Rozdział XVII

30 2 0
                                    

Chwilę później usłyszeliśmy syrenę policyjną. Brandon objął mnie ramieniem i wyszliśmy przed dom. Oświetlały nas światła aut i czerwono niebieskie stroboskopy. Podbiegło do nas dwóch policjantów. Chłopak uniósł ręce do góry na znak poddania się. Mimo to mundurowy boleśnie wykrzywił mu nadgarstki i założył kajdanki. Powiedziałam złośliwie: 
-Połam mu ręce a obiecuję, że pana pozwę. Spojrzał na mnie zdziwiony i puścił chłopaka. Nagle z budynku wyszła trójka ratowników. Wynosili ojca Brandona na noszach. Był związany, półprzytomny. Pomimo tego wykrzykiwał przekleństwa i próbował się wyrwać medykom.
-To szaleniec - powiedziałam cicho a Brandon przytaknął - Chciałabym, zeznawać. Najszybciej jak się da. - dodałam poważnie i spojrzałam na funkcjonariuszy.

Pojechaliśmy na komisariat. Wewnątrz czekał już na nas komendant główny policji.
-Zapraszam Panią i więźnia - powiedział poważnie
Weszliśmy do gabinetu. Usiedliśmy na krzesłach a mężczyzna zaczął zadawać pytania:
-Co się tam wydarzyło? To przestępstwo czy wypadek?
-Zdecydowanie samoobrona - odparłam krótko.
-Kiedy wydarzenie miało miejsce? Czy było jednorazowe, powtarzalne, nagłe albo rozciągnięte w czasie?
-Dziś, około 17:00
Nagle do rozmowy wtrącił się Brandon:
-Ze strony ojca ataki zdarzały się często. -uśmiechnął się pod nosem - Natomiast jedyną, rozciągniętą sytuacją w czasie było niesprawiedliwe wsadzenie mnie za kraty zamiast niego - powiedział oschle i zmierzył policjanta wzrokiem.
-Jak...przebiegało zdarzenie? - kontynuował policjant.
-Brandon dostał przepustkę całodniową...
-Dzięki pani. - przerwał mi i poprawił okulary na nosie.
-Tak. Dzięki mnie. - odpowiedziałam - Około godziny siedemnastej do domu wtargnął tamten mężczyzna, strasznie krzyczał. Schowałam się za kanapą i bałam się, że nas zabije. Słyszałam tylko jak ktoś nagle upadł.
-Czym popełniono czyn? Jakie narzędzia zostały użyte?
-Młotek - palnał Brandon - Musiałem to zrobić, inaczej byśmy już dawno nie żyli. Nie...Nie twierdzę, że to dobrze, jednak ten człowiek był uzbrojony. W każdej chwili mógł sięgnąć po broń.
Komendant wyraźnie nam się przyjrzał. Prawdą jest, że wyglądaliśmy jak wyrwani z powieści. Ładna dziewczyna i niebieskooki brunet z policją na karku.
Mężczyzna odezwał się nagle:
-Są państwo razem? - dodał podejrzliwie
-Nie - odpowiedzieliśmy jednocześnie.
Facet zmarszczył brwi i spojrzał na nas:
-Nie mnie to oceniać, jednak uważam, że ładna byłaby to para.
-Nie sądzę, że w takiej chwili to dobry moment na tego typu dyskusję - przerwałam.
Policjant poprawił okulary i przeszedł do kolejnego pytania:
-Ilu było sprawców? Jaki był motyw?
-Sprawca był jeden - mój ojciec. Motywu nie znam. Może chciał przedłużyć moją odsiadkę. - palnął chłopak.
-A pan? - spojrzał na Brandona pytająco
-Ja? Tylko nas broniłem. Ta pani by już tu nie siedziała, gdyby nie ja.
Uśmiechnęłam się sama do siebie. Po chwili odparłam:
-Chciałabym zostać świadkiem tego pana. Wiem, co widziałam i słyszałam. Jestem pewna, że tamten człowiek jest winien wszystkiego. Będę się domagać sprawiedliwości, wypuszczenia Brandona z więzienia i wyroku dla właściwej osoby. Tyle. Nic więcej nie mam do powiedzenia.
Komendant skończył notować. Kiwnął głową i dodał:
-Jeśli każde z pani słów jest prawdą, chłopak może domagać się wysokiego odszkodowania, nawet w wysokości 3mln.
Poproszę, aby natychmiastowo wynajęto państwu pokoje w najbliższym hotelu. Postaram się o wyjaśnienie tej sprawy najszybciej jak się da. Jutro proszę o stawienie się w sądzie z samego rana.

Sk@zanyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz