Epilog

105 8 0
                                    

Mijały dni. Tygodnie. A nawet miesiące...
Poe z każdym nastającym dniem tracił nadzieje, ze Tracy ma jeszcze kiedykolwiek stanąć na własne nogi, a co dalej z tym idzie- żyć.
Pewnego dnia, dość zwykłego, Poe wstał o 7:00, bo BB-8 pikał cholernie głośno, by obudzić Damerona.
- Dobrze, już wstaje.... - mruknął ledwo przytomny brunet.
Wczoraj poszedł spać po godzinie trzeciej w nocy, bo naprawiał swojego X-Winga.
Ubrał się szybko i skierował się w stronę mostka. Mijając centrum medyczne, nie raczył nawet spojrzeć czy sytuacja z Tracy jest na chociaż troszkę lepszym poziomie.
Poego coraz częściej kusiła myśl, by popełnić samobójstwo. Wiedział jednak, że nie może tego zrobić, bo Ruch Oporu go potrzebuje. Starał się zrobić cokolwiek, by zapomnieć. Palił, pił, brał różne środki uspokajające.... czasem nawet sięgał po żyletki, by ból ran mógł ukoić ból w jego sercu.... jednak nic z tego nie działało...
- Witam pani generał. - powiedział, dość smutno.
- Coś taki smutny, Dameron? - spytała Leia.
- Straciłem nadzieje na to, że Tracy może dalej życ. - wyznał jej od razu. - Tyle czasu jej nie widziałem...
- Właśnie, muszę o tym z tobą porozmawiać. - powiedziała tajemniczo Leia.
- Słucham panią. - powiedział brunet.
- Jest ktoś, kto chciałby z tobą porozmawiać. - powiedziała Leia i zza jej pleców wyszła Tracy.
Poe nie wierzył własnym oczom. W pierwszej chwili pomyślał, że to omamy przez te używki. Jednak nie. Stała tam Tracy, z krwi i kości, z dość bledziutką twarzą. Obok niej, stał statyw z kroplówką.
- Coś nie tak? - spytała dziewczyna.
- Ty.... TY ŻYJESZ! - zawołał radośnie Dameron i przytulił Tracy- Już myślałem, że cię nie odzyskam!
- Właśnie o tym chciałam z tobą porozmawiać, Poe. - powiedziała Leia. - Zanim przyszedłeś, poproszono mnie do centrum medycznego, bo okazało się, że Tracy żyje. Wiec powiedziałam jej, że ty tęsknisz za nią.
- Skąd pani wiedziała?! - spytał brunet i odsunął się od Tracy.
- Mimo tego, że mam swoje lata, to wzrok mi jeszcze nie szwankuje. Poza tym, czułam, że cię to dręczy.
Dameron słysząc słowa Lei, zastanawiał się jak wiedziała, że to mu zaprząta głowę. Jednak po chwili Poe przypomniał sobie, ze księżniczka Organa jest czuła na moc, bo jest z rodu Skywalkerów.
Poe spędził z Tracy cały dzień.
Wieczorem, polecieli na Yavina 4. W to samo miejsce, gdzie Dameron przepraszał Tracy za to co zrobił.
- Nie wierze.... - powiedział brunet.
- W co? - spytała Tracy.
- Że.... ty żyjesz.... - wyznał jej. - Martwiłem się każdego dnia, czy będziesz żyć. I przez to martwienie się doszło do tego.
Poe podwinął rękaw koszuli i oczom dziewczyny ukazały się rany i blizny od żyletek. Tracy spojrzała na Damerona z politowaniem i przytuliła go.
- Ja... przepraszam.... - powiedział i odwzajemnił uścisk.
- Za co?! - krzyknęła dziewczyna.
- Przez ten czas gdy ty byłaś ratowana przez lekarzy, miałem dość sporo czasu na rozmyślanie o tym co zrobiłem.... A zrobiłem dość dużo złego tobie, i nie tylko....
- Oh... Nie chce być wredna, ale.... możemy już iść? Bo mi troszkę zimno...
- Jasne.
Wstali i nagle Dameron złapał Tracy za rękę.
- Czekaj! - powiedział stanowczo.
- Yhh.... - policzki dziewczyny zrobiły się lekko czerwone. - Czemu?
- Muszę zrobić coś, co planowałem już od jakiegoś czasu.
Poe klęknął przed nią na jedno kolano i wyciągnął obrączkę ślubną jego matki. Tracy zaparło dech w piersiach.
- Czy.... wyjdziesz za mnie? - brunet powiedział to trochę nieśmiało, jednak z uczuciem. Jego policzki strasznie poczerwieniały.
- Nie jestem przypadkiem za młoda? - powiedziała niepewnie.
- Miłość to miłość. Nie liczy się rasa, wiek, czy wiara. - skwitował Dameron.
Tracy stała przed nim, zastanawiając się.
- Powiem ci, że.... - zaczęła -  TAK!
Poe włożył jej obrączkę na palec i wstał. Po chwili Dameron gwałtownie pocałował dziewczynę.
- Cieszę się, że się zgodziłaś. - wyszeptał  tuż przy jej ustach.
Potem nastał czas pokoju. Ale tylko na krótką chwile...

Love with difficulties    »Star Wars«Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz