Małe wakacje

2.9K 155 76
                                    

Nie sprawdzany!

Rano wstałam strasznie obolała i od razu wzięłam gorący prysznic. Po nim ubrałam luźne desy i jakąś bluzę. Oczywiście nie moją. Ta chyba była Tony'ego. Poszłam do kuchni napić się kawy. Pilnie jej potrzebowałam. Kiedy weszłam do kuchni nikogo nie było. Znowu. Po zrobieniu kawy zjadłam małą kanapkę i usiadłam przed telewizorem. Leciał jakiś kiepski teleturniej, ale z nudów zaczęłam oglądać.

Po godzinie do salonu wszedł Steve z Samem i psami. Powinnam oddać je do kogoś. Tutaj się tylko męczą. Może do Wakandy?
- Kawy? - zapytałam.
- Chętnie - odparli. Zaczęłam robić napój, a oni poszli się przebrać. Wrócili parę minut po zaparzeniu.
- Wyjeżdżam na parę dni - oznajmiłam. Nawet nie wiem jak to wyszło z moich ust.
- Co? Dlaczego? Na ile? Coś się stało? - Sam zaczął zadawać pytania jak najęty.
- Potrzebuję wakacji, nie wiem na ile. Napewno wrócę jak będę potrzebna. Uprzedzając kolejne pytania - dodałam, bo widziałam jak Sam znowu otwiera usta. - Bruce zalecił mi odpocząć. Jestem ostatnio przemęczona.
- A gdzie jedziesz? - zapytał szczerze zainteresowany Steve.
- Może najpierw do Strange'a? Niech wie, że w końcu widzę. Potem wpadnę na chwilę do Londynu, mam tam znajomego detektywa. Tak między nami to dziwny człowiek. Następny przystanek no nie wiem? Gotham? Queen's? Manhattan? Hell's Kitchen? Zobaczę jeszcze. Co chcecie dzisiaj na obiad?
- Proponuje makaron z warzywami i serem - powiedział Sam.
- Zgodzę się bez sera.
- No dobra - westchnął. - Zawsze warto było spróbować - zaśmialiśmy się. Wysłałam chłopaków na zakupy, a sama zaczęłam się pakować. Tak naprawdę chcę jechać tylko do świątyni, Londynu i Wakandy. Spakowałam parę bluzek na długi rękaw, pięć par jeansów, dwie sukienki, bluzy,strój do ćwiczeń, jakiś dres, szpilki, kozaki i adidasy. Dopakowałam jeszcze parasolkę i płaszcz. Zajęło mi to wszystko dwie godziny. Steve i Sam już zdążyli pewnie wrócić z zakupów. Poszłam do kuchni. Nie myliłam się. Zaczęłam kroić warzywa, a Natasha, która nie wiadomo kiedy przyszła, przygotowała wodę na makaron. Clint nakrył do stołu, a Loki pomógł mi wszystko nałożyć.
- Jarvis zawołaj wszystkich na obiad.
- Oczywiście panno Romanoff - po chwili byli już wszyscy. Zajadali się makaronem, a ja tak jak ostatnio oznajmiłam, że wyjeżdżam.
- Wyjeżdżam na jakiś czas - zaczęły się znowu pytania.
- Nie wiem na ile, Bruce polecił mi wakacje, do starych przyjaciół. Nie musicie się martwić jestem już duża - przewróciłam oczami. - Zabieram ze sobą psy. Nie patrzcie tak na mnie. Wyjeżdżam za pół godziny - ostanie zdanie powiedziałam wychodząc z salonu. Musiałam jeszcze sprawdzić czy wszystko mam.

Po sprawdzeniu wszystkiego wróciłam już z walizkami do salonu. Strong, Ares i Azazel już szli za mną. W końcu wyjdą z wieży na dłużej niż godzinę. Pożegnałam się z wszystkimi i poszłam do garażu. Wybrałam jedno z czarnych sportowych samochodów. Po wyjechaniu z AT od razu odłączyłam Jarvisa i podpięłam J'a.
- Pierwszy przystanek: Bleecker Street 117a - cieszyłam się. Może niedawno go widziałam, ale kiedyś widywaliśmy się codziennie. Ustawiłam kierunek i ruszyłam.

Po dojechaniu pod świątynię weszłam bez pukania.
- Ja tylko na chwilę. Przyszłam powiedzieć, że masz ogromne szczęście Stephen.
- Widzisz?
- Tak. Już od dłuższego czasu - widziałam jak nieznacznie odetchnął z ulgą.
- To świetnie. Czemu nie zostaniesz dłużej? I, co tu robią twoje psy? - wydawał się zdezorientowany.
- Jadę na wycieczkę. Dawno nie byłam w Londynie. A psy? Jadą ze mną. Przyda im się trochę świeżego powietrza.
- A gdzie jedziesz potem?
- Skąd pomysł, że jadę? - uniosłam lewą brew w geście zapytania.
- Przeczucie.
- Jak u wszystkich wielkich geniuszy - prychnęłam. - Jeżeli już musisz wiedzieć to do Wakandy.
- To ja cię nie zatrzymuję. Czekam na kolejną wizytę.
- Oczywiście - uśmiechnęłam się, a on mnie objął. Wróciłam do samochodu.

Następny przystanek: Londyn! Wytworzyłam przed samochodem portal od razu pod interesującą mnie ulicę. Padało. Wyciągnęłam parasolkę i zamknęłam samochód. Azazel szedł spokojnie obok mnie, ale Strong i Ares zaczęli szaleć na deszczu. Zapukałam do drzwi z napisanym na nich Backer Street 221B. Uśmiechnęłam się szeroko. Jak mnie tu dawno nie było. Otworzyła mi starsza kobieta.
- Pani Hudson! - krzyknęłam.
- O jeny, Alice! Jak dobrze, że przyjechałaś. Tak dawno cię tu nie było. Wejdź proszę do środka, przecież tak strasznie pada - mówiła szybko.
- Tylko zawołam psy - odpowiedziałam. - Ares! Strong! Szybko do domu! - i jak mówiłam tak się stało. Kazałam im się nie otrzepywac, aby nie zamoczyły całego korytarza.
- Widzę, że masz nowych kompanów - zaśmiała się kobieta. - Zaraz dam ręczniki.
- Bardzo pani dziękuję - podała mi wcześniej wspomnianą rzecz i pomogła wytrzeć czworonogi. Już z dołu słyszałam skrzypiece.
- Opowiadaj kochana co u ciebie - zaczęła rozmowę kobieta.
- U mnie nic ciekawego. Mieszkam teraz w Nowym Jorku. Pomagam bohaterom, a tak to wszystko właściwie po staremu. Może u was jest trochę ciekawiej?
- Mieszkasz z superbohaterami? To cudownie. U nas jak zawsze. Sherlock znalazł w końcu współlokatora. Nazywa się John Watson. Bardzo miły człowiek. Zostajesz na dłużej?
- Mogę zostać na dwa, trzy dni. Potem znowu jadę.
- Cudownie. Zaraz zrobię herbatkę. Idź już tam do nich. Napewno się polubicie z Johnem - poszła do kuchni, a na górę. Weszłam cicho do pokoju a czworonogi dreptały za mną.
- Czyż mnie oczy nie mylą? Alice Stark zaszczyciła nas swoją obecnością - takie słowa usłyszałam na przywitanie. Oczywiście od naszego kochanego detektywa.
- Ciebie też miło widzieć Holmes. Ty to zapewne John. Miło mi, Alice Stark - wyciągnęłam dłoń do siedzącego mężczyzny.
- Mi również miło - uśmiechnął się. Zaczęłam podchodzić do Sherlocka.
- Nawet się nie waż Stark.
- Jedziemy po nazwiskach Holmes? Świetnie - byłam coraz bliżej niego. Jak już podeszłam wystarczająco blisko przytuliłam go. Nie cierpiał tego, ale z oporem oddał uścisk.
- Nigdy mi nie dasz spokoju.
- Skąd wiedziałeś? Twój super mózg ci powiedział? - westchnęłam. - Mów, wiem że chcesz.
- Zrobiłaś sobie dłuższą wycieczkę co mówi twoja walizka, ale nie zostajesz tutaj na dłużej. Góra trzy dni. Masz ze sobą psy więc chcesz je komuś oddać, bo wiesz, że w wieży tylko się męczą. Nie jechałaś długo, bo nie jesteś zmęczona, ale nie leciałaś samolotem, bo masz samochód. Na dodatek nie twój. Najprawdopobniej wytworzyłaś portal, jesteś przez to zmęczona. Nie robisz tego często. Wygnieciona koszulka i bluza. Leżałaś przed wyjściem. Z domu wyszłaś około godziny temu, między czasie byłaś jeszcze u kogoś, ale nie na długo. Nie jesteś bardzo mokra czyli było to jeszcze w Nowym Jorku. Teraz chcesz się położyć, ale nie chcesz być niegrzeczna. Stoisz i czekasz na herbatę, a po niej od razu masz zamiar iść się położyć - nadal nie rozumiem jak robi to tak szybko.
- Dokładnie - westchnęłam.
- Wiedziałem - chciał coś jeszcze powiedzieć, ale weszła pani Hudson. Potem było tak jak powiedział. Wypiłam herbatę, podziękowałam i poszłam się położyć. Miał rację zmęczyłam się z tym portalem bardziej niż myślałam.

________________________________
Późno, ale jest. Zdjęcie w mediach, kocham ❤

Chcę już trochę rozkręcić akcję. W końcu to książka o Bucky'm, a był wspomniany tylko raz! W mieszam w to Sherlocka, bo ostatnio go polubiłam.

Zaczęłam już poprawiać stare rozdziały, więc może w końcu książka będzie jakoś wyglądać.

Ma ktoś jakiś sprawdzony sposób na szybką naukę? Byłabym wdzięczna.

Co tam u Was w ogóle? Macie ferie? Ja mam i lecą stanowczo za szybko.

Jeszcze jedno pytanie. Bierze ktoś udział w konkursie o totalitaryźmie w trójmieście?

Say you love me/Bucky BarnesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz