Mom's back.

1.1K 51 10
                                    

Chciałam przejść, nie wyduszając z siebie ani słowa. Niestety, Valerie pierwsza się odezwała. Nie potrafiłam tego zignorować.

- Cześć, Cheryl. – rzuciła, uśmiechając się.

- Valerie, co ty tu robisz? – zapytałam.

- Co masz na myśli?

- Czemu tutaj wchodzisz? – ponownie zadałam jej pytanie, patrząc w stronę swojego bloku.

- Moja ciotka tu mieszka, mam dla niej paczkę. – odpowiedziała, pokazując niewielkie pudełko.

- Naprawdę? Twoja ciocia tu mieszka?

- Tak, słyszałam, że ty też. Nazywa się Mariah Stone. Kojarzysz?

- Myślę, że tak.

Pani Stone nie była jedną z milszych osób zamieszkujących ten budynek, ale na szczęście nie często wychodziła na zewnątrz.

- No cóż... Pozdrów ode mnie panią Stone.

- Pozdrowie! – usłyszałam w odpowiedzi.

Przekroczyłam próg drzwi wejściowych na klatkę, kiedy poczułam jak jej ręka chwyta mnie za ramię.

- Poczekaj! – krzyknęła. – Możemy kiedyś porozmawiać? Znaczy, tak przy jakiejś kawie.

Popatrzyłam na nią i nie wiedziałam co mam zrobić.

- Nie mamy o czym rozmawiać, Valerie.

- Proszę, muszę z tobą porozmawiać. – spojrzała na mnie z powagą.

- No dobrze, napiszę ci, kiedy i gdzie. Gdzieś mam twój numer. – odpowiedziałam po chwili.

- Będę czekać. – puściła w końcu moją rękę. – To do zobaczenia, Cheryl.

Poszłam nie czekając ani chwili, ona mnie przeraża.

Kiedy wróciłam do domu, Toni jeszcze spała. Odłożyłam zakupy na blat i sprawdziłam swój telefon. Dostałam informację, że remont w szkole dobiega końca i od poniedziałku wszystko zacznie żyć na nowo. Ten czas wcale nie wydawał się wolny. Trzeba będzie harować trzy tygodnie wakacji. Mam dość na samą myśl o tym.

- Wróciłaś... - powiedziała Toni, wyciągając ręce w moją stronę.

Podeszłam do niej i chciałam ją delikatnie przytulić, ale ona mocno złapała mnie w swoje ramiona i nie chciała puścić.

- Toni, twoja ręka... - powiedziałam.

- Nie boli. – odpowiedziała z uśmiechem, dając mi boskiego całusa.

- Teraz zostajesz tu ze mną. – pocałowała mnie po raz kolejny.

- No dobrze, ale później zjemy coś, co kupiłam.

- Zrobimy co tylko będziesz chciała. – podsumowała.

Leżałyśmy na nierozłożonej kanapie. Idealnie się na niej mieściłyśmy. Wtuliłam się w nią jeszcze bardziej. Przyłożyłam swoje usta do jej ucha, delikatnie dotykając jego brzegu.

- Toni...

W odpowiedzi usłyszałam jedynie cichutkie mruknięcie.

- Kocham Cię. – dodałam.

Dalej muskałam swoimi ustami jej ucho, a ona wtuliła się we mnie jeszcze mocniej. Delikatnie pocałowałam jej czoła. Gorączka zniknęła.

- Wiesz co, Cher? – rzuciła niespodziewanie.

- Co takiego?

- Jesteś najwspanialszym, co mi się w życiu przydarzyło. – spojrzała na mnie. – Nie żartuję. Od śmierci rodziców czułam w sobie wielką pustkę. Wszyscy, z którymi byłam, nie byli dla mnie odpowiedni. Po prostu potrzebowałam kogoś do towarzystwa.

Spojrzałam na nią ze zdziwieniem, ale jednocześnie zaciekawieniem.

- Z tobą jest inaczej, księżniczko. Ciebie naprawdę kocham. I czuję, jak to uczucie mnie wypełnia. Czuję to w sercu, to bardzo przyjemne uczucie...

Słuchałam jej, powstrzymując łzy, które natarczywie chciały wypłynąć z moich oczu. Żeby się bronić powiedziałam:

- Nie gadaj tyle, skarbie.

Teraz to ja zaczęłam ją całować. Na początku delikatnie, co chwila schodząc w okolice szyi, łagodnie przysysając się do jej skóry. Chwilami wracałam do jej miękkich ust, aby skraść z nich odrobinę słodyczy. Zaczęłam schodzić coraz niżej. Chciałam sprawić, żeby poczuła przyjemność.

Nagle usłyszałyśmy otwierające się drzwi mieszkania. Ktoś przekręcał klucz. Szlag, mama wróciła wcześniej... Obydwie usiadłyśmy na łóżko, Toni chwyciła telefon w zdrową rękę. Kiedy wiedziałyśmy, że mama jest już w środku, Toni zaczęła udawać, że z kimś rozmawia.

- Tak, wrócę za chwilę. Musiałam zajść do Cheryl po lekcje.

Mama weszła i spojrzała zimnym wzrokiem na mnie, a później na Toni.

- Czy szkoła nie jest teraz przypadkiem w remoncie? – zapytała.

- Jest, mamo... - odpowiedziałam.

- Tak, pani Blossom. – powiedziała uśmiechnięta Toni. – Przyszłam po lekcje z tygodnia przed remontem, byłam chora i nie miałam czasu nadrobić. Cheryl, dasz mi te zeszyty?

Poszłam szybko do sąsiedniego pokoju i chwyciłam pięć pierwszych zeszytów. Wracając usłyszałam, jak moja ciekawska mama pyta Toni, co stało się z jej ręką.

- Spadłam ze schodów i rozcięłam ją o wystający gwóźdź.

- Gwóźdź na schodach?

- Tak, to stare, drewniane schody. – odpowiedziała.

Podeszłam do Toni i wręczyłam jej zeszyty.

- Dzięki, Cher. – odpowiedziała. – To ja będę uciekać, dobranoc.

- Dobranoc. – rzuciła mama, która już siedziała w jakichś papierach.

- Dobranoc, Toni. – powiedziałam.

Wychodząc, Toni pokazała serduszko z dłoni. To było naprawdę miłe. Uśmiechnęłam się. Pobiegłam do okna, żeby zobaczyć, jak wychodzi z bloku. Schodząc ze schodów od razu spojrzała w górę. Pomachałam jej. Za chwilę dostałam SMS'a.

Pięknie wyglądasz z dołu. Było wspaniale, musimy to kiedyś

dokończyć. Kocham Cię. Dziękuję za cudowny wieczór.

Odpisałam jej potwierdzająco.

Idąc do swojego pokoju poczułam, jak po raz kolejny dziś ktoś łapie moją rękę. Była to moja mama.

- Nie tak szybko, kochanie. – powiedziała. 

Choni fanfiction PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz