął do siebie trochę za mocno.

- Dusisz - powiedziałam, po czym blondyn wypuścił mnie z uścisku. Jednak dalej jego dłonie spoczywały na mojej talii.

Oboje zaśmialiśmy się. Nie tak jak wcześniej. Ten śmiech wyrażał wiele. Nie tylko szczęście, ale także troskę, niepokój i ból.

- Czyli dalej będziemy przyjaciółmi? - upewniał się.

- Tak Remus. Przyjaciółmi - znów poczułam, że Lunatyk mnie uścisnął. Tym razem jednak delikatniej.

- Już musisz iść - zwróciła się do chłopaka kobieta, która szła w naszą stronę z lekami.

- Dobrze - odparł, po czym puścił mnie i ruszył do wyjścia. - Zdrowiej - powiedział na odchodne zamykając drzwi.

Po tym wszystkim zasnęłam...

Moja Historia Suzanne Snape Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz