Chapter eight

649 47 10
                                    

Soundtrack -gohst- cirice

4:15
Po powrocie do mieszkania zamknęłam za sobą drzwi, zdjęłam buty i kurtkę po czym ruszyłam do swojego dawnego pokoju.
Nie wiele myśląc runęłam jak długa na łóżko i odpłynęłam w ramiona morfeusza.

9:57
Obudził mnie trzask talerzy i kaszel zapewne należący do mojej matki,
Podnosząc głowę z poduszki leniwie przetarłam oczy z zamiarem podniesienia się z łóżka.

Czułam narastając ból głowy i palącą suchość w gardle.
W głowie oprócz bólu czułam nieustataną walkę myśli, o stanie emocjonalnym mojej matki, spotkaniu znajomego w parku, tego co chciał powiedzeć mi troy i tego co dzieje się w Los Angeles po moim wyjeździe.
Każda z nich chciała być rozpatrzona właśnie w tym momencie a ja chciałam po prostu odpocząć.

Zatrzymałam się przy swojej torebce sięgając tylko po listek powlekanych tabletek i przekroczyłam próg kuchni.

Jadę gorączkowo szukała czegoś po szafkach nad oknem, kiedy zobaczyła mnie w drzwiach przewróciła oczami i odwróciła wzrok

-o której wróciłaś- przerwała ciszę z lekkim wyrzutem w głosie

-mniej więcej o 4- opowiedziałam upijając łyk wody ze szklanki

W odpowiedzi cicho fuknęła pod nosem i nic więcej nie powiedziała.

Z przeszklonego regału wyciągnęłam szklankę i nalałam sobie do niej wody, wzięłam dwie tabletki i popiłam je wyżej wymienioną cieczą.
Czując jak chłodna substancja zalewa moje podrażnione gardło lekko się skrzywiłam, co jak zwykle zauważyła moja matka.

-piłaś?- było to pytanie chociaż przyglądając się mojej aparycji i łącząc fakty można było by stwierdzić że to pytanie retoryczne

-piłam- dodałam wlewając w siebie ostatni łyk z zawartości szklanki

Odstawiłam ją na blat obok mnie i przenosząc wzrok no dół błądząc oczami po ciemnozielonych kafelkach, tak jakbym bała spojżeć jej w oczy.

-kiedy ty się w końcu weźmiesz za coś pożytecznego- wymamrotała z nutką zawiedzenia w głosie

-to już słyszałam- powiedziałam jakoby go siebie

-co z tego że to już słyszałaś, nadal tego nie zrobiłaś- odpowiedziała powoli podnosząc swój ton, przez co w powietrzu można było wyczuć nastrój idealny na poranną rodzinną awanturę.

Nic nie mówiąc w odpowiedzi tylko podniosłam na nią zmęczone oczy

-czego ci niby brakuje, skończyłaś edukacje, masz warunki i wszystko żeby przestać się na nas utrzymywać
-tylko ci się po prostu nie chce- wysyczała wpatrując się we mnie jakby chciała wywiercić mi oczami dziurę w głowie

Zaczęłam nerwowo skubać paznokciami skórę na nadgarstkach, dając jej tym samym kontynuować monolog.

-co znowu wyjedziesz do Los Angels i znowu wrócisz z podkulonym ogonem bo ojciec tez się o tobie przekonał- zmieniła swój ton wręcz w krzyk, a gula w moim gardle nie pozwalała mi w żaden sposób odpowiedzieć.

Stałam tan całkowicie oszołomiona i bliska poddaniu się emocjom które powoli przejmowały nade mną kontrole.

Usłyszałam dzwonek telefonu, dlatego korzystając z okazji wręcz pobiegłam go odebrać.
Trzęsącymi się dłońmi wzięłam ów przedmiot żeby zobaczyć kto dzwoni, a przy okazji ratuje mnie z sytuacji bez wyjścia.

Alive Commodity | lil peepOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz