Rozdział XII

20 2 0
                                    

-Droga pani...Zacznę więc od samego początku... Zostałem tu zatrudniony bardzo dawno temu. Tego samego dnia do więzienia przyjechał Albert. Stawiał się bardzo. Wszyscy byli pewni, że zabił.
Miał ukochaną, nie był bogaty.
Kobieta która zginęła tego dnia była żoną poważnego biznesmena. Każdy wmówił sobie, że wystarczającym dowodem była chęć zdobycia pieniędzy. Ale Albert taki nie był. Z biegiem upływu czasu bardzo się z nim zaprzyjaźniłem. Każdy w więzieniu go szanował. To był nasz prawdziwy przywódca. Twierdzę, że nie było to samobójstwo. Według niego to najprostsza droga do śmierci. On nie lubił łatwych rozwiązań. Uważam więc, że to morderstwo. A powód jest bardzo oczywisty. Ten człowiek był zbiorem informacji. Przeszukano pani gabinet w celu kontroli, rzecz jasna. Oni boją się, że prawda wyjdzie na jaw. Od samego początku nie chcieli by  ludzie dowiedzieli się, że w każdej z tych spraw mordercą jest ta sama osoba.
-Kto taki? - zapytałam zaciekawiona
Mężczyzna nie odpowiedział, nagle zmienił temat:
-Twój Brandon jest bezpieczny.
Jemu nic się nie stanie. Możecie spokojnie jechać do jego domu. Tylko wróćcie przed siedemnastą. - dodał pewnie
-On nie jest mój - oburzyłam się - I dlaczego akurat przed siedemnastą?
-Więc może ty, jesteś jego. -odparł pewnie
Na drugie pytanie nie uzyskałam odpowiedzi.
-W każdym razie. Myślisz, że skąd wiedziałem o tym, że przyjdzie do ciebie na rozmowę?
Musiałam mieć dziwną minę, bo staruszek zaczął się śmiać.
-Rozmawiam z tym chłopakiem odkąd się tu pojawił. Wierzę w jego niewinność od samego początku. Gdy tu przyjechał był chyba najbardziej agresywnym więźniem jakiego widziałem. Dopiero przy mnie się uspokoił. Mówił o tobie. Bardzo dużo mówił. Poza tym wiele widziałem.
Na moją twarz wpłynął rumieniec. Odwróciłam się i popatrzyłam za okno.
Deszcz bił o szyby.
,,Nawet niebo płacze po stracie tego człowieka"- zamyśliłam się. 
Staruszek ciągnął dalej:
-Mieszkam w domu naprzeciwko Brandona.
Pamiętam go jeszcze z czasów, gdy był dzieckiem. Któregoś wieczoru widziałem was siedzących na dachu i śmiejących się. Pamiętam, że ucieszyłem się wtedy. Wyglądał na szczęśliwego. Wie pani, strata matki też go zmieniła.
Kiwnęłam głową. Sprzątacz kontynuował:
-Chciałem jeszcze powiedzieć, że to ja
w nocy przyniosłem ci list. I to ja wspierałem go od początku.
-Dziękuję. - powiedziałam cicho. 
-Jeszcze nie dziękuj słonko. Porozmawiaj
z nim szczerze. Myślę, że pomimo swojego szorstkiego zachowania czuje coś do ciebie. Apropo zbrodni - ściszył głos - Sądzę, że mogę być kolejny.
-Czy pan ma na myśli...?
-Tak, dokładnie. Prowadzę siebie do zguby wyjawiając ci szczegóły. Uważam jednak, że jest pani jedyną osobą, która może nam pomóc. Steve położył rękę na mojej
i po chwili dodał:
-Niech się pani nie boi. Ludzie umierali
i będą umierać, takie jest życie.
Pomimo wszystko proszę dowieść prawdy
i uwolnić tego chłopaka.

Sk@zanyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz