Dziedzic

1.9K 117 11
                                    

W salonie czy na korytarzach coraz częściej obijało się słowo „Śmierciożercy". Na początku myślałam, że to jakaś gra słowna. Jednak po usłyszeniu trzeci raz tej samej nazwy uznałam, że to nie mógł być przypadek. Koniec końców okazało się, że dowiedziałam się ostatnia. Była to nowa nazwa tej tajemniczej grupy, do której należał mój brat. Tom Riddle we własnej osobie uchodził za najbardziej znaczącego w tej szopce.

Coraz bardziej Tom Riddle i jego grupa wyznawców siała grozę. Sama postać Toma Riddla budziła postrach przez co nikt nie chciał mu podpaść. Prócz mnie. Znaczy nie to, że chciałam mu podpaść... Tu chodzi o to, że ja się go nie bałam, a zaręczam takich osób ze świecą szukać. Dla niego to była odskocznia. Przywykł do tego że zawszę gdzieś byłam i z nim normalnie rozmawiałam.

- Och... jak dobrze że na dzisiaj koniec nauki - wyznała Rebbeca, gdy staliśmy na jedym z korytarzy. - W tym roku chyba mój zapał do nauki już dawno zgasł.

- A wiesz że na jutro mamy przygotować wypracowanie na 7 stóp ? - zaśmiałam się.

- Co?! - zrobiła jakąś dziwną minę, przez którą nie mogłam przestać się śmiać.

- I z czego się śmiejesz? Przecież ty też musisz to napisać - prychnęła, a na jej twarzy pojawił się złośliwy uśmiech.

- Cóż, ja już to napisałam dwa dni temu - zaśmiałam się cicho.

- Jak ty to robisz? Nie umiem być taka zorganizowana jak ty - właśnie miałam odpowiedzieć, lecz niespodziewanie poczułam zimną dłoń na ramieniu. Zauważyłam że Rebecca przybrała dziwnie poważną minę. Odwróciłam się, a przede mną ukazała się postać Toma. Zdziwiłam się, bo nigdy wcześniej nie zaczepiał mnie od tak przy innych uczniach. Zwłaszcza, że na dodatek byłam w trakcie konwersacji z Rebeccą.

- Pogadajmy - powiedział i poszedł w swoją stronę dając mi do zrozumienia, że mam za nim iść.

- Wybaczysz mi? - spytałam Rebeccy. Ta tylko pokiwała głową na znak, że mogę iść. Pewnie dalej była zbita z tropu.

Ona nie mogła zrozumieć jak to możliwe, że mam jakiekolwiek relacje z Riddlem. Wiedziałam, że czasem jestem tematem do plotek u dziewcząt. Nie wiem, może mi zazdrościły? Oj, to na pewno, bo przecież która z dziewczyn nie chciałaby być z najbardziej przystojnym i popularnym chłopakiem w szkole? Ale ja przecież z nim nie chodziłam. A jednak i tak każdy słyszy to co chcę usłyszeć.

- Coś się stało Tom? - spytałam, po tym gdy do niego pobiegłam. Prowadził mnie dla odmiany na błonia. Chodź był środek listopada, to pogoda nie była najgorsza. Nie było zimno więc spokojnie mogłam sobie podarować wracanie po jakieś cieplejsze ubranie.

- Powiesz coś w końcu? - powiedziałam siadając pod Płaczącą Wierzbą; to samo zrobił Tom.

- Pamiętasz jak pytałaś mnie; o co chodzi z tym grzebaniem w przeszłości? - zaczął.

- Jasne, że tak.

- Już jestem pewny...

- Ale czego? - spytałam, bo zżerała mnie niecierpliwość.

- Nikomu nie możesz tego powiedzieć... - spojrzał na mnie poważnie.

- Obiecuje - starałam żeby to brzmiało jak najbardziej poważnie. Chciałam żeby wiedział, że umiem dotrzymać tajemnicy. I że zawsze może liczyć na moją pomoc.

- Jestem dziedzicem Salazara Slytherina - przez chwilę myślałam, że żartuje ale, wyglądał zupełnie poważnie. Wpatrywałam się w jego osobę przez nie wiem ile czasu. Nie obchodziło mnie to, że to dziwnie mogło wyglądać. Ale skąd on o tym mógł wiedzieć? Przecież Salazar żył tyle lat temu..

- Naprawdę? - wydusiłam z siebie w końcu.

- Pewnie mi nie wierzysz? Nazywam się Tom Marvolo Riddle. Tom po mugolskim ojcu - wyznał ze wstrętem.

Nigdy nie sądziłam że Tom może być półkrwi. Zawszę w podświadomości sądziłam, że do Slytherinu trafiają czysto krwiści... Ale skoro faktycznie jest dziedzicem Salazara to jego półkrwistość schodzi na dalszy tor - Marvolo po ojcu mojej matki. Zacząłem szukać kim może być Marvolo. Natrafiłem na księgi z drzewami genealogicznymi... I tak się dowiedziałem. Wiem co myślisz Elizabeth... To nie może być przypadek, bo jestem wężousty. Wiesz kto jeszcze był? Nie bez powodu na naszym herbie widnieje wąż.

- Wierze Ci - powiedziałam cicho. Odważyłam się spojrzeć w jego czekoladowe tęczówki. Były takie... pełne nadziei. Naprawdę mu wierzyłam. Już wtedy widziałam w nim potężnego czarodzieja.

- Nie spodziewałaś się prawda? - spytał - nie chodzi o to, że jestem dziedzicem, chodzi o mojego wstrętnego ojca - podkreślił z obrzydzeniem dwa ostatnie słowa.

- Może i się nie spodziewałam... To nic nie znaczy Tom, nic dla mnie nie znaczy. Bo ani chwili nie zwątpiłam, że będziesz wielkim czarodziejem - uśmiechnęłam się do niego. - Nikt ci nie podskoczy, no prócz mnie - po wypowiedzianych trzech ostatnich słowach zaczęliśmy się oboje śmiać.

Gdybym wiedziała, że to co wtedy powiedziałam spełni się. Och dlaczego ja taka byłam?

781 słów

Eighth HorcruxOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz