Od Jamesa wyszłam wieczorem. Miałam mętlik w głowie. Wzięłam szybki prysznic i położyłam się do łóżka. Kiedy już prawie zasnęłam zadzwonił mi telefon. Na wpół świadoma odebrałam.
- Nie zapomniałaś o kimś przypadkiem? - dopiero po chwili ogarnęłam kto do mnie dzwoni.
- Co znowu Sherlock? - usłyszałam szczelnie psów po drugiej stronie telefonu. - Jak uroczo zaadoptowaliście psy z Johnem? - domyśliłam się, że chodzi mu o to, że zostawiłam u niego moje czworonogi.
- Nie żartuj sobie ze mnie Stark - warknął. - Kiedy je odbierzesz?
- Dobra, dobra. Nie unoś się tak. Jutro po nie wpadnę.
- O której? - niecierpliwił się.
- Och, nie wiem Sherl. Jak wstanę. Strefy czasowe są inne więc nie mogę ci określić. Teraz daj mi spać. Dobranoc - rozłączyłam się i wyciszyłam telefon. Specjalnie zostawiłam psy u niego. Bały się latać. Po za tym przydałoby się mu jakiekolwiek poczucie odpowiedzialności. Znowu próbowałam zasnąć.Obudziłam się dosyć wcześnie i o dziwo byłam wyspana. Poszłam do łazienki załatwić całą poranną toaletę. Ubrałam się w czarne jeansy i zwykły biały podkoszulek. Na to zarzuciłam jeansową kurtkę. Włosy związałam w kucyka i w trampkach wyszłam z pokoju. Poszłam do T'Challi zapytać czy mogą tutaj zostać moje psy w czasie kiedy z Jamesem polecimy do Francji. On się zgodził, a ja zadowolona przeszłam przez portal na Baker Street 221B. Tam zostałam powalona przez trzy psy. Przywitałam się z nimi i poszłam szukać Sherlocka. Zamiast jego zobaczyłam pani Hudson. Kobieta zdziwiła się moim widokiem, ale powiedziała mi gdzie jest poszukiwany przeze mnie mężczyzna.
- Może napijesz się herbatki moja droga? - zapytała pani Hudson.
- Chciałabym, ale nie mogę. Ja tylko na chwilę przyszłam. Bardzo dziękuję za zajęcie się psami, ale już zabieram je ze sobą. Do widzenia pani Hudson - powiedziałam nie dając dojść do słowa kobiecie. Wyszłam z mieszkania i skierowałam się do kostnicy, gdzie miałam znaleźć Sherlocka. Ares, Azazel i Strong wesoło dreptały obok moich nóg.Na miejscu weszłam do środka. Niestety czworonogi musiały zostać na miejscu. Weszłam do miejsca gdzie słyszałam rozmowy. Sherlock coś patrzył przy mikroskopie, a jakiś mężczyzna właśnie coś mówił.
- Hej Sherl, hej John i hej..was dwóch nie znam - wskazałam na kobietę i stojącego obok niej mężczyznę.
- Molly, a to jest Jim - odpowiedziała kobieta - mężczyzna uważnie mi się przyglądał. Udałam, że tego nie widzę, ale obserwowałam go kątem oka.
- Tak, fajnie.. - chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale Sherlock mi przerwał.
- Zabrałaś już te kundle z mojego domu? - zapytał nawet na mnie nie patrząc.
- Zabrałam i to nie są żadne kundle Holmes. Doucz się - prychnęłam. - Przyszłam ci to powiedzieć, a teraz znikam. Pewnie znowu zobaczymy się za parę lat. John miło było cię poznać - lokowaty mężczyzna chyba mnie nie słuchał. - Teraz Holmes powinieneś wstać i się ze mną pożegnać. Już twój brat ma lepsze maniery - on przewrócił oczami i wstał.
- Pa Alice, lepiej? - zapytała zirytowany. Ja uśmiechnęłam się i przytuliłam go.
- Teraz lepiej. Pa Sherl, John - idąc do wyjścia przypomniałam sobie o dwóch innych osobach w pokoju. - Molly miło było cię poznać. Ciebie też...Jim - ostatni raz przyjrzałam się mężczyźnie i wyszłam. W pałacu byłam chwilę później już z czworonogami. Zaprowadziłam je do mojego pokoju wyczarowując im karmę wyszłam z pokoju, zostawiając uchylone drzwi.Popadłam potem w rutynę. Przez kilka dni pomagałam Shuri w laboratorium. Miała wiele bardzo ciekawych projektów. Między innymi nowe ramię dla Jamesa. Temu projektowi poświęciłam szczególną uwagę. Ramię było całe zrobione z vibranium. Pomogłam jej dodać więcej czujników, żeby dłoń zachowywała się jak normalna. Dziewczyna skorzystała z mojego pomysłu na dodanie kamuflażu. Może miał ode mnie bransoletkę, ale to nie to samo. Byłam zadowolona z efektu. Po założeniu specjalnej osłony czuć było charakterystyczne cechy dla skóry. Oczywiście jeżeli ktoś miał bardzo wyczulone zmysły mógł odkryć, że to metal, ale dla zwykłych ludzi było to nie do wykrycia. Oprócz projektu ramienia Shuri uparła się, żeby zrobić dla mnie nowy strój. Wszystko miało się mieścić w kolczykach. Nie wiem jak ona chce to zrobić. Oprócz kolczyków był też w dwóch bransoletkach, które wyglądały jak dwie wstążki na rękę.
Skończyłyśmy po kilku dniach. Przez ten czas właściwie nie wychodziłam z pracowni. Wszędzie leżały puste kubki po kawie i energetykach. Shuri odsypiała, a ja kończyłam już szósty kubek kawy tego popołudnia. Ostatni raz przejrzałam wszystko i wyszłam z pracowni. W pokoju wzięłam szybki prysznic i ubrałam się w krótkie spodenki z czarną bluzką na ramiączkach. Wróciłam do Shuri i okazało się, że dziewczyna już nie spała.
- Kiedy macie lot? - zapytała ciekawa. Przez ten czas poznałyśmy się lepiej i powiedziałam jej o naszym locie z Jamesem do Francji.
- Pojutrze. Akurat skończymy ramię - odpowiedziałam patrząc w projekt.
- Wy to już tak oficjalnie? - trochę mnie zatkało.
- Można tak powiedzieć - dziewczyna uśmiechnęła się tajemniczo i wróciła do pracy. Spojrzałam na nią dziwnie, ale też wróciłam do pracy.Koło piątej rano wyszłam z pracowni. Rzuciłam się na łóżko i próbowałam zasnąć, ale ktoś mi przeszkodził. Od pięciu minut ktoś do mnie dzwonił, ale skutecznie udało mi się to ignorować. Do czasu. W końcu zła i zmęczona poszłam do biurka, na którym leżał telefon.
- Czego? - mruknęłam. Nawet nie spojrzałam kto dzwoni.
- Czyli śpisz? To ja ci nie będę przeszkadzał - rozłączył się. Stark ja cię zabije. Obiecuję. Teraz już nie zasnę. Poszłam wziąć zimny prysznic. Już trochę bardziej przytomna ubrałam długą białą sukienkę i czarne szpilki. Włosy zostawiłam rozpuszczone.
- J, która godzina? - zapytałam sztucznej inteligencji.
- 6:28. Poleciłbym ci duży kubek czarnej kawy i coś słodkiego, a najlepiej pożywny posiłek, Alice. Inaczej twój organizm nie da dzisiaj rady - powiedział z zatroskaną miną. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Dzięki J - rzuciłam i poszłam do kuchni. Za jego radą znalazłam duży kubek i wlałam do niego kawy. Po chwili namysłu zamiast kawy wzięłam herbatę. Poszperałam też trochę w szafkach i znalazłem czekoladę. Wzięłam kilka kostek i usiadłam przy stole. Może nie jest to bardzo pożywne śniadanie, ale ujdzie. Do pomieszczenia wszedł James. Automatycznie przede mną pojawił się talerz z okruszkami.
- Hej Barnes - powiedziałam z zamkniętymi oczami. Przy ustach miałam kubek.
- Hej Alice - oddalił ode mnie kubek i pocałował. Oddałam pocałunek z uśmiechem. - Co dzisiaj robisz?
- Może uda mi się odespać ostatnie dni i pakuje się na jutro, a ty?
- Trening i nie mam żadnych planów. Na co się pakujesz? Wyjeżdżasz?
- Barnes jesteś głupi czy głupi? Jutro lecimy do Francji, zapomniałeś? - uniosłam jedną brew.
- Ja? Zapomnieć? Oczywiście, że nie. Tylko cię sprawdzałem - odparł szybko. Za szybko.
- Jasne, jasne. Jutro musimy przenieść się na lotnisko w Nowym Jorku, a stamtąd już do Paryża.
- Dlaczego nie możemy się od razu przenieść twoim portalem.
- Chce, żeby to był zwykły wyjazd. Taki jaki robią zwykli ludzie. Nie zawsze mam taką okazję.
- A jak nas rozpoznają? No wiesz tak jakby jestem poszukiwany - powiedział.
- Coś wymyślę. Dzisiaj wieczorem w twoim pokoju - dopijając kawę wstałam. - Wybacz teraz spróbuje zasnąć - może niepotrzebnie wstawałam, ale wzięłam kilka tabletek nasennych. Powinno pomóc.__________________________________
Co sądzicie?
CZYTASZ
Say you love me/Bucky Barnes
Fanfic"- To nie moja wina, że się w Tobie zakochałam! - dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, co powiedziałam. Już chciałam wybiec z pokoju, ale ktoś mnie powstrzymał trzymając mój nadgarstek." ~fragment opowieści Pierwszy rozdział: 29 sierpnia 20...