Rozdział IX

24 2 0
                                    

Niedługo później, po wizycie u Brandona
zostałam wezwana na rozmowę ze starszym mężczyzną. Siedział cicho. Gdy weszłam ukłonił się nisko i lekko uniósł kaszkiet.
-Dzień dobry panu - powiedziałam spięta.
-Moje uszanowanie - uśmiechnął się.
Odczytałam papiery, które dostałam od dyrektora:
-Pan Albert Clark.
-Owszem, to ja - powiedział staruszek.
-Dnia 12 września 1970 roku, równo 45 lat temu zamordował pan młodą kobietę w parku, czy to prawda?
-Jak boga kocham, to nie ja. Miałem wtedy 35 lat i jedyne o czym myślałem to moja Isabell. Uchyliłbym dla niej nieba, gdybym tylko mógł. Teraz jestem już taki stary...
Ale wtedy robiłem wszystko co mogłem, by czuła się dobrze. A tu proszę, taka tragedia.
-Postrzelono ją bronią 9mm. Na pistolecie nie znaleziono pana odcisków palców. Natomiast były na nim te, należące do jednego z funkcjonariuszy. Czy to możliwe, że policja pomyliła się aż tak drastycznie,
że wsadzili tu pana, zamiast niego?
-Panienko, policja chciałaby się tak mylić. Wszystko napewno zostało uzgodnione. Winę poniosłem ja, zwykły szary człowiek, który przypadkiem przechodził alejką nieopodal morderstwa.
-Co pan zrobił, widząc zbrodnię
na własne oczy?
-Ależ naturalnie, że pobiegłem do poszkodowanej, wołałem o pomoc,
a jedyna osoba, która się zjawiła to ten paskudny człowiek. Przyprowadził policjanta krzycząc, że wyrwałem mu broń
i zabiłem tą Bogu winną kobietę.
Wierzy mi pani?
-Tak. - odparłam krótko
-Dziękuję serdecznie, naprawdę.
-Nie mam więcej pytań.
Staruszek wstał i udał się do wyjścia
-Panie Albercie?
-Tak, droga pani?
-Postaram się pomóc panu. Mam nadzieję,
że wróci pan niedługo do swojej Izabell
Mężczyzna uśmiechnął się szeroko.
-Wszystkiego dobrego -powiedział i wyszedł.

Wieczorem usiadłam na parapecie.
Okryta grubym kocem rozmyślałam nad dzisiejszym występkiem.
,,Teraz dopiero mogę naprawdę spróbować pomóc Brandonowi."
Niespodziewanie coś uderzyło w drzwi. Ciekawsko spojrzałam w ich stronę.
Na ziemii leżała złożona kartka.
Podniosłam ją i zaczęłam czytać:
,,Dziękuję za wizytę Amy. Moja droga koleżanko. Nawet nie wiesz jak zdziwiła mnie twoja obecność tutaj. Miło było, jednak nie jest to miejsce dla takich dam jak ty. Prosiłbym również o większą dyskrecję,
bo jeszcze May będzie zazdrosna i mnie zabije, a chciałbym ją jeszcze pocałować przed śmiercią.
Brandon"
Moja twarz zaczęła płonąć ze wstydu, zakryłam ją ręką. Po chwili zaczęłam się śmiać. ,,Brandon ty głupku"- pomyślałam dalej się czerwieniąc.
Nagle się opanowałam.
,,Skoro chłopak jest w celi to kto przyniósł mi ten list?"

Sk@zanyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz