Chapter fourteen

435 35 0
                                    

Soundtrack - pixies- where is my mind

Byłam dla ciebie jak oczko w głowie, jak róża w gęstwinie pokrzyw, jak ciepła herbata po długim dniu w pracy.
Minęła chwila i słałam się dla ciebie, jak piąte koło u wozu, jak ość w rybie, jak dziura na środku drogi.
Byłeś dla mnie wzorem, tarczą przed tym okrutnym światem.
Z dnia na dzień wszystko się zmieniło, twój wzrok który miał dawać mi energię stał się zimny i pogardliwy.
Rozpadam się na kawałki kiedy widzę jak na mnie patrzysz, w tym wzroku nie ma mojego taty, jest już tylko prezes departamentu wewnętrznego Jared który w przerwach lunchowych pierzy się ze swoją sekretarką.

Nigdy nie powinnam się urodzić, ten ślub był błędem, ta ciąża tyła błędem, ten poród był błędem, ja jestem błędem.
Chce tylko być szczęśliwa czy to tak wiele, tato powiedz mi co mam naprawić zrobię wszystko, chce znowu być twoją jedyną córeczką.

18:46
-halo akwarium do ryby- z marazmu wyrwał mnie głos Gus'a i jego dłoń która lekko potrząsała moim kolanem

-mówiłeś coś?-zapytałam kiedy wróciłam do rzeczywistości

-tak- dodał krótko, nie odrywając wzroku od drogi

-przepraszam, zamyśliłam się-rzuciłam

-no właśnie, to ja chciałem cie przeprosić że tak na ciebie naciskałem...
-gdybym wiedział...

-nie ma za co, jest Ok- odwróciłam głowę w stronę szyby

-może to głupio zabrzmi, ale postaram się ci to wynagrodzić

-co wynagrodzić?-zmarszczyłam pytającą brwi nawet na sekundę nie odrywając oczu od widoku na zewnątrz

-te wszystkie stracone lata-odpowiedział pewnie zaciskając palce na kierownicy

Prychnęłam prześmiewczo kierowana nie dowierzaniem, nie zdając sobie jeszcze sprawy że jego słowa powinna byłam potraktować zupełnie poważnie.

18:50
W przeciągu kilkunastu minut znaleźliśmy się przed bramą oddzielającym aleje miniaturowych sekwoi od reszty miasta.
Jeden z czujników momentalnie zaświecił się na zielono, powodując tym samym powolne rozsuwanie się ów bramy.

Już z daleka widać było że jest to miejsce zamieszkania dość spójnej grupy osób które swoim stanem materialnym odstawały wyraźnie ponad przeciętną.
Wszystkie najmniejsze szczegóły idealnie ze sobą współgrały i nawet przepływające w pobliskim kanale barki nie były w stanie zakłócić tej wszechobecnej perfekcji.

Co więcej nie dostrzegłam kiedy znaleźliśmy się na parkingu podziemnym jednego z apartamentowców znajdujących się w tej nietuzinkowej okolicy.

-to są wszystkie twoje rzeczy?-zapytał przerywając niezręczną ciszę, jednocześnie wyjmując moją walizkę z bagażnika swojego Astona Martina DB11

-wszystkie które przywiozłam z LA-odpowiedziałam zakładając na ramie torebkę którą dosłownie sekundę temu mi podał

Nie odpowiedział tylko obiął mnie jedną rękę w pasie i ruszył w stronę drzwi oznaczonych napisem ‚winda', ówcześnie blokując samochód z pilota.

-kiedy planujesz pojechać po swój samochód?- odezwał się kiedy znaleźliśmy się w środku metalowej puszki

-najprawdopodobniej rano-podziałam bez emocji

Nic już nie mówiąc wciągną tylko powietrze nosem i wypuścił ustami jakby próbował się uspokoić.

Kiedy drzwi windy się zamknęły, momentalnie wręcz w wampirzym tępie znalazł się centralnie obok mnie przyciskając mnie plecami do ściany.
Praktycznie cała się trzęsłam kiedy poczułam jak blisko mnie się znajdował.
Jego gorący oddech mieszał się z moim kiedy chwytając mój podbródek prawą dłonią przyciągną mnie do siebie jeszcze bliżej.
Odruchowo zamknęłam oczy rozchylając delikatnie wargi tak jakbym przygotowała się do pocałunku, którego na ten moment się spodziewałam można powiedzieć że wręcz oczekiwałam.

Alive Commodity | lil peepOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz