Chapter twenty four

263 14 4
                                    

Soundtrack -Tyler the creator- fucking young

3:11                                                                                                                                                                                               Obudziłam się z krzykiem, całkowicie zlana zimnym potem i wystraszona jak nigdy. Dysząc jak parowóz usiadłam na brzegu łózka chowając zmęczoną twarz w dłoniach, w tamtym momencie wszystko co starałam się odbudować od kilku lat rozpadło się jak domek z kart, w którą kol wiek stronę pójdę moje traumatyczne przeżycia i poczucie winy prędzej czy później mnie dogoni. 

Trzęsąc się jak po zażyciu crack'u powłóczyłam się w stronę drzwi w celu zaczerpnięcia świeżego powietrza, kolana uginały się pod moim ciężarem a pulsujący ból w głowie porównywalny był do tego po wyjściu z bardzo głośnej imprezy zakrapianej heroiną z wątpliwego źródła, nie zwijałam się z bólu czy niszczyła wszystko na mojej drodze jak w amoku czy transie, czułam się po prostu kompletnie odurzona i niesamowicie zlękniona.

W końcu znalazłam się na parterze nie wiedząc nawet jakim cudem nie sturlałam się ze schodów, kątem ona zaważyłam Gusa sączącego burbon w salonie ale kompletnie go zignorowałam i dalej jak ćma do ognia ciągnęłam się w stronę balkonu. Trzęsącą się dłonią chwyciłam klamkę dopiero co ostatkami sił pchnęłam szklaną powierzchnie a podmuch lodowatego wiatru zetknął się z moją wręcz parującą skórą sprawił że przysłowiowy płatek śniegu przeważył szale goryczy i runęłam jak długa na ziemię w progu ekskluzywnego tarasu.

4:38       

-Elie!-czyjaś zimna dłoń zetknęła się z moim policzkiem 

-Elie obudź się!- jakiś mężczyzna potrząsnął moimi barkami którego po głosie mogłabym określić jako mojego współ lokatora Gustava 

Moja świadomość powoli zaczęła wracać na swoje miejsce, a przed oczami poza rozmazanym tłem ukazał się mój blond włosy kolega.

-Co ty robisz- wychrypiałam przyglądając się mu zagadkowo 

-Za chwile musimy jechać, nieprzytomnej nigdzie cie nie zabiorę- mruknął zakładając ręce na piersi 

-Niby gdzie- już i tak poddenerwowana wlepiłam w niego swoje sądne spojrzenie 

-Na święta do mojej matki- powiedział jakby dla osoby takiej jak ja było to coś kompletnie normalnego i można wręcz rzec że codziennego 

-Co!? Nigdzie się nie wybieram, zostaje tutaj- podniosłam się na łokciach kompletnie oburzona 

-Myślisz że masz wybór, no na pewno tutaj nie zostaniesz- blondyn parsknął śmiechem patrząc na mnie jak na wariatkę którą mniemam i tak jestem 

 -Nie martw się kiedy tak tutaj leżałaś zdążyłem cię już spakować, wystarczy żebyś ruszyła tyłek przebrała się i wsiadła ze mną do taksówki- dodał zanim sama zdążyłam jak kol wiek się mu przeciwstawić 

6:12

Przebrana w kompletnie casual'owe ciuchy które i tak jako jedyne zostały w mojej szafie, po zjedzeniu wmuszonego śniadania i znalezienia w sobie śladowych resztek chęci do życia znalazłam się w taksówce w drodze na prom. Z tego co wyłapałam z opowieści chłopaka jego matka kilka lat temu przeniosła się do Ohio co oznaczało że czeka nas około 5 godzin podróży przez Lake Erie, przynajmniej mam szanse odespać tą przebojową noc. Wzrokiem który w powieściach Fantasy mógłby zabijać przyglądałam się Gustav'owi w lustrze szklanej szyby. 

-Daleko jeszcze- warknęłam nawet nie odwracając się w jego stronę 

-Daleko- odpowiedział prześmiewczo naśladując mój ton 

 - Właściwie to jesteśmy już na miejscu- dodał kierowca 


Alive Commodity | lil peepOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz