Wyszykowana, nie czekając na strażników pobiegłam do stołówki. Wszyscy już tam byli. Weszłam do części dla więźniów dzięki swojej karcie magnetycznej. Właściwie to nie miałam tam wstępu. Pomimo to odważnie wkroczyłam na teren winnych. Nie czekałam w kolejce, tylko tym się różniłam. Może jeszcze płcią, ale to tylko szczegół. Widziałam wszystkie zdziwione i obleśne spojrzenia. No i stało się, natknęłam się na tutejszego ,,bosa".
Na oko miał z 26 lat. Około 1.80. Przypakowany był aż za bardzo, jedynie jego nienagannie ułożone włosy a właściwie ich brak nie pasowały do całości :")
-Co dama robi tu sama? - odezwał się nagle.
Nie zamierzałam odpowiadać, minęłam go a ten odfuknął za mną:
-Zadziorną partię nam dowieźli, ciekawe kiedy rozłoży przede mną nogi?
Stołówka pełna gapiów zaczęła się śmiać
i dopingować swego pana.
Wkrótce ten, podszedł blisko i swoją obleśną łapą dotknął mojego policzka.
Odepchnęłam go:
-Trzymaj ręce przy sobie. - powiedziałam głośno.
Nagle tuż przy nas znalazł się Brandon.
Cała sala ucichła. Koks podszedł do niego i wywrzeszczał:
-Czego ty kurwa chcesz, ile razy ci mówiłem, że ,,my" to dwa różne światy i żebyś skurwielu trzymał się z dala?
Brandon uśmiechnął się szyderczo, nie odpowiadajac przywalił typowi w ryj.
Chwilę później facet wpadł w furię.
Kilku gości starało się ich oddzielić.
Nikt nie miał odwagi stanąć po żadnej ze stron. Było oczywiste, że tą bójkę wygrał Brandon. Boss zdenerwowany na maksa odszedł z kilkoma facetami.
-Nie dziękuj - odfuknął w moją stronę chłopak po czym wyszedł ze stołówki.
Ja także opuściłam to miejsce.
Zaczęłam błądzić po korytarzach.
Sprytnie ukrywałam się przed strażnikami.
-Mogłabym być niezłą uciekinierką -powiedziałam sama do siebie.
Nagle, tuż za plecami usłyszałam:
-Mogłabyś, chociaż niekoniecznie. - uśmiechnął się drwiąco Brandon.
-Czemu nie jest pan w celi? -powiedziałam poddenerwowanym tonem.
-Aresztuj mnie zatem za próbę ucieczki. -odparł z nienagannym uśmiechem i wystawił ręce gotowe do kajdankowania.
-Daruje pan sobie.
Podeszliśmy do jego celi. Była otwarta. Uchyliłam drzwi a on posłusznie wszedł do środka. Oparł się o kratę i popatrzył mi w oczy. Właściwie dopiero teraz mogłam mu się przyjrzeć dokładniej. To nie był Brandon, którego pamiętałam. Schudł strasznie, jedyne co się nie zmieniło to jego czarne, poczochrane włosy. Skórę miał bladą, ręce posiniaczone. Miałam wrażenie, że jego łobuzerskie, niebieskie oczy traciły kolor z każdym dniem. Nagle ocknęłam się z zamyślenia. Widziałam jak uważnie mi się przygląda.
-Pani psycholog...No nieźle. Odwiedzę cię niedługo. - powiedział zaczepnie.
Odezwałam się po chwili:
-Dzięki...za tamto.
Uśmiechnął się szelmowsko.
Nagle podniósł wzrok i spoważniał.
Donośny głos oznajmił:
,,Dyrektor więzienia prosi panią do siebie."
CZYTASZ
Sk@zany
Mystery / ThrillerWstyd przyznać, lecz dopiero teraz obydwoje zrozumieliśmy, że obojętni sobie i oddaleni od siebie już od dawna pragnęliśmy swojej bliskości.