Kiepski dzień

3.5K 190 15
                                    

Magicznym sposobem obudziłam się w moim łóżku w wieży. Okropnie bolała mnie głowa. Zapamiętać: nie pić z Hadesem i Lokim, nigdy. Spojrzałam na zegarek, który o dziwo był na mojej szafce nocnej. 7:47. Na początku nie kontaktowałam jeszcze, ale po chwili zerwałam się z łóżka.
- Spóźnię się! - wrzasnęłam na całą wieże pewnie wszystkich przy tym budząc. Zaczęłam szybko nakładać na siebie ubrania zaklęciami. Tak samo jak uczesanie włosów czy spakowanie się. Przywołam z kuchni jabłko i zaczęła się tam robić kawa dla mnie w termosie. Wybiegłam już gotowa do kuchni.
- Jarvis, która godzina? - w biegu jeszcze ubierałam buty.
- 7:57.
- Dzięki - nie zdążę. Chyba, że się przeteleportuje. Zgarnęłam kawę ze stołu i się skupiłam. Ignorowałam zdziwione spojrzenie Steve'a. Po chwili byłam niedaleko szkoły w jakiejś nie używanej uliczce. Ale mnie głowa boli. Biegłam już do szkoły. Weszłam do klasy równo z dzwonkiem, nowy rekord. Usiadłam na moje stałe miejsce obok Petera. Zdyszana położyłam boląca nadal głowę na ławce.
- Ejj, co ci? - zapytał zaniepokojony Peter.
- Głowa mnie boli i prawie się spóźniłam do szkoły. Masz jakieś tabletki przeciwbólowe?
- Tak, poczekaj - schylił się do plecaka, żeby pewnie wyjąć środek przeciwbólowy. W tym czasie do sali wszedł nauczycieli. Historia, ehh. Nudaaa i nauczyciel mnie nie lubi. Pewnie mnie dzisiaj spyta. Peter właśnie podał mi tabletki. Spojrzałam na niego z wdzięcznością i od razu wzięłam tabletki.
- A co tu za padjadanie na lekcji, panno Stark? - wiedziałam, że się przyczepi.
- Tabletki przeciwbólowe, proszę pana.
- Na pewno przeciwbólowe​?
- Tak proszę pana.
- A co cię takiego boli, że aż tabletki musisz wziąć, panno Stark?
- Głowa, proszę pana.
- No dobrze, dostajesz uwagę za nie zapytanie czy możesz wziąć te tabletki oraz zapraszam do odpowiedzi - uśmiechnął się wrednie i poszedł w stronę biurka. Westchnęłam ciężko i poszłam za nim. Wiedziałam, że nie warto się wykłócać. Czułam się jakaś niska. Spojrzałam jakie buty ubrałam i okazało się, że miałam na sobie zwykłe trampki. Jak? Nawet nie spojrzałam do lustra, żeby zobaczyć jak wyglądam. W taki sposób miałam na sobie za dużą bluzę, chyba Kapitana, która kiedyś magicznie znikła z jego szafy. Dosłownie magicznie. Przetarte jeansy no i trampki. Nie jest tak źle, poza butami.
- No dobrze pierwsze pytanie - powiedział z wrednym uśmieszkiem nauczyciel. Mieliśmy teraz temat I wojny światowej. Dlaczego nie druga? Dostałam dwójkę. Świetnie, muszę to poprawić. Zła poszłam do ławki. Nadal bolała mnie głowa. To będzie zły dzień.
- Masz płaskie buty? - zauważył Peter. - Co to się stało?
- Spieszyłam się. No i brałam, co było pod ręką.
- Niesamowite. Zapisze to chyba w kalendarzu - ja się tylko zaśmiałam i zauważyłam wystający z książki rysunek. Nie był jeszcze do końca ​skończony. Z nudów dokończyłam go. Pewnie dostając przy tym kolejną uwagę. Zadzwonił zbawienny dzwonek. Wychodziłam już z klasy, ale usłyszałam głos nauczyciela.
- Stark zostań jeszcze - nic nie mówiąc podeszłam do biurka.
- Tak, proszę pana?
- Ostatnio twoje zachowanie na lekcji jest bardzo lekceważące. A te kolczyki, tatuaże? Powinnaś za to wylecieć. Będę musiał poprosić twoich rodziców do szkoły.
- A to nie dyrektor powinien decydować czy mogę mieć kolczyki? Przyjął mnie, a widział mnie wcześniej. To nie powinno pana obchodzić - jest coraz bardziej wkurzony.
- Jak ty się odzywasz do nauczyciela?! Kiedyś było inaczej. Uczniowie bali się nauczycieli, a jak coś przeskrobali to były na to odpowiednie kary. Jak mi brakuje tamtych czasów. Jakbyś dostała raz, a porządnie odechciało by ci się takich pyskówek - a on wie, że groźby są karalne? - Jutro po lekcjach masz się stawić do mnie z rodzicami, oboje. Najlepiej jeszcze zadzwonię do nich, bo ty pewnie im tego nie przekażesz - szukał już w dzienniku numeru.
- Chciałabym uprzedzić, że matki nie mam, tak samo jak ojca.
- A Stark? Nie kłam mi w żywe oczy.
- To nie mój ojciec tylko opiekun.
- A drugi opiekun?
- Nie mam.
- To niech ten twój opiekun przyjdzie - łaski bez. - Już do niego dzwonię.
- Nie odbierze.
- A skąd to niby wiesz?
- Znam go.
- Szacunku do starszych dziewucho - przewróciłam tylko niezauważalnie oczami. Tak jak mówiłam Tony nie odbierał. Jarvis za to powiedział, że może jutro przyjść, bo nie ma żadnych spotkań.
- Proszę pana czy mogę iść już na następną lekcję, bo zaraz jest dzwonek?
- Tak, tak idź. Pamiętaj widzimy się jutro z twoim opiekunem po lekcjach.
- Tak, oczywiście.- nareszcie wyszłam z tam tąd. Akurat, właśnie zadzwonił dzwonek, a ja pobiegłam na następną lekcję.

*Time skip*

Za chwilę koniec ostatniej​ lekcji. Napisałam wcześniej do Happy'ego, aby po mnie przyjechał. Nadal bolała mnie głowa. Co oni mi tam dali? Dzwonek. Zbawienie. Wyszłam z klasy, a potem ze szkoły. Happy już czekał. Pożegnałam się z Peterem i poszłam do samochodu.
- Hej Happy.
- Witaj Alice. Coś się stało, że miałem przyjechać?
- Po prostu boli mnie głowa i jestem zmęczona.
- No dobra. A co tam w szkole?
- Nic ciekawego. Tylko Tony musi jutro przyjść do nauczyciela od historii po moich lekcjach.
- Co znowu zrobiłaś? - Happy był przyzwyczajony do moich wybryków.
- Właśnie nic - spojrzał na mnie wymownie. - No może niezbyt go ostatnio słuchałam.
- Tylko?
- No i nic nie robiłam na lekcji. No i dzisiaj wzięłam tabletkę przeciwbólową, a on się przyczepił. On mnie w ogóle nie lubi - mężczyzna się zaśmiał i spowrotem skupił na drodze. Spojrzałam na zegarek. 14:43. Przypomniałam sobie mój plan na poniedziałek. Dzisiaj jeszcze będę mieć trening z Natashą. Ale mi się nie chce. Happy wjeżdżał już do garażu. Podziękowałam, że po mnie przyjechał i poszłam na górę. W pokoju odrobiłam lekcje i przebrałam się w strój treningowy. Ostatnio chodziłam cały czas wkurzona.
- Co to za święto? Alice nie spóźniła się na trening - zaśmiałam się. Faktycznie byłam nawet przed czasem. Na Nat nie byłam zła. Wszyscy poza nią podsłuchali rozmowę. Wiedziała, że nie warto. Zgięłam się w pół po jakimś czasie z bólu brzucha.
- Co jest?
- Kod czerwony - Nat od razu zrozumiała.
- Chcesz jakieś tabletki?
- Możesz dać.
- Chodźmy do kuchni - poszłyśmy w stronę kuchni, ale nie wiedziałam, że to co tam zastane wkurzy mnie jeszcze bardziej.

Say you love me/Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz