Your lips.

1.5K 77 12
                                    

                Długo się do siebie nie odzywałyśmy. Szłyśmy przed siebie, co chwila na siebie zerkając. Pomimo tego, że obydwie milczałyśmy, czułam się świetnie. Wreszcie to z siebie wydusiłam.

Nagle spostrzegłam przed sobą namiot i niepalące się ognisko. Przestraszyłam się, że ktoś tu biwakuje.

- Toni, wracajmy. Ktoś tu chyba odpoczywa. – powiedziałam.

- Chodź, głuptasie. – zaśmiała się kolorowo włosa.

Nie wiedziałam co o tym myśleć.

- Co? – zapytałam zdziwiona.

- Ja to wszystko przygotowałam. Pomyślałam, że miło będzie razem spędzić czas. – uśmiechnęła się. – Wiesz, przy ognisku.

- To miło z twojej strony. – odparłam. – Ale nie musiałaś, tylko dodałaś sobie zajęć.

- Nie, chciałam to zrobić. Nie wiedziałam, że stanie się to, co się dzisiaj stało.

Uśmiechnęłam się.

- No chodź, napijemy się herbaty.

Poszłam za nią. Rozpalała ognisko. Dobrze jej szło.

- Jak ty to robisz? – zapytałam, będąc pod wrażeniem.

- Robię co? – zaśmiała się Toni.

- Tak dobrze radzisz sobie ze wszystkim. Chciałabym tak umieć. – powiedziałam.

- Nie powiedziałabym, że ze wszystkim. Dużo nauczyłam się w Serpents, poza tym wychowywałam się sama, muszę sobie radzić, Cher. – odpowiedziała, trochę ze smutkiem.

- Przykro mi, Toni.

Podeszłam do niej i mocno ją przytuliłam.

Usiadłyśmy razem i piłyśmy smaczną herbatkę. Wtedy pomyślałam o niej.

- Muszę zadzwonić do mamy, cholera. – powiedziałam nagle.

Toni podniosła się z mojego ramienia i spojrzała na mnie.

- Dobrze. – odpowiedziała ze spokojem.

Zadzwoniłam. Tym razem miałam szczęście, ktoś chyba pojechał pracować. Szczegóły mnie nie obchodzą, żeby mi tylko wstydu nie przyniosła, if u know what i mean.

Wróciłam do Toni.

- I jak? – zapytała.

- Dobrze, mamy nie ma.

- Tak jak zazwyczaj, z tego co wiem. – uśmiechnęła się.

- No niestety. – powiedziałam.

- Ale ja jestem. I będę, Cheryl. – wstała i złapała moją rękę.

Dotknęła delikatnie mojej szyi i pocałowała ją. Zamknęłam oczy i czułam, jak moje nogi zamieniają się w watę. Ona całowała wyżej, aż w końcu dotarła do moich ust. Moje ręce wędrowały jej po całych plecach.

Tak, zdecydowanie. Zakochałam się.

Zdecydowałyśmy położyć się w namiocie. Wszystko działo się tak szybko, ale gdy już leżałyśmy, czas zaczął płynąć wolniej. Ona nie odstępowała mnie ani na milimetr. Nie chciała zostawić moich ust, a ja nie chciałam zabrać rąk z jej ramion. Teraz zaczęła wodzić niżej po moim ciele swoimi ustami. Czułam ciepło, przyjemne ciepło. Co chwila wracała wargami do moich ust. Teraz zaczęła podróżować po mnie swoją dłonią, którą dzisiaj zawzięcie trzymałam. Teraz nie czułam takiej potrzeby. Chciałam ją poczuć.

Później czułam już tylko ciepło i spełnienie. Kocham ją, jak nikogo innego...

Choni fanfiction PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz