Wróciłem do pokoju, gdzie zastałem Yoongiego wraz z Namjoonem. Wszystko było by okej, gdyby nie go, że Jeongguk wraz z moim bratem mało nie pobili starszego. Podbiegłem do nich i odepchnąłem obojga od Jooniego.
- Co wam znowu odjebało?! - krzyknąłem, dzięki temu iż szpital był prawie cały pusty mogłem to robić do woli, jednak prywatne szpitale jeszcze się przydają.. - Idioci jebani.. - mruknąłem pod nosem, i podszedłem do chłopaka, któremu lała się krew z wargi. - Możesz wstać?
- Spokojnie, dam radę.. nie jestem aż taki słaby. - uśmiechnął się, i poprosił o podanie małego ręcznika z szafki.
- A wy, kurwa wyjdźcie mi stąd. Jeszcze z wami porozmawiam, idioci jedni. - oznajmiłem wskazując na zmieszaną dwójkę.
- Skarbie to nie tak.. - zaczął Yooni, jednak dokończył. - Patrz! - wskazał na starszego, który wyjął małą buteleczkę z kieszeni i zaczął pić.
- Namjoon! Zostaw to. - powiedziałem, naprawdę czy mi się wydaje ino on pije alkohol w szpitalu? - Wyjdź, idź do domu. I tak nic tu nie zdziałasz, oddawaj kluczyki. - wyszarpałem mu wspomnianą rzecz z ręki i wyrzuciłem za drzwi. - Teraz tłumaczyć się czemu go biliście.
- Taehyung, moje malutkie kochanie.. może najpierw weź tabletki i zjedz coś.. - uśmiechał się i podszedł by mnie przytulić jak koale. - Namjoon dobierał się do Jimina..
- Czekaj co?! - zapytałem, odskakując od niego, przez co wylądowałem na udach młodszego. - Chwila, czy to możliwe, że on jest w śpiączce a mu stoi? - zapytałem czując obok głowy coś twardego...
- Nie jestem lekarzem, Kook tez chyba nie.. - stwierdził, patrząc na mocno widoczną erekcje chłopaka. - Dobra, to jest dziwne..
- Mogę coś spróbować? - spytał szatyn, nie chwila on chyba nie chce.. - Nie zamierzam mu obciągać gdy jest pół nie żywy. - zaśmiał się i zrzucił mnie z łóżka.
Przyłożył usta do tych drugich i lekko musnął, co dziwne Park zareagował mlaśnięciem. Chłopak ponowił próbę, a tym razem tak szybko nie odsunął głowy.
- Czy ja mam zwidy, czy nasz nie żywy prawie Park całuje się z Jeonggukiem? - spytałem nie będąc pewny czy mi się wydaje..
- Nie wydaje Ci się kochanie, może zostawmy ich samych? - zapytał a nawet nie czekając na odpowiedź, wyciągnął mnie z pokoju.
////////////////////////////
- Jiminnie.. - szepnąłem po oderwaniu, się od twarzy chłopaka. - Mocno Cię kocham, tak bardzo mocno..
- Ja Ciebie też Jeonggukie.. - uśmiechnął się, i objechał wzrokiem po całej sali. - G..gdzie jestem?
- W szpitalu kochanie, miałeś wypadek. Jakiś idiota, o imieniu Namjoon.. Cię potrącił. - oznajmiłem, jednak nie widziałem żadnej złej reakcji. - Dobrze się czujesz? Może mam iść po lekarza? - powinienem o to zapytać odrazu, niż go obcałowywać..
- Jest okej.. - uśmiechnął się blado, przez co poczułem ogromne szczęście. - Namjoon.. kojarzę te imię.. - stwierdził, a gdy chłopak pojawił się w drzwiach cały zbladł..
- Wszystko dobrze skarbie? - zapytałem widząc, jego nagle pogorszenie stanu. - Wyjdź, stąd. - wysyczałem przez zęby, nie chciałem zacząć go wyzywać przy starszym.
- Chciałem tylko zobaczyć jak Jimin się czuje, Jin mnie poprosił bym zapytał go o pare rzeczy... sam nie może teraz przyjechać a te minuty po obudzeniu się, są bardzo ważne..- oznajmił, i podszedł bliżej łóżka. - Boli Cię coś?
- Wyjdź. - tym razem powiedział to blondyn. - Nie chce Cie widzieć. - mruknął odwracając wzrok. - Od.. - spróbował powiedzieć ponownie jednakże najstarszy wbił się mocno w usta mojej kluseczki.
Sam nie wiedziałem co mam zrobić, sparaliżowało mnie totalnie. Miałem ochotę go zabić, jednak z drugiej strony mi się to spodobało..
- Nie zamierzasz tym razem mnie bić? - zaśmiał się, i podszedł do mnie. Tym razem to w moje usta się wbił.. - Tak myślałem Ggukie.. zadzwonię później, przywieść Ci coś Jiminnie?
- Nie.. - szepnął starszy, i wtulił się w moje ciało. - Jungkookie.. czy to dziwne, podobało mi się jak on Cię całował? - spytał, patrząc mi prosto w oczy.
- Pewnie tak, jednak mi też się podobało.. - zaśmiałem się i ucałowałem go delikatnie w usta. - Nie zamartwiaj się tym, porozmawiam z nim później.. teraz może chciałbyś..
CZYTASZ
Milk ✔️
FanficNajpiękniejszych chwil w życiu nie zaplanujesz. One przyjdą same." - Phil Bosmans