Rozdział XIX

26 2 0
                                    

Było około trzeciej. Obudzona czułym dotykiem w policzek, zmrużonymi oczami popatrzyłam na Brandona. Dopiero teraz zorientowałam się, że zasnęłam wtulona w niego. Obejmował mnie mocno i uśmiechał się zadowolony. W pokoju było całkowicie ciemno, jedynie delikatne światło z zewnątrz padało mu na twarz, dzięki czemu widziałam dokładnie jego niebieskie oczy wpatrujące się prosto w moje. Odezwał się nagle:
-Dobrego dnia May, będę się zwijał.
Podniósł się i usiadł na krawędzi łóżka. Wyciągnęłam rękę i poczochrałam go po włosach. Zaśmiał się pod nosem i pochylił nade mną. Przytuliłam się do jego czupryny. Zrozumiałam nagle jak w jednej chwili wszystko może się skończyć. Będą mogli nas rozdzielić już na zawsze. Po policzkach popłynęły mi łzy. ,,Choćbym nie wiem jak udawała, że mi na nim nie zależy, choćbym kłamała jutro na rozprawie każde moje słowo może zostać użyte przeciwko mnie. Mogą od razu założyć, że jesteśmy parą i wszytko zostało przemyślane byleby go wyciągnąć z więzienia. Boże...To nieprawdopodobne jak wielkim uczuciem darzę tego chłopaka. Chcę mu pomóc
i chyba właśnie dlatego powinnam powiedzieć prawdę w sądzie."
-Wszystko dobrze? Ej? Płaczesz?
Usłyszałam zdziwiony głos Brandona. Puściłam jego głowę a on popatrzył na mnie zmartwiony. Można było wyczuć, że obydwoje stresujemy się rozprawą. Tak naprawdę, to ona właśnie zadecyduje o naszym życiu.
-Chcę jechać do tego sądu. - powiedziałam pewnie. - Idź już, bo jeszcze cię złapią.
Pokiwał głową, wstał i wyszedł.

Zajęłam miejsce na sali. Brandona wprowadzono później. Miał kajdanki na rękach i wokół siebie obstawę dwójki ochroniarzy. Popatrzył dyskretnie w moją stronę i uniósł kąciki ust. Byłam bardzo poddenerwowana. Miałam lodowate dłonie, bladą twarz i dla uspokojenia tupałam nogą. Przede mną, w ławie oskarżonych stał ojciec Brandona. Odwrócił się w moją stronę i pogroził mi palcem. Strażnik natychmiast go skrzyczał. Nagle na salę wszedł sędzia. Moje serce zaczęło bić szybciej. Zapanowała cisza a mężczyzna powiedział:
-Otwieram rozprawę przed sądem najwyższym. Rozpoznana zostanie sprawa morderstwa. Stawił się oskarżony wraz z obrońcą? Proszę aby oskarżeni wstali i się przedstawili.
-Brandon Wayne - burknął chłopak
Jego ojciec spojrzał na niego z pogardą, po chwili odezwał się:
-Dave Wayne - powiedział głośno i wyraźnie.
Sędzia dokładnie im się przyjrzał:
-Imiona rodziców panie Brandon.
-Dave - chłopak zawahał się - i Claire.
-Gdzie matka? Co się z nią stało?
Twarz Brandona pobladła, zacisnął pięści i zamilkł.
-Proszę Pana, bądźmy poważni. Czekam na odpowiedź. - dodał sędzia.
-Może ty powiesz, jak było, TATO?! - chłopak krzyknął przeraźliwie głośno.
Wszyscy obecni na sali spojrzeli na niego zaciekawieni.

Sk@zanyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz