(...)Gasper, ten, z którym byłem na zmianie, odprowadził mnie do akademika. Myślałem, że sobie pójdzie, ale nie. Wszedł ze mną do pokoju. Moi współlokatorzy akurat wyjechali gdzieś, pewnie nie chcąc przebywać w tym samym pomieszczeniu, co ten gej Prevc... Stało się coś okropnego... Nie wiem, czy będę w stanie to napisać, ale z drugiej strony wiem, że muszę to zrobić, jeżeli Gasper ma ponieść karę. Takie czyny nie mogą uchodzić sprawcom na sucho.
A więc... Boże, jakie to cholernie trudne! Dlaczego? Dlaczego, ku**a, to właśnie mnie się przydarzyło? Czy ja jestem jakimś je**nym pechowcem? Przyciągam nieszczęścia i cierpienie?
Dobra, dam radę, napiszę to.
Gasper zaczął się do mnie dobierać. Prosiłem, żeby przestał, próbowałem go odepchnąć, ale on był silniejszy. Ja niewiele jadłem, przez co i sił miałem mało. Teraz rozumiesz, dlaczego musisz normalnie jeść? Nie mówię, że Tobie też może się coś takiego przytrafić, ale Domi, proszę, posłuchaj starszego brata.
Kiedy skończył, wyszedł, a ja jeszcze długo nie potrafiłem się pozbierać. Płakałem. Chociaż nie raz mówiłem, że płacz jest dla mięczaków. Czułem się koszmarnie. Potem poszedłem pod prysznic. Nie wiem, jak długo tam stałem, jak długo szorowałem każdy centymetr skóry. Miejsca, w których mnie dotykał, paliły żywym ogniem, dlatego na początku włączyłem zimną wodę. Później jednak zrobiło mi się zimno, zacząłem wręcz się trząść, ale nie zmieniłem wody na cieplejszą. Uznałem, że to i tak nie ma znaczenia, że nawet lepiej będzie jak się rozchoruję. Po raz kolejny w ciągu zaledwie dwóch tygodni pomyślałem o tym, jak fajnie by było już nie żyć.
Poprzedniego dnia Mackenzie napisał mi SMS. Bardzo krótki: "Lepiej by było, gdybyś zdechł". Stojąc pod prysznicem, pomyślałem o tym. Tamto wydarzenie przelało czarę goryczy. Wyszedłem z łazienki, z trudem usiadłem na łóżku. Wszystko mnie bolało. Zmieniłem pozycję, kładąc się na brzuchu, chociaż to niewiele pomogło. Myślałem o wszystkim. Analizowałem wszystkie za i przeciw. Było więcej za. Właśnie dlatego czytasz teraz moje słowa.
Nie potrafiłbym z tym żyć. Jestem beznadziejny. Każdemu, kto ze mną przebywa, przynoszę pecha. Ludzie rozmawiają ze mną ze względu na to, że jestem Prevcem, Twoim i Petera bratem, to Wy się liczycie, to Wy coś znaczycie dla tego świata, ja jestem nikim. Nikt nawet nie zauważy, że już mnie nie ma. Rodzice trochę popłaczą, ale potem wrócą do własnych zajęć, przecież życie musi trwać dalej, czas się nie zatrzyma tylko dlatego, że jakiś Prevc właśnie umarł. Peter musi się teraz martwić o własną rodzinę, więc on raczej też szybko zapomni. A Ty? Czy Ty będziesz umiał zapomnieć? Właściwie mam nadzieję, że nie. Ktoś musi zająć się Gasperem, a ja mam nadzieję, że on poczuje ból, który ja czułem, że będzie cierpiał tak bardzo, jak ja cierpiałem, że będzie go rozrywać od środka to cierpienie, a on nie będzie potrafił go nawet wykrzyczeć, że będzie musiał tak jak ja dusić wszystko w sobie, aż w końcu pewnego dnia go to rozerwie na strzępy. Mam nadzieję, że on poczuje się tak, jak ja wtedy.
CZYTASZ
Hard way to win • Domen Prevc
FanfictionTen chłopak jest ambitny, chce wygrywać, chce być na topie. Czy mu się to uda? Wśród dziennikarzy krążą pogłoski o jego anoreksji. Czy to prawda? Jak trudna jest w rzeczywistości droga do sukcesu? Zapraszam na fan fiction o Domenie Prevcu.