TONI cd.
Josie zapukała, bez zawahania. Chwilę później zobaczyłyśmy owego lekarza. Był to średniego wzrostu, ciemnowłosy mężczyzna. Miał delikatny zarost i okrągłe okulary. To dziwne, ale w pierwszej chwili przypominał mi Daniela Radcliff'a (tak, to ten od Harrego Potter'a).
- W czym mogę pomóc? – zapytał niskim głosem.
- Pan Viley? – zwróciła się do niego.
- Tak, bardzo mi miło. – odpowiedział z lekkim zmieszaniem, jednak wciąż uśmiechając się.
- Gdzie jest Cheryl? – rzuciłam w nerwach.
Lekarz uśmiechnął się i dziwnie na mnie spojrzał.
- Przepraszam za nią, bardzo się denerwuje. Jej siostra została tu przywieziona jakoś niedawno. Cheryl Blossom.
- Oczywiście, rozumiem. Tak, mogę rozumieć, że pani również jest z rodziny?
- Jestem ciotką dziewczyny i również bardzo się denerwuję... Mógłby nam pan udzielić kilka informacji? Czy możemy ją zobaczyć?
- Naturalnie. Dziewczyna jest w ciężkim stanie, leży w śpiączce na intensywnej terapii, proszę za mną, opowiem wszystko po drodze.
Lekarz prowadził nas przez wąski korytarz.
- A więc tak: Dziewczyna ma otwarte złamanie kości piszczelowej, połamanych kilka żeber, jest strasznie poobijana. Samochód uderzył w jej ciało z bardzo dużą prędkością, ale jak na takie okoliczności nie jest najgorzej. Jednak najgorszą kwestią jest śpiączka. Wydaję mi się, że jest to wynik urazu głowy, jednak dopiero będziemy to sprawdzać. Na razie zajmujemy się złamaniami.
Zatrzymaliśmy się przed wielkimi, szklanymi drzwiami z nazwą „Oddział Intensywnej Terapii". Krew zamarzła mi w żyłach. Kiedy moi rodzice odeszli, załamałam się. Pamiętam jak się wtedy czułam. Teraz czuję to samo, a na myśl o tym, że Cheryl leży na OIT, robiło mi się bardzo źle. Przeczytałam to jeszcze raz, bardzo powoli. „Oddział intensywnej terapii". Znowu wszystko do mnie dotarło, a moje nogi znowu zaczęły się zachowywać, jakby były z waty.
- Chcecie ją zobaczyć? – zapytał. – Jednak mówię od razu, że na tę chwilę nie możecie państwo wchodzić do sali, możecie wspierać ją zza szyby.
- W porządku. – odpowiedziała Josie. – Chodźmy.
Nic nie mówiłam. Podążałam tylko za Viley'em i moją „ciotką". Pomyślałam tylko o tym, że jesteśmy tutaj przeze mnie. Gdyby nie ja, Cheryl byłaby cała i zdrowa... Gdybym wtedy nie krzyknęła, nie odwróciłaby się, poszłaby dalej. Gdybym nie była taką idiotką i się przyznała do tego co zrobiłam, a nie udawała, że nie mam pojęcia o co chodzi... Tylko, że ja naprawdę chciałam dobrze... No ale to przecież teraz nieważne....
Viley przyłożył kartę do czytnika i po chwili usłyszałam, że drzwi się otwierają. Od wnętrza tego piekielnego oddziału poczułam przeszywające moje ciało zimno. Josie odwróciła się i spojrzała na mnie. Zauważyła, że coś jest nie tak i złapała moją rękę, znowu.
- To tutaj, sala nr 5. – powiedział, a chwilę później się zatrzymał. – Czy mógłbym pomóc w czymś jeszcze?
- Nie, dziękujemy. – odpowiedziała Josie. – Proszę mi tylko powiedzieć, kiedy będziemy mogli ją odwiedzić?
- Już niebawem, myślę, że to kwestia kilku dni. – odpowiedział.
Kilku dni? Przecież ja umrę. Będę tu siedzieć, aż pozwolą mi do niej wejść!
- Czy chciałyby panie wiedzieć coś jeszcze?
- Nie, to już wszystko. Proszę tylko, aby zawiadomić mnie o nagłych zmianach, później podam numer telefonu.
- Nie ma problemu. – uśmiechnął się. – Ja już pójdę, pacjent czeka. Do zobaczenia.
- Do widzenia. – odezwałam się, a Josie powtórzyła.
Zajrzałam przez szybę. Była tam. To był okropny widok. Jej blada cera praktycznie nie odróżniała się od szpitalnej pościeli. Jej rude, prześliczne włosy ciągnęły się ku podłodze. Poczułam ich zapach i zatęskniłam za nim. Przyłożyłam rękę do szyby. Nagle poczułam rękę Josie na moim ramieniu. Nie wytrzymałam. Wtuliłam się w nią i zaczęłam płakać...
Gdy trochę się uspokoiłam i razem z „ciocią" usiadłyśmy na szpitalnych ławeczkach, zaproponowała mi:
- Może zostaniesz dziś u mnie? Boję się o ciebie, Toni.
- Nie, nie chcę przeszkadzać Tobie i Shane. – odpowiedziałam – Chyba będę tu czekać.
- Nie przeszkadzałabyś! Poza tym, czy ty oszalałaś? – usłyszałam. – Nie możesz tu tyle siedzieć.
- Kto powiedział, że nie mogę?
- Ja to mówię, spójrz na siebie, wyglądasz jak wrak. – rzekła Josie.
- Nie obchodzi mnie to. Chcę tu przy niej być. – szłam w zaparte.
- Rozumiem Cię, ale ona i tak leży w śpiączce, i tak nie możesz do niej wejść. Co ty tu będziesz robiła, dziewczyno?
- Będę czekać, będę przy niej jak się obudzi. – odpowiedziałam.
- Nie mogę ci na to pozwolić, chodź, zabiorę cię do domu, ogarniesz się.
W sumie miała sporo racji, i pomimo tego, że nie zamierzałam opuścić tego miejsca, niestety musiałam. W sumie to nie wiedziałam nawet co robię. Josie odprowadziła mnie do domu. Przed drzwiami zastałam worek, a w środku rzeczy Cheryl. Ktoś musiał zebrać je z drogi...
Weszłam do środka, wzięłam prysznic, położyłam się na kanapę. W mojej głowie było teraz milion różnych myśli.
Postanowiłam wrócić do szpitala.
CZYTASZ
Choni fanfiction PL
FanficCheryl Blossom to nastoletnia dziewczyna, która za nic nie może pogodzić się ze stratą brata. Jason był najważniejszą osobą w jej życiu, bez niego Cheryl czuje się bardzo samotna. Na zewnątrz stara się być silną i pewną siebie dziewczyną, jednak w ś...