A jeśli nie znaczyłam nic?

1.6K 105 21
                                    

- Gdzie jest ten pieprzony kłamca?! - poniosło mnie, ale w tamtym momencie mało obchodziło mnie to, że robię wokół siebie jakieś zamieszanie.

Chodziłam tam i z powrotem po domu Salazara Slytherina i szukałam Riddla. Oszukał mnie, już nawet nie chodzi o to, że mi nie powiedział chodzi o to że złamał swoje zasady.

Przyjmując pierwszą lepszą dziewczynę do Śmierciożerców, zamiast mnie? Przecież to ja byłam przy nim przez te wszystkie lata najbliżej, to ja go wspierałam i dotrzymywałam mu towarzystwa. No wiem niby taka osoba jak Tom Riddle nie potrzebuje bliskich osób, on sobie może poradzić sam. Ale dla mnie to bzdura, każdy potrzebuje wsparcia drugiej osoby .

No więc dlaczego wybrał jakieś kilka dziewczyn i to jak się okazuje jakiś czas temu do swojej grupy? A wśród nich właśnie wczoraj zalazła się Samantha. No to był jakiś żart. Koszmarny, żałosny żart. Przecież to moja koleżanka z pokoju. I już nawet nie chodzi o to, że przeszła mnie fala zazdrości, do której lepiej się nie przyznawać, ale o to co ona sobie o mnie pomyślała skoro od tego czasu wiedziała, że ja do tej grupy nie należę.

Myślałam, że po tym jak pokazał mi komnatę i gdy spędziliśmy razem Halloween było wszystko między nami w porządku. Minęło od tego czasu parę tygodni, a ja miałam z nim dobry kontakt. To o co ty chodziło?

W jego pokoju go nie było. Tak jak i w salonie, bibliotece i korytarzach, w których najbardziej prawdopodobna byłaby jego obecność.

Nieubłaganie zbliżała się godzina ciszy nocnej, jednak ja nadal szwendałam się po korytarzach. Tym razem mu nie mogłam przepuścić, bo wgłębi duszy choć na głos bym tego nie powiedziała, zrobiło mi się trochę smuto, że ceni bardziej Samanthe i te inne dziewczyny z innych roczników, niż mnie.

Ostatnią myślą, która mogłaby być możliwa to to, że Tom znajdował się w komnacie. I na całe szczęście miałam dobrą pamięć do trudnych słów, ponieważ zapamiętałam hasło do wejścia przez umywalki.

Była odpowiednia godzina abym miała pewność, że nikt raczej nie będzie się kręcić przy łazience, która tak czy siak mało kiedy była przez kogoś używana. Wypowiedziałam hasło w mowie węży i choć nie wiedziałam co mówię to i tak poszło wszystko z planem.

Gdy byłam już na dole, nie myliłam się. Komnata była otwarta, a Tom siedział w środku i przeglądał jakiś dziennik, który w tym momencie mnie mało obchodził jak i to, że zaraz miałam przerwać czynność chłopaka.

Nie skradałam się, to nie miał być dowcip które lubiłam chłopakowi robić. Gdy weszłam do komnaty od razu odwrócił głowę, bo ja dużymi, energicznymi krokami stąpałam po ziemi. Zauważył, że jestem wściekła, trudno byłoby tego nie zauważyć i jeżeli myślał, że ładną buzią złagodzi mój bulwers to grubo się mylił.

- El, pragnę przypomnieć, że twój czas się kończy i powinnaś być już w dormitorium - uśmiechnął się złośliwie. Och jak ja nienawidziłam tych jego żałosnych uśmieszków i gierek. Myślał, że jeżeli ma przewagę przez to, że jest starszy, mądrzejszy, miał swoją pieprzoną bandę Śmierciożerców i to że jest dziedzicem Slytherina; to będę się w jakimś stopniu go bała, albo chociaż będę darzyła go szacunkiem to grubo się mylił.

- Co ty sobie myślisz ty...ty... - próbowałam wymyślić coś w miarę sensownego, ale nie było to takie proste. Kiedy złość kipi w moich żyłach, jak po jednej z fasolek wszystkich smaków, to ja nie wiedziałam do czego mogę być zdolna - arogancki, bezczelny i kłamliwy dupku! - burknęłam stukając jednym palcem w jego tors.

- Myślę, że takie dziewczynki jak ty powinny dawno leżeć w łóżku, bo na wieczór głupieją - mruknął złośliwie.

- Ha. Ha. Uśmiałam się po pachy - warknęłam - jak mogłeś mnie tak okłamać?

- To znaczy?

- No nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodzi - spojrzał na mnie pytająco - wiesz dziś tak siedziałam sobie spokojnie w pokoju i robiłam referat na transmutacje. I nagle przybiega Samantha z wspaniałą wiadomością. Spytasz jaką, odpowiem ci na to pytanie. To żadna tajemnica! Została przyjęta do Śmierciożerców! A wiesz co jest najciekawsze w tym wszystkim? To, że już od paru tygodni do twojej grupy dochodzą nowe dziewczyny, a mnie tam jeszcze nie zaproszono, tylko najpierw musiała znaleźć się tam moja koleżanka z pokoju! To przecież ja jestem twoją przyjaciółką tak?! - wykrzyczałam na trzech nikłych oddechach, a chłopak nic nie powiedział. - Pozwól, że cię zacytuję: "dla zasady, nie wpuszczam dziewczyn" - byłam ciekawa co powie na jego wcześniejsze słowa.

- Okoliczności się zmieniły - powiedział oschło, wrócił do tego jego codziennego tonu, który przyprawiał o ciarki - im więcej osób czystej krwi się przyłączy tym lepiej.

- Ja także jestem czystej krwi i to nie zmienia faktu, że nie poinformowałeś mnie o zmianie zdania.

- Bo go względem ciebie nie zmieniłem - odparł, a ja prawie się udławiłam własną śliną. On sobie w tamtym momencie chyba żartował. Ale to nie był śmieszy żart.

- Słucham?! Czy ja dobrze rozumiem? Moje koleżanki z pokoju, rocznika będą stać w twoich szeregach, a ja nie? Tom czy ja w ogóle coś dla ciebie znaczę?! - palnęłam bez zastanowienia. Z jednej strony chciałam usłyszeć co ma do powiedzenia na ten temat, bo nigdy o takich sprawach nie rozmawialiśmy, lecz z drugiej bardzo się obawiałam, bo jeżeli nie znaczyłam nic? A on dla mnie znaczył bardzo wiele, bo jakby nie patrzeć przez tyle lat ile uczęszczam do Hogwartu dużą czasu myślałam o Tomie.

Miałam wrażenie, że zaraz moje oczy się zwilżą słonymi łzami, jednak to z trudem powstrzymywałam. Już raz mnie widział płaczącą. To wystarczało. Już nie chciałam się bardziej przy nim pogrążać, nie w taki sposób.

Tom zrobił krok w moją stronę, nie odrywając kontaktu wzrokowego. Nie wiem czemu, ale czułam, że serce zaczęło mi dudnić jak oszalałe. Podniósł rękę i położył ją na moich włosach, aby je przeczesać. Poprawił przy tym kosmyk włosów, którzy notorycznie spadał mi do oczu. Po chwili podniósł mi delikatnie podbródek. To było tak nie podobne do jego codziennego zachowania...

- Znaczysz i to wiele, a tak nie powinno być - powiedział po chwili ciszy - przecież jestem osobą bezuczuciową, nie mogę mieć słabości. A ty stanowisz problem.

- Jestem twoją słabością? - wydukałam zdziwiona i już wtedy troszeczkę spokojniejsza.

- El, nie chcę cię w Śmierciożercach - zaczął - bo członkowie to tylko nędzni słudzy. Wszystko jest tam mówione co wiesz, a zazwyczaj wiesz więcej niż inni. Po co więc mam cię tam trzymać, na zebraniach i tego rodzaju spotkaniach? Nie chcę cię tam, chcę cię tu - mówił spokojnie, a ja coraz lepiej się czułam. Dotarło do mnie, że wcale nie byłam gorzej traktowana, tylko właśnie lepiej. Zrozumiałam, że nie chcę mnie narażać i nie chcę żebym wykonywała jakąś czarną robotę.

Wtuliłam się w niego, on oddał uścisk, trwaliśmy w nim kilka dłuższych sekund, a później oparliśmy się o jedną z kolumn. Chwilę rozmawialiśmy, lecz Tom zajął się dziennikiem. Oparłam się o jego ramie i zamknęłam oczy.

1148 słów

Eighth HorcruxOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz