Rozdział VII

20 2 0
                                    

Wróciłam do pokoju, usiadłam na podłodze i zaczęłam zastanawiać się nad każdym słowem Brandona. Szczerze nie wierzyłam, że to on zabił. ,,Ale...w takim razie kto?
I dlaczego akurat gdy miałam się o tym dowiedzieć weszła ochrona? To...bardzo podejrzane. Może oni wiedzą coś,
o czym nie powinnam wiedzieć?
A może nie chcą bym wiedziała?"
Wstałam i podeszłam do okna. Przyglądałam się dokładnie wszystkiemu. Nagle zauważyłam... Jedna z kamer była ustawiona prosto na okno gabinetu.
,,Kto wie? Może mam tam też podsłuch? Cholera ich wie tak naprawdę. Trzeba być bardzo ostrożnym. Z tego co widzę, jedynym nie monitorowanym pomieszczeniem jest mój pokój, może tu będę zapraszała,,gości?" Przesiedziałam ponad godzinę na rozmyślaniu, aż wkońcu nadeszła pora by wykąpać się po całym dniu. Niestety swoje plany musiałam odwlec z powodu zepsutej słuchawki prysznicowej.
-Super - podirytowana machnęłam ręką.
Wyszłam z pokoju i zauważyłam staruszka,
z którym rozmawiałam zeszłej nocy. Podeszłam do niego i zaczęłam rozmowę:
-Dobry wieczór panu.
-Witam panienkę, w czym mogę pomóc?
-Czy wie pan...
-Oh, zapomniałem się pani przedstawić, przepraszam najmocniej. Mam na imię Steve - powiedział uśmiechając się pogodnie
- May - przedstawiłam się - nie mogę skorzystać z prysznica i...chciałabym się dowiedzieć...
Nagle minął nas Brandon.
Szedł w stronę łazienek w samych spodniach. Na ramieniu miał przewieszoną więzienną, pomarańczową kurtkę.
W mojej głowie narodził się głupi pomysł. Kiwnęłam do sprzątacza i przyspieszyłam kroku by dogonić chłopaka. Uśmiechnął się zdziwiony. Chyba zrozumiał co chcę zrobić. Okrył mnie swoją kurtką i weszliśmy do pomieszczenia. W tym samym momencie usłyszeliśmy jak jakiś więzień dostaje po gębie za zbyt długie i ,,podejrzane" siedzenie pod prysznicem. Było jasne, że mundurowi wkroczyli na zwiady. Brandon złapał mnie za rękę
i wciągnął ze sobą do kabiny.
-Wskakuj - powiedział krótko.
-Słucham? - nie zrozumiałam.
Nie czekając na moją odpowiedź podniósł mnie. Żeby nie spaść oplotłam jego biodra nogami i złapałam go za szyję. Zamknęłam oczy, czułam ogromne zażenowanie.
-No weź, chyba nie jest tak źle - palnął.
Nagle pod kabiną stanęli strażnicy.
Ze strachu wstrzymałam oddech, wiedziałam, że gdyby ktokolwiek zobaczył mnie w tym miejscu od razu zostałabym zwolniona.
-Ej ty, szoruj szybciej tą dupę i do celi, już!
-Wrócę sam, dzięki za troskę - prychnął  Brandon
Strażnicy nie odpowiedzieli, poszli dalej
a ja odetchnęłam z ulgą. Spojrzałam na chłopaka. Uśmiechnął się złośliwie.
Cofnął się i włączył prysznic.
-Szlaag! - pisnęłam cicho.
Puścił mnie, stanęłam dalej, by się nie zamoczyć. Wyszczerzył się jak głupi
i sam szybko odskoczył od natrysku.
Włosy miał całe mokre a woda z nich spływała mu po twarzy i torsie.
Ja miałam przemoczony tylko sweter.
Podeszłam do niego bliżej i wytarłam dłonią krople z jego twarzy. Złapał moją rękę, przytulił do niej policzek a po chwili pocałował ją. Gdy popatrzył mi w oczy, poczułam jak bardzo tonę w jego spojrzeniu.
-Lubiłem stare czasy.
-No...nie wątpię, że chciałby pan wrócić do domu, rodziny i dziewczyny? - dodałam szyderczo
Zmierzył mnie wzrokiem.
-Chodź, wyprowadzę cię stąd - powiedział ponuro. Zarzucił na mnie kurtkę i przez chwilę mi się przyglądał.
Udałam, że tego nie widzę, zaczęłam
patrzeć na swoje buty.
-Ile tu jeszcze będziesz - bąknął nagle.
-Tyle, ile będzie trzeba.-odparłam pewnie.
-Nie chcę żebyś zmarnowała sobie życie na pobyt tutaj. - ciągnął dalej.
-I tak nie mam po co, ani do kogo wracać -powiedziałam bez opanowania.
Pierwszy raz, odkąd pamiętam
jego twarz nabrała kolorów.

Sk@zanyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz