Długi czas wakacji spędziłam na czekaniu, czekaniu na list. Pod koniec roku szkolnego spytałam się Toma czy da mi adres domu. Nie zrobił tego, więc ja podałam mu mój i poprosiłam żeby chodź raz mi coś wysłał. Oczywiście, nie posłuchał mnie, a ja żyłam przez dwa miesiące w złudnej nadziei. Za to z Rebeccą pisałam regularnie, pod koniec wakacji zaprosiłam ją do siebie na ostatni tydzień.
Byliśmy razem na ulicy Pokątnej aby kupić podręczniki. Tam, gdy wychodziłam z "Miotły drugiej ręki", bo Rebecca chciała się zaopatrzyć w nową. Wpadłam tam na rudego Krukona z roku wyżej. Tego, na którego zwróciłam uwagę błądząc po szóstym piętrze w zeszłym roku szkolnym.
Chłopak automatycznie podał mi rękę, bo to ja straciłam równowagę przez co upadłam.
- Ja bardzo przepraszam - powiedziałam, gdy ten stawiał mnie do pionu. Otrzepałam się niepotrzebnych paprochów, a potem spojrzałam mu w twarz. Chłopak nie należał do brzydkich, wręcz mogłabym rzec, że byl przystojny.
Rude włosy w nieładzie opadały mu na czoło i trochę wchodziły mu do dużych morskich oczu. Mały zadarty nos nadawał mu trochę łobuzerskiego wyglądu, do tego jeszcze parę usianych piegów dodawało mu uroku. Na twarzy widniał wielki uśmiech mówiący: "DZIĘKUJE ZA TEN PRZEPYSZNY OBIADEK MAMO!" Ale niestety śladu po obiedzie nie widziałam, a jego matka raczej się tu nie kręciła.
Byłam za to ja, o głowę niższa, stojąca na przeciw, wyglądająca jak jakaś ofiara losu. Po raz pierwszy; nie licząc Riddla, zrobiło mi się przy jakimś chłopaku głupio.
- Nie ma za co, ja też nie uważałem, gdzie idę - wyciągną jeszcze raz dłoń w moją stronę, ale tym razem nie po to aby mnie podnieść - nazywam się Arthur Dehaan.
- Elizabeth Farewell - uścisnęłam dłoń chłopaka i także wysłałam mu szczery uśmiech.
- Dobra, mam Eliza! - Zawołała do mnie Rebecca machając ręką na znak abym przyszła. Przerwała mi przy tym nikłą konwersacje z owym chłopakiem.
- Miło cię było poznać - przyznałam, a potem wysłałam przepraszające mu spojrzenie i podbiegłam do przyjaciółki.
*
Nadszedł czas powrotu do Hogwartu. Razem z Rebeccą i moim bratem, weszliśmy do pociągu. Dziewczyna od razu, gdy zauważyła Gabrielle i poszła w jej kierunku. Christopher poszedł do swoich znajomych w przeciwną stronę, więc ja zostałam szybko sama. Stojąca na środku korytarzu, pomiędzy przedziałami w pociągu. Przez chwilę podziwiałam jeszcze wnętrze tego magicznego pojazdu.
Zawszę lubiłam te miejsce na początku września. Szczerze mówiąc gorzej było wracać z Hogwartu, niż tam jechać. Bo tam gdzie pomieszkuje u wuja to nie dom.
Nie mój.
Co innego w szkole, tam mam przyjaciół, wiedzę i wieczne tajemnice jeszcze nie odkryte.
Gdy ocknęłam się z lekkiej zadumy, ruszyłam przed siebie. Napotkałam czekoladowe tęczówki, które zwróciły ku mnie uwagę.
Tom Riddle, znów jeszcze wyższy i przystojniejszy. Dla dziewcząt ze szkoły obiekt westchnień - dla mnie przyjaciel i przywódca.
Choć chcąc czy nie chcąc byłam na niego troszeczkę obrażona, bo całe wakacje nie dostałam od niego żadnego listu, a mówiłam mu że mi zależy. Chciałam już zacząć narzekać, gdy zauważyłam na jego szacie plakietkę prefekta.
- Prefekt? - zdziwiona popatrzyłam jeszcze raz na jego twarz, oczekując odpowiedzi.
- Cóż, teraz będziesz musiała zwracać się do mnie z szacunkiem, bo inaczej czeka cię szlaban - uśmiechnął się złośliwie. Nie chciałam być gorsza, więc także wysłałam mu kwaśną minę.
CZYTASZ
Eighth Horcrux
Fanfic" [...]- Boje się, wiesz? - mruknęłam. - Wiem - szepnął - nie chciałem cię tu brać El, mówiłem ci... Nie będę żałować, bo taki już jestem, rozumiesz? Nie zmienię się, nie umiem, nie chcę... on na to zasługuje! Muszę to zrobić. - Za każdym razem gdy...