Poe pov.;
Po kilku minutach pakowania potrzebnych rzeczy (między innymi bomb, amunicji, broni ITD), wsiedliśmy z Tracy na pokład sokoła.
- Dasz radę tym pilotować? - spytała, lekko nerwowa.
- Tą stertą rupieci? - prychnąłem dumny-Pewnie że tak. Ale ktoś musi tez iść strzelać.
- To ja pójdę. - odparła Tracy i skierowała się w stronę działka.
- Tracy! - krzyknąłem szybko, zanim wyszła z kokpitu.
- Tak? - spytała.
- Uważaj na siebie.... Proszę....
- Będę uważać. - powiedziała i pobiegła do pozycji strzelca.
Wystartowaliśmy. Było gorzej niż myślałem. Strasznie trzęsło, ledwo mogłem utrzymać statek na kursie.
- Poe! Spokojnie, bo zaraz zwymiotuje! - powiedziała Tracy do komlinku.
-Wybacz.... - powiedziałem cicho
Jakoś udało się przedostać na ich okręt. Wylądowaliśmy w pustym hangarze. Tracy wyszła z pozycji strzelca, lekko pozieleniała na twarzy i trzymała się za brzuch. „O kurde, to na serio bujało...."
-Następnym razem lecę a tobą. Mowy nie ma, że zejdę tam znowu.- powiedziała i zakryła usta, bo chciała wymiotować.
- Jak chcesz, to puść pawia. Nie mam nic przeciwko. - powiedziałem. Gdy byłem malutki, i zawsze gdy było mi nie dobrze, to moja mama mówiła, żeby lepiej zwymiotować, a nie trzymać to w sobie.
Tracy schowała się za jakimiś skrzynkami i puściła pawia.
Po chwili wyszła zza skrzyń i wytarła usta.
- No, lepiej. Chodźmy!
Powoli szliśmy przez hangar, przy okazji szukając jakiejś zapasowej broni.
Powoli zaczęliśmy iść przez korytarze, ale nie wiedzieliśmy gdzie. Zaczęliśmy się sprzeczać, czy iść na lewo czy prawo.
- Dobra. Spokój. - powiedziała Tracy i odetchnęła. - Zagrajmy w Wonga Winga!
- Ty chyba sobie żartujesz. - spojrzałem na nią z niedowierzaniem.
- Tak będzie sprawiedliwie. - powiedziała i uśmiechnęła się.
- No dobra. - wzruszyłem ramionami.
- Wonga Winga Czinga Czoge, powiedz którą wybrać drogę? - wyrecytowałem, a palec Tracy wykazywał raz w lewo, raz w prawo.
- Gwiazdy w dole, gwiazdy w górze, powiedz którą wybrać z dróżek? - wyrecytowałem do końca, a palec Tracy wskazał tam, gdzie ona chciała iść. Uśmiechnęła się szeroko.
- Hmph. Kto by pomyślał, że w Najwyższym Porządku uczą rymowanek... - mruknąłem zły.
- Nie, nie uczą. - powiedziała.- Finn nauczył mnie tej sztuczki. Powiedział, że jak zaczniesz od możliwości, która ci się nie podoba, to wygrasz.
- CO?! - ryknąłem zły. - Zabije palanta! Mi nie powiedział! Ty oszustko! - już chciałem sięgnąć po blaster.
- Ej! Spokojnie, Dameron! - „O szlag. Powiedziała Dameron. To znaczy, że jest zła."
- Chodźmy już. Nie ma na co czekać. - powiedziałem, lekko zdenerwowany.
Nie wiem jak, ale okazało się że to właśnie Tracy wybrała drogę do głównego reaktora. W sumie, to był kiedyś jej dom. Więc faktycznie, mogła to dobrze wybrać.
-Okej, teraz fiku-miku i będziemy w środku. - powiedziała Tracy i zaczęła kombinować jak otworzyć drzwi. Wpisała kod i drzwi się odsunęły.
- Dobra, teraz ty. - powiedziała i odsunęła się.
Wszedłem do środka, wyjąłem bomby i przymocowałem je do głównego reaktora. Wziąłem detonator i już miałem go odpalić, gdy nagle usłyszałem krzyk Tracy. Odwróciłem się pędem i Kylo trzymał ją za ręce i skleił jej usta, a ona szarpała się z nim.
- Masz ją w tej chwili puścić!!!! - krzyknąłem i poczułem, że zaczyna mi się lekko załamywać głos oraz że mam w oczach łzy.
- To przyjdź do sali tronowej. - powiedział i tyle go było widać.
- Jasny gwint! On ją zabije! - krzyknąłem i zacząłem biec, tak szybko jak jeszcze nigdy. Próbowałem jakoś się połapać gdzie jestem i nagle zobaczyłem Huxa.
- Ruda szmata... - mruknąłem i on to usłyszał. „Kurna, czemu ja mam dziś takiego pecha?!"
- Posłuchaj Dameron. - powiedział spokojnie. - Chce ci pomóc odzyskać tą małą.... jak jej tam....
- Tracy. - poprawiłem go.
- To teraz nie jest ważne. Phasma na mam pomoże. Wiec mamy przewagę liczebną.
- I moich przyjaciół. - powiedziałem i skrzyżowałem ręce.
- Dobrze. Chodź pokaże ci gdzie jest sala tronowa tego dzieciaka.
- Co? - zdziwiłem się.
- Tak mówię na Rena. Ale nie mów mu.
Zaczął maszerować w kierunku windy. Poszedłem troszkę niepewnie, w końcu Hux jest generałem Najwyższego Porządku, wiec podejrzewałem, że pewnie mnie wydyma (nie w tym sensie ;-;).
- Sala tronowa jest na ostatnim piętrze. - powiedział i podał mi swój komlink. - Jakby co, zawołaj do komlinku „teraz!", a Phasma przyjdzie ze szturmowcami. Wszedłem do windy i wcisnąłem guzik na ostatnie piętro. Martwiłem się o Tracy. I to cholernie. Bałem się, że Kylo będzie próbował ją zabić, albo przeciągnąć ją na jego stronę. Ją zawsze spotykają te najgorsze rzeczy. Czemu? Ja sam tego nie wiem.
Po chwili drzwi windy się odsunęły i wszedłem do sali. Kylo siedział na tronie.
- No, przyszedłem. - burknąłem zły.- Teraz zgodnie z obietnicą, masz wypuścić Tracy.
Jak powiedziałem, tak się stało. Tracy podbiegła szybko do mnie i się przytuliła.
- Ale nic za darmo! - krzyknął Ren i wstał z tronu ze złym uśmiechem.
- Czego ty w ogóle od nas chcesz?! - wrzasnąłem rozwścieczony.
Po chwili drzwi windy się rozsunęły i wszedł Hux.
- TY SZMATO! - zawyłem na rudzielca. - Myślałem że mamy sojusz!
- Cicho! - syknął szeptem Hux.
- Jak znów sojusz, generale? - spytał Kylo.
- Żaden. On blefuje. - warknął generał. - Chciałem ich po prostu zabrać do katowni by ich przesłuchać.
- To proszę. - powiedział Ren i machnął niedbale ręką.
CZYTASZ
Love with difficulties »Star Wars«
FanfictionTracy jest młodą dziewczyną, która podoba się Poemu Dameronowi. Na ich drodze staje wiele przeciwności. Próbują je pokonać, lecz niektóre z nich to ciosy poniżej pasa dla niego lub niej. Dla nich zdrada do ciemności jest rzeczą dość normalną. Poe i...