Slytherin da ci, czego trzeba

3.9K 138 4
                                    

Wszystko zaczęło się w roku 1939, kiedy po raz pierwszy miałam iść do Hogwartu. Wtedy też trwała wojna w świecie mugoli. Warto też wspomnieć, że były to czasy, w których bardzo ważna była czysta krew. W ministerstwie chyba 90 % czarodziei, mogło się takową pochwalić. 

Pochodziłam z jednej z bardziej znaczących rodzin. Niestety gdy miałam 9 lat mój ojciec zginął, lecz nie do końca znam szczegóły, prawdę mówiąc wiem tylko że, chodziło o jakiś spór w interesach. Nawet nie wiem kto go zabił i jak zginął, nigdy się też  tego nie dowiedziałam. 

Choć był to mój ojciec to jedyne wspomnienia z nim nie były najlepsze. Był surowy, bardzo dużo wymagał i skupiał się tylko na tym, aby jego mała córka nie przeszkadzała, a co najważniejsze nie zrobiła rodzinie hańby, a jej brat wyrósł na wzór jego odbicia. 

Jedyne czego żałowałam to tego, że moja matka go tak kochała. Ta miłość zaślepiła ją tak, że nawet nie pomyślała o mnie i Christopherze, gdy popełniała samobójstwo. Tak, moja matka pół roku po tragedii z ojcem nie mogła bez niego wytrzymać. To ja znalazłam jej martwe ciało, znużone w jej krwi zamieszanej z wodą; przedziurawiła sobie serce nożem. W tamtej chwili jedyne co czułam to pogardę. Prawda jest taka że była słaba, a ja przysięgłam sobie, że nigdy nie będę jak ona. 

Nadal posiadałam nazwisko Farewell, mimo tragedii jaką poniosła moja rodzina nie mogłam pozwolić sobie na słabość. Zamieszkaliśmy po śmierci obu rodziców na dworku u wuja. Miał równie duży dom więc nie było problemu o dwa dodatkowe zamieszkane pokoje. Kilka miesięcy później mój brat mnie opuścił jadąc do Hogwartu. Był ode mnie rok starszy, więc przez ten czas radziłam sobie sama, próbowałam nie przeszkadzać i nie być w żadnym wypadku ciężarem. Wujek nie był aż tak surowy jak mój ojciec, prawdę mówiąc chyba mnie polubił, a także jego bardzo młoda żona. Miała chyba około 20 lat, ale widziałam co w niej widział. Była piękna, wesoła, pełna życia, przez co chyba odmłodniał. Jej towarzystwo go na pewno w jakimś stopniu zmieniło. Rok minął mi szybko, zanim się obejrzałam stałam na peronie 9 i 3/4 tuż przy bracie. 

Gdy weszliśmy do pociągu on zauważył swoich znajomych, bo pomachał ręką koło mojego ucha.

- Poradzisz już sobie sama? - spytał jeszcze przed odejściem.

- Jasne, leć do znajomych - uśmiechnęłam się miło do niego. Są różne relacje w rodzeństwach, a nasze były naprawdę dobre. Kochałam brata, tak jak on kochał mnie. Wspieraliśmy się, bo wiedzieliśmy, że tak naprawdę mamy tylko siebie.

- A i jeszcze jedno - dodał - trzymam kciuki abyś dostała się do Slytherinu. Chcę cię mieć na oku, przez okres twojej nauki - puścił mi oczko i odszedł do swoich znajomych z drugiego roku. Patrzyłam jeszcze chwilę na niego witającym się z innymi ślizgonami, gdy jeden z nich na mnie spojrzał. Był to ciemny brunet o równie brązowych oczach. Patrzył na mnie z wyższością, a ja czułam się w tamtym momencie taka mała, bynajmniej nie przez to, że był rok starszy. 

Gdy się otrząsnęłam, uśmiechnęłam się tylko lekko do niego, a potem poszłam w przeciwną stronę. Znalazłam przedział, w którym siedziały dwie dziewczyny. Były w moim wieku, poznałam to po tym, że na szatach jeszcze nie miały broszur z oznaczeniem domów. 

- Cześć, mogę się dosiąść? - zapytałam stojąc przy drzwiach przedziału. Spojrzała na mnie jedna z dziewczyn, ponieważ druga chyba już spała. Obleciała mnie wzrokiem, zapewne dedukując czy przypadkiem nie jestem szlamą. - Moi rodzice są czarodziejami, jeżeli o to chodzi - przyznałam uśmiechając się miło do dziewczyny. I chodź moi rodzice już nie żyli to wolałam mówić o nich w czasie teraźniejszym. Nie chciałam żeby wszyscy wiedzieli o tragedii, która spadła na moją rodzinę.

Eighth HorcruxOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz