Część 16: Z ukrycia

48 5 0
                                    

Poe pov.;
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Spojrzałem na zegarek. Była 8:43.
- O NIE! Jak ja mogłem tak zaspać?! - krzyknąłem i zerwałem się łóżka. Ledwo co stanąłem, wywróciłem się, bo zostawiłem moje buty przy łóżku.
- Kur...zapiał o północy!!! - zakląłem. Wstałem i pobiegłem szybko się przygotować. Wybiegłem z pokoju, skacząc na jednej nodze, próbując założyć drugiego buta.
- Komandorze Dameron! - powiedział C-3PO.
„Ku**a, jeszcze on." Pomyślałem.
- O co chodzi? - spytałem i w końcu udało mi się wciągnąć buta na stopę.
- Generał Organa chce widzieć pana na mostku, jak najszybciej. - powiedział.- Powiedziałem to najłagodniej jak mogłem.
„Oh-Oh. Mam kłopoty." Przeszło mi przez głowę.
- Dobrze, już idę. - powiedziałem, lekko poddenerwowany.
Poszedłem szybkim krokiem i lekko się denerwowałem. Martwiłem się, że Leia znów mnie spoliczkuje. Nie chciałem tego, poprzednim razem policzek piekł mnie jeszcze przez pięć minut. Od tego myślenia, nie zorientowałem się, że byłem na mostku.
- DAMERON! - krzyknęła Leia.
- Tak?! - spytałem zdumiony.
- Dlaczego nie byłeś na śniadaniu?
- Zaspałem....
- Dlaczego?
- Ehhh....
- Rey też nie było. Masz z tym coś wspólnego?
- Nie....
Zapadła niezręczna cisza. Lekko zakasłałem, żeby nie ciągnąć tej ciszy. Po chwili Rey wpadła na mostek jak szalona.
- Przepraszam za spóźnienie, pani generał! - powiedziała i zasalutowała.
„O matko" pomyślałem. „Tu salutujemy, gdy jest taka potrzeba." W sumie, nie można było jej za to obwiniać. Nasze dorastanie było różne. Moje dzieciństwo było w miarę normalne. Miałem swój pokój, kochających rodziców i zabawki. Rey nie miała z tego nic. A poza tym jest ode mnie młodsza o 13 lat. A to dość spora różnica.
- Czemu cię nie było na śniadaniu, Rey? - spytała Leia. - Wierze ci bardziej niż Dameronowi.
Oburzyłem się lekko, a Rey się uśmiechnęła. Pokazałem jej, że jak powie prawdę to nie żyjemy.
- Zaspałam.... - powiedziała Rey.
- Poe też zaspał. Jakie jest wasze wytłumaczenie? - spytała Pani Generał.
- No.... - Rey powiedziała.
- Improwizuj! - syknąłem cicho.
- Naprawialiśmy sokoła.... i nie zorientowaliśmy się która godzina... - Rey powiedziała i mrugnęła porozumiewawczo.
- No dobrze. W kuchni jest dla was suchy prowiant. Idźcie po niego.- powiedziała Leia i dalej rozmawiała z resztą dowództwa.
Wymaszerowałem szybko z mostka. Znając życie, to pewnie Tracy przygotowała mi kilka dobrych rzeczy jak mnie nie było na śniadaniu. Wszedłem do stołówki. Zobaczyłem 2 papierowe torby na stole, jedna z napisem Rey, druga z napisem Dameron i obok tego serduszko.
Wzięliśmy szybko torby i wyszliśmy.
Pożegnałem się z Rey i poszedłem do siebie.
„Spaliłem sobie dzień. Myśle, że dziś trochę potrenuję" Wszedłem szybko do mojego pokoju i wziąłem moją torbę z rzeczami treningowymi. Poszedłem do sali treningowej. Szybko wszedłem do szatni i się przebrałem.
Po jakimś czasie intensywnego treningu, zaczęły mnie trochę boleć ręce, i zgłodniałem. Usiadłem przy skrzyni gimnastycznej i zobaczyłem, co Tracy mi przygotowała. Hmm... jabłko, jakiś rogalik i ciastko. Nawet nieźle. Wziąłem najpierw jabłko. Nagle usłyszałem jak ktoś idzie. Schowałem się za skrzynią. Moją torbę treningową schowałem w szafce, więc mnie nie nakryją. Przyszła Tallie Lintra, Tracy i Finn.
- No dobra, pomogę ci Tracy. Tylko szybko. Zaraz muszę lecieć na patrol. - powiedziała Tallie.
Po chwili Tracy wyszła z szatni, w krótkiej koszulce i krótkich spodenkach.
- No, pokaz co umiesz, młoda!- zagrzała ją Tallie.
Tracy wzięła rozmach, lewy sierp, prawy sierp, kopniak, blok i zwód. I fikołek śmierci w powietrzu.
- Nieźle! - powiedziała Tallie. - Teraz nauczę cię jak się bronić.
Tallie pokazywała Tracy różne techniki obrony, a ja patrzyłem z ukrycia.
- Tallie Lintra proszona jest na mostek.- rozległ się głos po jakimś czasie.
- No, to ja idę. Narazie! - powiedziała Tallie i wybiegła z sali treningowej.
Tracy dalej trenowała na manekinie, a Finn jej doradzał. Po jakimś czasie Tracy uznała, że narazie starczy. Pobiegła do szatni, a Finn za nią. Pobiegłem po cichu do wejścia. Zauważyłem, że Tracy właśnie zdjęła swoją koszulkę treningową. Poczułem, że z nosa zaczęły mi lecieć kropelki krwi i że się rumienie. Tracy ma taką figurę jak nikt inny!  Obróciła się i jej policzki poczerwieniały.
- POE?! - krzyknęła i schowała się za Finnem.
- Kurna... - szepnąłem i znów szybko schowałem się za skrzynią.
- Tracy, chyba ci się wydawało. - powiedział Finn.
- Ale on tam był! - krzyknęła i usłyszałem odgłos, jakby ktoś dostał z liścia.
- Cicho bądź! Wiem że tam był! - buntowała się. - A w sumie już nie wiem. No dobra, przebiorę się i pójdziemy do Rose.
Po chwili wyszli. Zjadłem jabłko do końca i przebrałem się w normalne ubranie.
Wróciłem do siebie. Uznałem, że zjem ciastko. Nie miałem nic do roboty, bo trening mam za sobą. Co mogłem jeszcze zrobić?
- Poe Dameron i Tracy proszeni są na mostek. - wreszcie coś się dzieje!
Zjadłem ciastko i pobiegłem na mostek. Tracy właśnie szła. Kątem oka zauważyła mnie i tez zaczęła biec. Wbiegliśmy w drzwi od mostka i się zaklinowaliśmy.
- Ehhh... - Tracy poczerwieniała na twarzy.
- Niezręczna sytuacja. - powiedziałem i poczułem jak pieką mnie policzki.
- Czemu mnie podglądałeś?! - spytała oburzona.
- Co?! Ja dziś w ogóle nie trenowałem... - próbowałem się bronić.
- Jak nie?! Widziałam cię!
- Może ci się wydawało... - powiedziałem i Tracy mnie spoliczkowała.
- Bądź cicho! - burknęła i bardziej się zarumieniła.
Żeby nas uwolnić, zacząłem powoli ruszać biodrami, a Tracy przygryzła dolną wargę i jej policzki były strasznie czerwone.
- No co? Jakoś musimy się wydostać. - powiedziałem.
- Nic, nic. - powiedziała i lekko westchnęła.
Po jakimś czasie, w końcu wydostaliśmy się. Tracy była cała czerwona na twarzy, ja chyba tez, tylko mniej.
- Co to miało znaczyć?! - krzyknęła Leia.
- Urządziliśmy wyścig, kto pierwszy będzie na mostku.... - zacząłem.
- A skończyło się na tym ze utknęliśmy w drzwiach. - dokończyła Tracy i jej rumieniec zaczął stopniowo się zmniejszać.
- No dobrze. - westchnęła Leia. - Postanowiłam, że to wy polecicie do bazy Najwyższego Porządku, żeby ich zniszczyć główny rdzeń zasilający. Chociaż teraz zastanawiam się, czy to dobry pomysł...
- Nie, spokojnie pani generał. To przed chwilą, to był wypadek. A wypadki chodzą po ludziach, tak? - szybko powiedziałem. Jeśli chodzi o rozwałkę, to ja się piszę! A na dodatek Tracy idzie ze mną. Jej pomysły plus moje zdolności improwizowania to przepis na idealny plan!
- No dobrze. Polecicie sokołem millenium. I musicie jakoś wykombinować, jak dostać się na jeden z ich okrętów. Jeśli zniszczycie chociaż jeden rdzeń... - powiedziała Leia.
-... zapoczątkuje to reakcje łańcuchową, która wyłączy systemy i zniszczy wszystkie okręty!- dokończyła Tracy uradowana.
- Dokładnie! - skwitowała kobieta. - Idźcie się przyszykować. I niech Moc będzie z wami.
- I z panią, pani generał - powiedzieliśmy równo i zasalutowaliśmy.
Poszliśmy w kierunku drzwi, tym razem przepuściłem Tracy pierwszą.

Love with difficulties    »Star Wars«Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz