Goodbye, Nana.

1.5K 87 25
                                    

Tej nocy po raz pierwszy pokazałam swoje niekontrolowane uczucia. Tylko dlaczego tak późno? Przecież prawie ją straciłam. Widać, że jej na mnie zależało, inaczej nie przyszła by do mnie.

Reszty nocy nie pamiętam. Wiem tylko, że wtuliłam się w Toni. Po głowie zaczęły mi chodzić różne rzeczy. Pomyślałam o tym, jaka byłam w stosunku do niej jeszcze wcześniej. Nie chciałam jej do siebie dopuścić. W tamtej chwili wydawało się to takie dziwne, ale teraz czuję się lepiej. Przybliżyłam swoje usta do jej ucha i lekko je musnęłam, po czym powiedziałam:

- Przepraszam...

Nie odpowiedziała mi. Ścisnęła mocnej moje ramię i poszłyśmy spać.

Następnego dnia rano obudził mnie telefon. Odebrałam.

- Dzień dobry. Z tej strony pracownik miejskiego szpitala Riverdale. Mam ważną informację na temat pacjentki Rose Blossom. Czy mogę prosić Panią Penelopę?

Chodziło o Nanę.

- Dzień dobry. – zmieniłam swój głos na bardziej dojrzały. – Przy telefonie, słucham.

- Bardzo przykro mi to mówić, ale niestety Pani Blossom nie żyje.

W tej chwili nie wiedziałam co mam powiedzieć. Po chwili ciszy głos w słuchawce znowu się odezwał.

- Halo, słyszy mnie pani?

- Tak, tak. Przepraszam. – odpowiedziałam powstrzymując łzy.

- Po szczegółowe informacje zapraszam tutaj, wszystkiego dowie się pani na miejscu.

- Niestety, aktualnie nie ma mnie w domu. – powiedziałam. – Mogłaby przyjść moja córka?

- A ma ukończone osiemnaście lat?

- Niestety nie.

- To w takim razie nie mogę udzielić jej żadnych informacji.

- Dobrze, wymyślę coś. Dziękuję.

Rozłączyłam się i wybuchłam płaczem. Moja Nana, moja kochana Nana... Odeszła, nigdy już jej nie zobaczę. Pomyślałam, że zadzwonię do mamy, tylko po co? Przecież nie wróci tak szybko... Co tu zrobić?

Ostatnim moim ratunkiem była ciocia Kate. Zadzwoniłam do niej i opowiedziałam o tym co się stało. Obiecała, że się tym zajmie i będzie mnie informować. Troszkę się uspokoiłam, jednak wciąż nie mogłam pohamować wodospadu łez. Toni wstała.

- Cher... Co się stało? Czy to przez tą noc...?

- Witaj. – uśmiechnęłam się ostatkami sił. – Nie, nie chodzi o to.

- To co się dzieje? – zapytała zmartwiona.

- Dowiedziałam się, że Nana zmarła... - głos mi się załamał.

Toni gdy to usłyszała pospiesznie przyszła, usiadła obok mnie i przytulała. Próbowała mnie uspokoić, ale nadaremnie. Położyła się ze mną, cały czas obejmując mnie w swoich delikatnych ramionach.

Znowu się zaczęło, rozmyślanie o wszystkim i o niczym. Straciłam Jasona... Teraz babcię... Byłam zrozpaczona. Łzy napływały mi do oczu jak woda do morza. Ona wciąż była przy mnie, nie pozwoliła zostać mi samej.

- Cheryl, może zjemy coś?

- Nie mam na to ochoty, przepraszam.

- W porządku. – odpowiedziała zmartwionym głosem. – Nie zostawię cię.

Nic nie odpowiedziałam. Myślami wracałam do mojego dzieciństwa. Jason tam był, był tam ze mną. Nana też, była bardzo ważną osobą w moim życiu... A teraz? Dalej nią pozostanie, muszę pogodzić się z tym, że odeszła. Odeszła do Jasona, teraz nim będzie się opiekować. Mam taką nadzieję.

To mnie uspokoiło.

- Wiesz co, Toni? Chyba jednak mam ochotę na śniadanie.

- Ktoś chyba zgłodniał. – odparła Toni. – Idę coś przygotować, poczekaj tu na mnie.

Dziewczyna wstała. W ostatniej chwili złapałam ją za rękę i przysunęłam do siebie. Pocałowałam ją, ona to odwzajemniła.

- Dziękuję. – szepnęłam.

Ona uśmiechnęła się i odeszła w stronę kuchni.    

Choni fanfiction PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz