Klub Ślimaka

1.7K 111 13
                                    

Nie licząc dziewczyn z pokoju, raczej nikomu nie wspominałam o zaproszeniu do Klubu Ślimaka. Po pięciu dniach dostałam sowę od żony mojego wuja. Miałam z nią dobry kontakt, więc opowiedziałam jej o zaproszeniu i poprosiłam ją żeby przysłała mi sukienkę z mojej szafy. Od razu po przyjściu paczki schowałam ją w bezpieczne miejsce. Nie chciałam żeby ktoś ją zobaczył. Lubiłam robić wrażenie, lubiłam także widzieć zaskoczenie na twarzach dziewczyn z pokoju, choćby wtedy gdy wyrecytowałam wszystkie składniki eliksiru spokoju.

Był to dzień, w którym niezmiernie bolała mnie głowa. Siedziałam w wielkiej sali na śniadaniu z Rebeccą ledwo wytrzymując. Z drugiej jednak strony ona chyba czuła się kilkukrotnie gorzej...

- Poradzisz sobie - pocieszyłam Rebecce. Był to dzień gdy miała rekrutacje do drużyny w quidditchu.

- Ale będziesz na trybunach tak?

- Oczywiście, że tak! W ogóle skąd te pytanie? Przecież wiesz, że tak ważny dzień bym cię nie zostawiła - przyznałam uśmiechając się do niej. 

Wstaliśmy od stołu kończąc jedzenie i poszliśmy w stronę drzwi. Zaraz po tym rozdzieliliśmy się, bo ona musiała się przygotować do dzisiejszego wyzwania. Ja natomiast poszłam do biblioteki po jakąś książkę żeby się nie nudzić na trybunach, a potem bo jakiś szalik, bo chcąc czy nie chcąc ten dzień nie zapowiadał się najwspanialszą pogodą świata. Właściwie była bardzo dołująca i zimna jak na końcówkę września.

*

Zauważyłam Gabrielle i Oliwię na trybunach, więc bez zastanowienia poszłam się do nich przyłączyć. Przez pewien czas w ogóle nie zwracałam uwagi na boisko, tylko na książce. Dziewczyny cały czas nawijały o urodzie chłopaków w drużynie i o nowych perełkach, które do tej drużyny mają dołączyć. Bardzo lubiły ten sport, ale bardziej wolały go oglądać niż przynajmniej spróbować w nim grać. Dlaczego miałabym się dziwić skoro po pierwsze w tych czasach górowali jeszcze mężczyźni, a po drugie gdyby latały po boisku nie miały by tak wygodnej perspektywy do oglądania chłopców. Dziwie się. że nie widziałam tam Samanthy, która ma take same poglądy co dwie siedzące koło mnie dziewczyny.

W końcu kapitan drużyny Winky Crockett oznajmił, że teraz kolej na ścigających. Rebecca i paru innych osób znalazło się na boisku. Chyba podzielili się na dwie grupki i musieli zagrać mecz. Na boisku widać było, że Rebecca do tego była stworzona. Dobrze współpracowała z dwoma uczestnikami z jej drużyny robiąc "głowę jastrzębia" czy "przerzutkę" - która wcale nie była taka łatwa. Po dłuższej chwili w końcu zeszła z boiska. Wyniki miały być na następny dzień.

Poszłam do salonu węża, usiadłam na jednej z pustych kanap i zanurzyłam się w lekturze, czekając na Rebecce. Na szczęście już nie bolała mnie głowa tak jak z rana. W salonie było niewiele osób jak na sobotę ale to wszystko dlatego, że większość była jeszcze na stadionie.

- I jak mi poszło? - Spytała Rebecca wchodząc do pomieszczenia. Dziewczyna miała rozwalony kucyk, ale za to nie widać było po niej większego zmęczenia. Muszę przyznać zawszę miała dobrą kondycje, zazdrościłam jej tego.

- Z mojej perspektywy wymiatałaś dziewczyno! - wstałam z sofy aby do niej podbiec i przytulić.

Następnego dnia wstałam trochę późno przez co przyszłam spóźniona na śniadanie. Gdy wchodziłam do sali na przeciw mnie szedł Arthur z swoimi znajomymi z Ravenclaw'u. Uśmiechnął się do mnie, a ja odwzajemniłam ten sam gest. Chłopak wydawał mi się sympatyczny, więc chodź zamieniliśmy dosłownie parę słów to ja zdążyłam go polubić.

Usiadłam jak zwykle koło Rebeccy, która widać od razu była zestresowana. Zaraz miało się okazać kto będzie w reprezentować Slytherin w quidditchu.

Eighth HorcruxOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz