Rozdział VI

28 2 1
                                    

Nie spodziewałam się, że nastepnego dnia strażnicy zapukają do moich drzwi.
-Pacjent do pani - powiedział jeden
Nie mogłam uwierzyć. Szybko udałam się do gabinetu. Rzeczywiście, przyszedł.
Patrzył w ziemię i uśmiechał się sam do siebie. Gdy go minęłam nawet na mnie nie spojrzał. Strażnicy stanęli przy drzwiach.
Rozpoczęłam rozmowę:
-Witam, mam na imię May. Nie spodziewałam się tej wizyty. Ale skoro tu jesteś, to jestem tu od tego żeby ci pomóc.
Możesz mi mówić wszystko....?
-Brandon - powiedział rozciągając
się przy tym.
-Dobrze więc, zaczynając od tego...
-Czemu nie jesteś w domu, gdzie byłaś bezpieczna? -przerwał mi z chytrym uśmiechem.
-Możesz przestać gadać głupoty? Jestem bezpieczna.
-Póki tu jestem tak, ale pamiętaj, że nie jestem nieśmiertelny - skierował w moją stronę chłodne spojrzenie.
Odwróciłam wzrok, zaczęłam nerwowo stukać o biurko długopisem.
Ochroniarze patrzyli na wszystko z ogromną ciekawością.
-Wiem...że mam takie prawo, by panów wyprosić. Muszę działać jak lekarz, zachowując jako tajemnicę zawodową każde słowo pacjenta.
Mężczyźni popatrzyli na siebie zdziwieni, po chwili wyszli. Brandon wstał a ja zaczęłam zadawać kolejne pytania:
-Przejdźmy do twojej rodziny.
Czy ktoś cię odwiedza?
Popatrzył na mnie spode łba
-Tylko ojciec, czasem. -powiedział niewyraźnie
-A co z matką?
Nie odpowiedział.
Wstałam i podeszłam do niego:
-Cholera, Brandon czy mógłbyś użyć swoich ust i zacząć odpowiadać na pytania?
-Mogę ich użyć do czego innego, pokaże ci.
Pochylił się nagle i próbował mnie pocałować. Zatrzymałam go ręką.
-Nie, dziękuję. - wytarłam dłoń w spodnie. Dostrzegłam błysk w jego oczach.
Nie potrafię stwierdzić czy było
to zaskoczenie czy raczej wkurwienie. Odsunął się i uśmiechnął sztucznie.
Po chwili zirytowanym głosem powiedział:
-Moja matka kurwa nie żyje.
Zamurowało mnie.
-Jak...To się stało? - powiedziałam cicho.
-Podobno zginęła w wypadku samochodowym. - dodał oschle
-Chcesz kontynuować rozmowę?
Kiwnął głową.
-Więc...czemu pan zabił?
-Nie zabiłem -wywrócił oczami.
-W twoich papierach można wyczytać,
że swoje ofiary wyniszczałeś psychicznie.
-Jestem niewinny.
Zauważyłam, że dokładnie przyglądał mi się spod czarnej grzywki. Przyznam,
że hipnotyzował spojrzeniem.
-Tak, oczywiście - palnęłam przechodząc do następnego pytania.
-Byłeś członkiem pewnej organizacji, dyrektor chce zapewnić ci dożywocie w tym miejscu, co ty na to?
-Umrę mówiąc prawdę od początku.
-Kto zatem zabił, jeśli nie ty?
Nie zdążył odpowiedzieć. Do gabinetu wkroczyli ochroniarze.
-Czas na dziś minął. Prosimy więźnia z nami.- burknął jeden
-Z tego co wiem, to ja wyznaczam ile trwają rozmowy. - powiedziałam marszcząc brwi.
-Racja, pójdę już lepiej - oznajmił Brandon.
Wraz ze strażnikami spojrzałam na niego zdziwiona. Wstał, wyciągnął rękę
i ścisnął mocno moją dłoń.
-Przyjemna rozmowa, trzeba będzie kiedyś ją powtórzyć, do zobaczenia - uśmiechnął się teatralnie i wyszedł z obstawą.

Sk@zanyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz