Stoję i patrzę w dół. Jestem na wysokim, choć nie najwyższym, wieżowcu w Nowym Jorku. Jest osłona nocy, a nawet nie widać gwiazd.
Siedzę na dachu budynku. Nie ma barierek więc mogłabym spokojnie skoczyć. Na dole są ludzie. Nikt nie patrzy w górę. Nikt nie widzi, że ktoś siedzi na dachu i w każdej chwili może spaść. To straszne. Tylko praca. Bezsensu. I tak w końcu umrą.
Skoczyć? Nie skoczyć? Przecież to i tak jest bezsensu. Co mnie tu trzyma? Może będzie lepiej? Wzdycham i patrzę na moje poranione ręce. Wiele blizn od żyletki czy innych ostrych przedmiotów. Decyzja. Skacze. Ostatnie spojrzenie w niebo. I lecę. Lecę z uśmiechem na twarzy. Jestem co raz bliżej podłoża. Jeszcze chwila. I...dlaczego nadal żyję? Coś mnie trzyma..., albo raczej ktoś. No oczywiście, wspaniały Iron Man ratuje niedoszłą samobójczynie. Świetnie. No po prostu super.
- Zachciało się panience uczyć latać? Trzeba było zadzwonić chętnie bym pomógł - powiedział lekko rozbawiony mężczyzna.
- Proszę mnie natychmiast puścić, narusza pan moją przestrzeń osobistą. Mogę zadzwonić na policję - byłam wściekła.
- I co im powiesz? "Przepraszam, panie władzo, ten mężczyzna mnie złapał, gdy skakałam z dachu" - teraz to mnie zagiął. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Ręce założyłam na piersi i odwróciłam głowę w drugą stronę.W sumie to całe skakanie z dachu nie miało sensu. I tak bym się nie zabiła, co najwyżej byłabym w śpiączce na tydzień lub dwa. Dziwne? No nie wiem. Jestem zmiennokształtną i nie tak prosto mnie zabić. Ehh... Lecieliśmy, jak mi się wydaje, w stronę Avengers Tower. No, a gdzie by indziej. Nie dość, że teraz wszystko tłumaczyć, to jeszcze tłumaczyć to jakimś "super bohaterom" w lateksie. Lepiej być chyba nie mogło. Jest koło drugiej w nocy. Ciekawe, co Stark tu robił?
Pewnie za jakieś pół godziny będziemy w Tower. To ja może opowiem coś o sobie? No to tak, jestem zmiennokształtną i w jakiejś części upadłym aniołem. Dlaczego? Nie wiem, taka już jestem. To może teraz coś o wyglądzie? Nie mam konkretnego. Mogę go zmieniać, kiedy chce i na jaki chce. Tak samo jest ze zmianą w różne zwierzęta, albo tak zwaną hybrydę, na przykład wyglądam jak człowiek, ale mam kocie uszy i ogon. Najczęściej jednak kiedy jestem wśród ludzi to moje włosy są brązowe lub czarne, a oczy niebieskie. Mój naturalny wygląd to bardzo jasna, blada cera, białe włosy, srebrne oczy i 155 cm wzrostu. Dzieciństwa nie miałam kolorowego. Ojciec opuścił mnie i matkę jak byłam mała. Kobieta zawsze wypominała mi, że to moja wina, a potem znalazła sobie innego. Nie był dobrym ojczymem. Nie obchodził go mój los. Matkę to nie ruszało. A co z "mocą"? Nie miałam jej jeszcze wtedy. Objawiła się ona dopiero w wieku szesnatu lat. Do tego czasu przeżywałam piekło. Kiedy przemieniłam się pierwszy raz.., ale to historia na kiedy indziej. Zaraz jesteśmy w Avengers Tower. Tylko ja się może przedstawię? Tyle się rozgadałam, a nie podałam najważniejszych informacji. Nazywam się Alice Walker. Dodam jeszcze, że mam brata Alana jest taki sam jak ja tylko, że on wcześniej wyrwał się z tego bagna. Nie mam z nim żadnego kontaktu. Zawsze obiecał, że mi pomoże, że mam poczekać i co? Nic nie zrobił. Jak wszyscy. Nikomu nie można ufać.
Jesteśmy już na miejscu. Stark cały czas trzyma mnie na rękach ale, już bez zbroi.
- I co by tu z tobą zrobić? - zapytał sam siebie mężczyzna.
- Hmm...może pozwolić iść do domu? - zasugerowałam.
- Żebyś znowu próbowała się zabić? Nie ma mowy - warto było spróbować. Cały czas byłam w jego ramionach, co mnie strasznie irytowało. Szedł przed siebie.
- Znajdziemy ci jakiś pokój, a później pomyślimy co z tobą zrobić - mówił mężczyzna idąc przed siebie. - Jarvis jaki pokój jest wolny? - zapytał.
Dziwny człowiek. Pytać pustą przestrzeń czy jest wolny pokój? Chyba serio z nim źle. Nagle usłyszałam komputerowy głos, wydawał się wydobywać ze ściany?
- Pokój numer 36 jest wolny panie Stark - wydobył się głos z ścian.
- Dzięki Jarv - nie no spoko. Szliśmy, a raczej on szedł, w stronę pokoju. Pomieszczenie było białe z srebrnymi dodatkami. Ładny nawet. Duże, zapewne wygodne łóżko, jakieś meble i dwie, z wejściowymi trzy białe drzwi. Położył mnie na łóżko dodał, żebym nie robiła nic głupiego i wyszedł zamykając drzwi. Wstałam szybko sprawdzając czy okno można otworzyć, ale się zawiodłam. Wkurzona położyłam się na łóżku i stwierdziłam, że poczekam do rana. Nie zmieniałam się w żadne zwierzę, bo wiedziałam, że pewnie są tu kamery, a nie chciałam nic ujawniać. Miałam dzisiaj jasno brązowe włosy i niebieskie oczy. Leżałam i myślałam jaką bajeczkę im jutro wcisnę, żeby mnie jak najszybciej wypuścili. Jednak w końcu zmęczenie wygrało i oddałam się w objęcia Morfeusza.
CZYTASZ
Say you love me/Bucky Barnes
Fanfiction"- To nie moja wina, że się w Tobie zakochałam! - dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, co powiedziałam. Już chciałam wybiec z pokoju, ale ktoś mnie powstrzymał trzymając mój nadgarstek." ~fragment opowieści Pierwszy rozdział: 29 sierpnia 20...