Misja

2.9K 157 19
                                    

Chłopaki nawet nieźle dawali sobie radę z dietą. Wytrzymali dwa tygodnie bez żadnych fast-foodów. Dzisiaj był ostatni dzień i jutro już mogli zjeść pizzę. Jestem z nich dumna. Na obiad planowałam łososia z warzywami na parze i kaszę. Właśnie byłam w trakcie przygotowywania, ale ktoś mnie zaczepił. Okazał się to Clint.
- Co dzisiaj na obiad? - codziennie zadawał to pytanie. Stało się to już rutyną.
- Łosoś z warzywami na parze i kasza. Na kolację może zrobię sałatkę owocową. Pomożesz mi? - kiwnął głową. Wcisnęłam mu do rąk talerze z sztućcami i kazałam rozłożyć na stole. Nagle do salonu ktoś wszedł. Tej osoby się tu nie spodziewałam.
- Fury? A co ty tu robisz? - byłam szczerze zaskoczona.
- Macie misję - odpowiedział.
- Jaka? Kiedy? Gdzie? I o której? - do salonu weszła kolejna osoba. Okazała się to Natasha.
- Zniszczenie bazy hydry, jutro, w Strasburgu, o 7 wyjeżdżacie.
- Ale, że tak rano? - jęknął niezadowolony łucznik.
- Już nie marudź Legolasie. Zostaniesz na obiedzie? - pytanie skierowałam do naszego gościa.
- Mogę zostać - szczerze nie sądziłam, że się zgodzi. Dałam Clintowi jeszcze jeden talerz.
- Jarvis, zawołaj wszystkich na obiad.
- Już się robi Alice - znowu zrobiło się cicho. Nakładałam już jedzenie. Bohaterowie przyszli po kilku minutach. Gdy usiedliśmy do stołu zaczęły się pytanie.
- Co tu robi pirat? - zapytał Tony nakładając sobie jeszcze ryby.
- Jutro mamy misję. Jedziemy do Strasburga, rutynowa misja zniszczenia bazy hydry. Zbiórka 6.45, o 7 wyjeżdżamy - powiedziałam.
- Ale jutro jest nasz dzień pizzy - dodał Stark. Nick spojrzał na nas niezrozumiale.
- Alice zarządziła dietę dla wszystkich. Od dwóch tygodni nie jedliśmy żadnego niezdrowego jedzenia. Jutro miał być taki pierwszy - wytłumaczył Bruce. Jego to najmniej obchodziło. Przez dietę stał się jeszcze bardziej opanowamy i Hulk już się tak nie denerwował. Bohaterom poprawił się metabolizm, a Stark trochę oduzależnił się od alkoholu. Wszystkim to wyszło na zdrowie.
- No co? - Nick patrzył na mnie niezrozumiałym wzrokiem. - Przyda im się. Ostatnio naszym bohaterom pojawiły się boczki. Jak sobie to wyobrażasz? Zmęczyliby się samym dojściem do bazy hydry, a co dopiero walką. Ja tylko o nich dbam - powiedziałam.
- Ja nadal nie wiem jak sobie dajesz z nimi radę. Przydałabyś się w tarczy na jakimś wyższym stanowisku.
- Może kiedyś, może kiedyś - uśmiechnęłam się. Po skończeniu obiadu Steve z Wandą posprzątali.

Dzień minął normalnie. Wieczorem wszyscy przygotowali się do wyjazdu. Magią zrobiłam dla wszystkich sałatkę owocową. Dużo łatwiej panowało mi się telekinezą niż przed zaklęciem. Będę musiała to potem sprawdzić. Do pokoju wróciłam dość wcześnie, bo około 21. Zasnęłam też szybko.

Niespokojnie wstałam z łóżka. Spojrzałam przelotnie na zegarek. Wskazywał 4:37. Wiedziałam, że już nie zasnę. Przyciągnęłam się i poszłam do łazienki. Właściwie pierwszy raz mogłam się przyjrzeć mojemu nowemu wyglądowi. Moja twarz stała się bardziej poważna, byłam trochę wyższa, nawet talia mi się wyrobiła. Westchnęłam. Wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w strój na misję. Spojrzałam w lustro. Patrzyła na mnie młoda kobieta w czarnym stroju i długimi białymi włosami. Srebrne oczy były podkreślone eyelinerem i wytuszowanymi rzęsami. Poszłam szybko do sali treningowej. Ostatnio jestem jakaś nieobecna. - Jarvis powiedz mi jak będzie 6:15, do tego czasu niech nikt mi nie przeszkadza.
- Oczywiście - zaczęłam się rozgrzewać. Przebiegłam kilka kółek, zrobiłam parę brzuszków, pompek i przysiadów. Potem zaczęłam walić w worek. Tak zeszły mi kolejne minuty. Następnie spróbowałam przemienić się w pantere. Jednak coś było nie tak. Nie mogłam tego zrobić. Spróbowałam jeszcze raz, ale... To dziwne uczucie, przy zaklęcie, jak coś mnie opuszczało. To musi być to. Spróbowałam podnosić sprzęty na sali za pomocą telekinezy. Bezbłędnie, prosto, bez żadnego wysiłku. Rozwinęłam skrzydła. Były większe i silniejsze. Zrobiłam nimi jeden ruch i uniosłam się prawie pod sam sufit. Czyli straciłam zmiennokrztałtność, ale lepiej panuje nad mocami anioła. Usiadłam na środku sali. Czułam się strasznie dziwnie. Jakbym nie była sobą. Brakowało mi kogoś. Patrzyłam nieobecnie w lustro.
- Alice, jest już 6:15 - z transu wyrwał mnie głos Jarvisa.
- Dziękuję - wstałam i poszłam do salonu. Tam zrobiłam magią dla wszystkich naleśniki. Niech im będzie. O 6:25 już wszyscy byli w salonie.
- Alice, kochamy cię - powiedział Clint widząc naleśniki na stole.
- Ja was też kocham, ale teraz jedzcie. Zaraz musimy lecieć - nikt nie zakwestionował mojej decyzji. 6:55 byliśmy na dachu. Fury już czekał.
- Współrzędne są już gotowe, dajcie znać jak dolecicie. Nasi informatycy będą wam pomagać z siedziby - powiedział i poszedł.
- Jak zwykle wylewny - prychnął Tony.
- Lećmy już - powiedziała Natasha. Poszliśmy do odrzutowca.

Lecieliśmy parę godzin. Pilotował Clint z Nat.
- Moi drodzy, zbieramy manatki. Chce jeszcze dzisiaj wrócić - wstałam i skierowałam się do wyjścia. Wylądowaliśmy gdzieś w lesie. Objęłam nas zaklęciem niewidzialności. Przekazałam im jeszcze telepatycznie, że mają być cicho i poszliśmy. Do bazy hydry weszliśmy w miarę bezgłośnie. Potem się zaczęło. Tony i ja poszliśmy na prawo, Kapitan z Wandą na lewo, a Natasha i Clint prosto. Wiem jedno, wyszłam z prawy. Powalaliśmy agentów jeden po drugim. Kiedy doszliśmy do punktu sterowania zgrałam dane na pendrive'a. Tony, Cap i Clint podłożyli ładunki wybuchowe, które miałam uruchomić jak wyjdziemy z budynku. Tak się stało, ale jak zawsze coś musiało pójść nie tak. Stałam za blisko budynku, wybuch wkurzył Hulka, Steve oberwał kawałkiem gruzu, a ktoś jeszcze postrzelił Natashę. Cudnie. Przed straceniem przytomność widziałam tylko podlegającego do mnie Tony'ego. Potem była ciemność.

*Jakiś czas póżniej*

Czułam ogromny ból w plecach. To było moje pierwsze odczucie po przebudzeniu. Wbrew pozorom wcale nie oślepiła mnie biel.
- Moja głowa - jęknęłam.
- Dość mocno oberwałaś kawałkami gruzu - usłyszałam głos Bruca.
- To tłumaczy ból pleców i głowy. Jak długo byłam nieprzytomna?
- Parę godzin. Jest trzecia rano. Wróciliśmy godzinę temu.
- A co z innymi? - zapytałam.
- Tasha trafiła do kołyski, ze Stevem już wszystko dobrze - zapomniał o jednej osobie.
- A co z tobą? - zawsze o sobie "zapominał".
- A co ma być? - chyba nie rozumiał, albo nie chciał.
- Czy z tobą wszystko ok? Nic sobie nie zrobiłeś po przemianie?
- Alice, mówimy o Hulku. Jemu nic nie może się stać.
- Wiesz, że nie o to pytam - Bruce przez bardzo długi czas nie przemieniał się. Źle to na niego działało psychicznie i się nie dziwiłam. To jest jak nie panowanie nad własnym ciałem. Brak kontroli jest straszny. Widzisz, że robisz źle, ale nic nie możesz z tym zrobić.
- Wszystko jest ok. Nie musisz się tak martwić, naprawdę - uśmiechnął się lekko do mnie.
- Jak coś to wal śmiało. Zawsze chętnie pomogę - posłałam mu delikatny uśmiech.
- Będę pamiętał.
- Muszę sobie zrobić od was wakacje.
- Masz rację, przydadzą ci się. Możesz już iść. Weź tylko te tabletki i połóż się spać.
- Dziękuję Bruce - przytuliłam go. Zdziwiony oddał gest. Wzięłam te tabletki i poszłam do siebie. Tam od razu je wzięłam i poszłam spać. To był kolejny ciężki dzień. Serio potrzebuje wakacji.

__________________________________
Nareszcie skończyłam ten rozdział. Nie podoba mi się. Nic się nie dzieje.

Jak tam u Was?

Wiecie gdzie można obejrzeć Agents of S.H.I.E.L.D. i Agent Carter?

Do Kapitan Marvel już tylko 25 dni, a do End Game 73💓 Kto też się nie może doczekać? Jak macie jeszcze jakieś teorie spiskowe to piszcie.



Say you love me/Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz