Właściwie, byliśmy niczym partnerzy w zbrodni, niezauważeni i zgrani.
Szczęśliwie udało nam się wymknąć z łazienek. Nawet nie chcę myśleć, co mogłoby się stać gdyby ktoś nas zauważył.Następnego dnia obudziłam się bardzo wcześnie. Więźniowie już od 6.00 biegali na dworze. Termometr pokazywał -5 stopni.
-Zadręczą ich - powiedziałam do siebie.
Ubrałam się ciepło i wyszłam na zewnątrz. Podeszłam do strażników i przywitałam się.
Miałam dziś bardzo dobry humor.
-Dzień dobry pani - powiedzieli prawie jednocześnie
-Dobry, czuję, że będzie dobry.
Z bliska przyjrzałam się ćwiczącym więźniom. Nigdzie nie zauważyłam Brandona. Nie żebym się tym przejęła,
ale zdziwiła mnie jego nieobecność.
-Zimno jest, jeszcze się pani rozchoruje.-rzekł jeden facet.
Fakt, było strasznie zimno, zdecydowałam, że wrócę do środka.
Weszłam do placówki, głównym wejściem. Nie wiedziałam, że dziś jest dzień odwiedzin. Pełno samotnych, zapłakanych kobiet stało w holu. Jedna z nich podeszła do mnie i zaczęła opowiadać o swoim głupim mężu, który siedzi za pobicie:
,,Chciał tylko obronić mnie i naszą córeczkę, to wszystko źle wyszło, to nie jego wina..".
Inna, o sędziwym wieku stała z grobową miną. Wydawało się jakby była tu nie pierwszy raz. Podeszłam do niej.
Od razu powiedziała:
,,Wsadzono go zamiast dupka z komisariatu, za zabicie jakiejś dziewczyny. Nie wierzę w wyjaśnienia policji. W głębi duszy wiem,
że jest niewinny. Wie pani...minęło juz 45 lat, a ja nadal tu przychodzę
i kocham go jak wariatka."
Poczułam się dziwnie. Słowa kobiety dotknęły mnie nadwyraz mocno. Może tak naprawdę czułam coś do Brandona?
Nagle mnie olśniło. Stanęłam w kolejce kobiet, rozmazałam maskarę by wyglądać jak po nieprzespanej nocy. Rozpuściłam włosy i założyłam okulary przeciwsłoneczne, które miałam w kieszeni.
To był impuls. Nie byłam do końca przekonana na co się piszę, jednak za wszelką cenę chciałam z nim porozmawiać.
Nadeszła moja kolej. Podeszłam do szklanego okienka. Mężczyzna po drugiej stronie powiedział znudzony:
-A Pani? Do kogo?
-Brandon Wayne.
Facet nie mógł ukryć zdziwienia.
Dwójka ochroniarzy podeszła bliżej.
-Ha! Dobre żarty! Do niego, po co?
Kim pani właściwie jest?
-Znajomą. - odparłam oschle.
Mężczyzna dokładnie mi się przyjrzał.
-Szlag by to, wpuśćcie panią a nie tak stoicie! Zawołajcie tego łachudrę! Zaprowadzono mnie do salki. Usiadłam na ławce oczekując chłopaka. Wkońcu przyszedł. Ręce miał zakajdankowane, otoczony ochroną popatrzył na mnie krzywo. Po chwili uśmiechnął się niedowierzając.
Mężczyźni rozkuli go.
Podszedł do mnie i powiedział:
-Amy, co ty tu robisz! Chodź tu!
Przytulił mnie z całej siły. Nie było to u niego normalne. Zachował się tak, jakby w jednej chwili zapomniał o byciu ,,złym chłopakiem". W tym momencie nie wytrzymałam, łzy popłynęły. Przyłożył dłoń do mojego policzka i pogładził po nim.
-Udowodnię, że jesteś niewinny.-powiedziałam cicho - i nie zostawię cię. Nigdy więcej.
CZYTASZ
Sk@zany
Mystery / ThrillerWstyd przyznać, lecz dopiero teraz obydwoje zrozumieliśmy, że obojętni sobie i oddaleni od siebie już od dawna pragnęliśmy swojej bliskości.