Rano obudziłam się obok Jamesa. Próbowałam wstać, ale ręką Barnesa na mojej tali utrudniała sprawę. Kiedy w końcu udało mi się wydostać mężczyzna otworzył oczy.
- Przyznaj, że nie spałeś - westchnęłam.
- Spałem - uśmiechnął się niewinnie.
- Ja i tak wiem swoje - po chwili wyszłam z jego sypialni. Wróciłam do swojego pokoju i wzięłam szybki prysznic. Ubrałam potem czarne dresy i tego samego koloru bluzkę z długim rękawem. Włosy związałam w dwa dobierane warkocze. Znalazłam salę treningową. Było tam mnóstwo sprzętu do gimnastyki. Najpierw porozciągałam się. Musiałam wrócić do formy. Zrobiłem parę szpagatów, gwiazd i rundaków. W Wakandzie czułam się jak w domu. Weszłam na równoważnie. Nie była wcale taka niska. Najpierw przeszłam po niej, żeby oswoić się i zobaczyć jak bardzo jest szeroka. Potem zrobiłam prawie to samo tylko, że na rękach. Jak już się przyzwyczaiłam do wąskiej powierzchni robiłam na niej gwiazdy i mostki z jednoczesnym wstaniem na nogi. Kolejnym punktem były szarfy. Nigdy nie próbowałam, ale wydawało mi się to proste. Myliłam się. Kilka razy spadłam, albo prawie wisząc przez to głową w dół. Nie podawałam się i po wielu próbach udało mi się zrobić szpagat w powietrzu. Odetchnęłam z ulgą i zeszłam z szarf. Po chwili poszłam na szeroką matę, bardzo podobną co są wykorzystywane przez profesjonalnych gimnastyków. Na tej "ścieżce" zrobiłam pod rząd kilka gwiazd i wybiłam się do salta. Nie sądziłam, że mi się uda. Jednak udało się. Byłam z siebie dumna. Na koniec zrobiłam parę ćwiczeń rozciągających i wróciłam do pokoju. Ominął mnie obiad. Nie zauważyłam kiedy minął ten czas.Wzięłam szybki prysznic i przebrałam się w granatową sukienkę z sandałkami na platformie. Włosy związałam koka i wyszłam z pokoju. Chodziłam po królestwie. Zdałam sobie sprawę, że nie miałam okazji zrobić tego wcześniej. Wakanda była piękna. Wszędzie zielono, ludzie byli szczęśliwi, a dzieci biegały między domkami. Nagle zatrzymałam się. Tam gdzie przed chwilą widziałam bawiące się dzieci zobaczyłam spaloną trawę, poprzewracane domy i..trupy. Wstrząsnęło mną. Wszystko zniknęło tak szybko jak się pojawiło. Nie widziałam co się stało. Podeszły do mnie dwie kobiety i zapytały czy dobrze się czuje. O dziwo mówiły po angielsku.
- Tak, tak. Po prostu zakręciło mi się w głowie - skłamałam gładko. - Naprawdę nic mi nie jest - dodałam widząc ich wzrok. Chyba udało mi się je przekonać, bo odeszły mówiąc, żebym na siebie uważała. Tymczasowo nie chciałam tego nikomu mówić. Później zadzwonię do Stephena. Dalej szłam przed siebie. Tak się zagapiłam, że wpadłam na coś. I tym czymś był ogromny nosorożec. Cofnęłam się do tyłu. Zwierzę stanęło na przeciwko mnie. Zastanawiałam się czy to dobry pomysł na szybki odwrót. Po chwili spojrzałam na grzbiet ogromnego nosorożca. Siedział tam człowiek. Trochę odetchnęłam z ulgą.
- Przepraszam, zamyśliłam się - powiedziałam do nieznajomego.
- Nie szkodzi. Wakanda jest piękne więc ci się nie dziwię. Chyba nie jesteś stąd, prawda? - ciekawe po czym to stwierdził. Na usta cisnęła mi się niezbyt miła odpowiedź, ale w porę się opanowałam. - Gdzie moje maniery - powiedział i zsiadł ze zwierzęcia. - W'Kabi - pocałował moją dłoń.
- Alice - skinęłam głową. - Piękne stworzenie - powiedziałam tracąc zainteresowanie mężczyzną. Podeszłam do nosorożca, chociaż na pewno nim nie był, stając przed nim. Pierwszy szok minął. Wyciągnęłam rękę przed siebie czekając na ruch zwierzęcia. Czułam jak mężczyzna mi się przypatruje, ale ignorowałam go. Nosorożec powąchał moją dłoń i przystawił do niej swój ogromny łeb. W środku skakałam ze szczęścia. Kochałam zwierzęta. Te, które ja znałam i całkiem nowe dla mnie gatunki. Przysunęłam się bliżej głaszcząc go po chropowatej skórze. Ciszę przerwał głos mężczyzny.
- Dziwne, z reguły nie daje się dotknąć nieznajomym - powiedział zamyślony.
- Jak widać nie wszystkim - odpowiedziałam z uśmiechem. Ostatni raz go pogłaskałam i odwróciłam się. - Ja idę dalej zwiedzać. Żegnaj W'Kabi - rzuciłam przez ramię.
- Do zobaczenia Alice - powiedział. Szłam dalej przed siebie, tylko że uważniej. Spotkałam gromadkę dzieci, które się bawiły. Uśmiechnęłam się delikatnie na ten widok. Zobaczyły, że się im przyglądam i zaciągnęły mnie do zabawy. Nie miałam jak odmówić. Zagrałam w nimi w klasy i w berka. Świetnie się bawiłam. Pokazałam im też parę sztuczek. Były zachwycone.Wieczorem wracałam do pałacu z ogromnym uśmiechem na ustach. Mój kok się trochę rozwalił, ale nie przejmowałam się tym. Jak szłam do pokoju spotkałam Jamesa.
- A ty gdzie byłaś? Szukałem cię. Myślałem nawet, że wyjechałaś - dodał na końcu smutno.
- Tak szybko się mnie nie pozbędziesz - powiedziałam z uśmiechem.
- Nawet ci nie pozwolę - zastrzegł.
- Oczywiście.
- Nie wierzysz mi? - zapytał z uniesioną brwią.
- Nie - zaśmiałam się i zacząłem mu uciekać. - Najpierw musisz mnie złapać! - krzyknęłam jeszcze. Słyszałam jak zaczął mnie gonić. Uciekłam do swojego pokoju zamykając drzwi.
- To nie fair! - stwierdził.
- Nie było żadnych zasad - odpowiedziałam.
- Nie było zasad? - czułam, że się uśmiechał. Odkluczyłam drzwi i pobiegłam szybko za łóżko. On wszedł i szukał mnie wzrokiem. Zdradziłam swoją kryjówkę, rzucając w niego poduszką.
- To oznacza wojnę! - krzyknął z rozbawieniem. Rzucaliśmy się poduszkami jak małe dzieci. Znudziło nam się po godzinie i pokój był cały w piórach.
- T'Challa nas zabije - powiedziałam jak staliśmy w progu oglądając to pobojowisko.
- Za co miałbym was zabić? - o wilku mowa. Odwróciliśmy się do niego przodem z niewinnym uśmiecham zasłaniając przy tym pokój.
- Za nic - powiedział szybko James. Za szybko.
- Skoro za nic może wejdziemy do środka? Mam do was pytanie, a w progu tak nie wypada - bez zastanowienia rzuciłam na pokój zaklęcie maskujące. Jak weszliśmy wyglądało tu tak jak wcześniej. Bucky nie dowierzał, ale nic nie powiedział.
- To jakie to pytanie? - zapytałam chcąc, aby jak najszybciej wyszedł.
- Tak właściwie nie jest ono ode mnie, ale od Shuri. Pyta czy chcielibyście, a bardziej Alice pomóc jej w pracowni? Byłaby bardzo zadowolona jeśli byś się zgodziła.
- Bardzo chętnie - uśmiechnęłam się.
- To świetnie. Możesz przyjść jutro do pracowni. Dzisiaj już odpocznij - ciągnął. Spojrzał na nas trochę podejrzliwie.
- Oczywiście - kiedy on wyjdzie?
- Ja już pójdę. Nie będę wam przeszkadzał - nareszcie.
- Dobranoc - powiedzieliśmy w tym samym momencie z Jamesem.
- Dobranoc - odpowiedział i wyszedł.
- Mało brakowało - powiedziałam z ulgą.
- Bardzo mało - przyznał. - Co zrobiłaś?
- Zaklęcie maskujące - pstryknęłam i w pokoju znowu fruwały wszędzie pióra. Pstryknęłam drugi raz i wszystko zaczęło wracać do normy.
- Wow.. - powiedział. Wszędzie unosiła się srebrna mgiełka. Uśmiechnęłam się szeroko.
- I po kłopocie.
- Alice, ja też mam do ciebie pytanie - powiedział James po chwili ciszy.
- Kto pyta nie błądzi - usiadłam na łóżku.
- Czy my jesteśmy parą? - zdziwił mnie tym pytaniem. Nie wiem czy znałam na nie odpowiedź. Jednak powiedziałam, co podpowiadało mi serce.
- Tak James, jesteśmy parą - odpowiedziałam pewnie. On mnie do siebie przyciągnął i pocałował.__________________________________
Nareszcie skończyłam. Jest trochę słaby, ale nie mam pomysłów.Jak tam u was? Dzieje się coś ciekawego?
Napiszcie proszę co sądzicie o tej części.
CZYTASZ
Say you love me/Bucky Barnes
Fanfic"- To nie moja wina, że się w Tobie zakochałam! - dopiero po chwili zdałam sobie sprawę z tego, co powiedziałam. Już chciałam wybiec z pokoju, ale ktoś mnie powstrzymał trzymając mój nadgarstek." ~fragment opowieści Pierwszy rozdział: 29 sierpnia 20...