Daria stęskniła się za mną bardzo szybko, biorąc pod uwagę to, że minął tylko tydzień od mojego wyjazdu, a ona zachowuje się tak, jakby nie widziała mnie od roku czasu. Równie szybko zadomowiła się u mojego wujka, gdzie przyjaciółka dostała swój osobisty pokój, tuż obok mojego.
Nie minęły dwa dni, kiedy to siedziałyśmy rano w kuchni, popijałyśmy gorącą, świeżo zaparzoną kawę i Daria już rozmyślała o... domówce.
- To byłoby idealne miejsce! Ten dom, plaża... dokładnie jak w tych amerykańskich filmach – mówiła całkiem przekonująco, bo nawet ja, przez chwilę pomyślałam, że to może być całkiem niezły pomysł – Na takiej imprezie to tylko szukać chłopaka i spędzić z nim super wieczór.
- Ciekawe kto po takiej domówce to wszystko posprząta... - wróciłam dawna ja. Ja, która musi mieć wszystko poukładane, dopięte na ostatni guzik. Ja, która w pokoju musi mieć porządek i ja, która sama nie pomyślała by o imprezie w momencie, kiedy jest sama w domu.
- Przecież pracuje tutaj.. – wzięła łyk kawy – ten lokaj. Zajmie się sprzątaniem.
Prędzej czy później musiałam to powiedzieć, bo dłużej bym nie wytrzymała:
- Prędzej mógłby zostać moją osobą towarzyszącą niż sprzątać po tym wszystkim. - poczułam jak moje policzki zarumieniają się, po czym automatycznie spuściłam głowę w dół i z udawanym zaciekawieniem sprawdzałam coś ciekawego w telefonie. Na moje szczęście przyjaciółka nie zauważyła, że jest wyłączony.
- No ale przecież tyle mówiłaś o tym Maćku. Już ci przeszło? Przecież nie tak dawno... - i chyba w tym momencie wszystko do niej dotarło, bo przez dobrą minutę nie odezwała się ani słowem. Na zimny, marmurowy blat, ciepły tylko w miejscach, gdzie stały kubki z kawą odłożyła w pół zjedzone ciastko. Wpatrywała się we mnie z szeroko otwartymi oczyma. Nie mogła w to uwierzyć. Z resztą... tak jak ja, kiedy dowiedziałam się o wszystkim i po raz pierwszy ujrzałam Maćka, tutaj w domu wujka.
- Tak, to prawda. - uprzedziłam ją, usuwając zbędne pytania
- Nie gadaj... ale... jeeeezuu. - tak zdezorientowanej Darii nie widziałam jeszcze nigdy w życiu
- Widziałabyś moją minę, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam go tutaj. Przyszłam wtedy cała mokra, od deszczu. Na szczęście w takim stanie mnie nie widział – Obydwie zaczęłyśmy się śmiać.
- W życiu bym nie pomyślała, że to jest ten sam Maciek, którego poznałaś na plaży. W sumie to nawet super. Spędzacie ze sobą dużo czasu. - na jej twarzy malował się uśmiech
- Spędzamy, jeżeli można w ogóle uznać, że tydzień to długi okres czasu.
- Pamiętaj tylko, że za niecałe dwa miesiące wyjeżdżasz więc... nie przywiązuj się za bardzo.
W lepszym momencie Maciek nie mógł się zjawić. Wszedł właśnie do domu, przez co nie musiałam komentować słów Darii. Wiadomo - wypowiedzianych, bo się martwi i nie chcę żebym cierpiała, ale to i tak nic nie zmieni. Razem z Maćkiem super się dogadywaliśmy, a ja wiedziałam, że to może być tylko przyjaźń, bo cóż... nie miałam zamiaru prowadzić związku na odległość czy czegoś podobnego. Chociaż nie ukrywam, że gdyby taki chłopak znalazłby się w Warszawie – z całą pewnością byłabym zainteresowana. O czym tutaj mówić. Maciek był o rok starszy, nie wydaje mi się żeby myślał kiedykolwiek o mnie, jako o kimś więcej.
Chłopak wpadł do kuchni jak oparzony. Rzucił tylko ciche „hej” i otworzył lodówkę w poszukiwaniu jedzenia, którego tam nie brakowało. Widziałam spojrzenie Darii. Przyglądała się chłopakowi z zainteresowaniem. Do tej pory widzieli się tylko raz, kiedy to Maciek wychodził z domu, kończąc pracę. Wtedy jeszcze nie chciałam wspominać przyjaciółce, że to właśnie ten Maciek, o którym jej opowiadałam. Teraz wiedziała, że nie może traktować go jako lokaja, ale jako przyjaciela swojej przyjaciółki.
Maciek przegrzebywał lodówkę już piąty raz, jakby za każdym razem znajdowało się w niej coś innego. Najwidoczniej czegoś szukał, widać, że był bardzo zajęty. Tłumiąc w sobie śmiech nie tylko z jego powodu, ale również dziewczyny wpatrującej się w chłopaka z dziwnym wyrazem twarzy, szybko rzuciłam:
- Każda lodówka ma dno. A jeżeli ma się znaleźć w niej coś innego trzeba iść na zakupy. Ooo, cześć Maciek! Szukasz czegoś w tej lodówce, która ma dno?
- To nie jest śmieszne! - jego słowa odbijały się echem od ścian zimnej w środku lodówki – nie jadłem jeszcze śniadania i jestem strasznie głodny.
- Biedaczek. - zaczęłam się śmiać. Podobnie jak Daria, która uważnie przyglądała się całej tej sytuacji. - Siadaj. Zrobię naleśniki.
- Ja powinienem...
- Znowu zaczynasz z tym „ja powinienem”?! Mówiłam Ci coś na ten temat.
- No dobra, przepraszam.
Wyjęłam wszystkie potrzebne składniki i zaczęłam przygotowywać śniadanie dla trójki głodnych osób, kiedy to w tym samym czasie Maciek i Daria zaznajamiali się, siedząc przy kuchennej wyspie. Nie przeszkadzałam tej dwójce, ponieważ chciałam usłyszeć co na temat imprezy, o której Daria zdążyła już wspomnieć, sądzi chłopak. Oczywiście nie mógł mieć innego zdania. Przyzwyczaiłam się, że nigdy nikt nie stoi po mojej stronie.
- Ja umywam od tego ręce! Nie mam zamiaru wysłuchiwać potem krzyków wujka, kiedy dowie się wszystkiego od sąsiadów.
- Czekaj, czekaj! Pokaż mi gdzie Ty tutaj masz jakichkolwiek sąsiadów? - Maciek wiedział co powiedzieć, bo tym tekstem zamknął mnie na dobrą chwilę.
Rzeczywiście. W okolicy nie było ani jednego domku. Rzadko zdarza się, aby dwa, stały blisko siebie i to na plaży.
Cała posiadłość znajdowała się na niewielkim wzgórzu, które od centrum oddalone było o spory kawałek drogi. Z ogromnego tarasu ze zwiewnymi, białymi zasłonami z widokiem na morze można było przejść na dość duże, drewniane schody, prowadzące na plażę. Wieczorem, pięknie oświetlone przez światła wbudowane w ziemi. Nieduży „raj na Ziemi”, gdzie nie było sąsiadów i nadmiaru dzieci. W sumie to nie było ich tam.
Nie uświadamiając tego dwójce przyjaciół myśl o imprezie była dla mnie bardzo pozytywna. Mojej szybkiej zmiany decyzji nie dało się dłużej ukryć niż dwie minuty.
- Jeżeli chcesz, żeby wujek się o niczym nie dowiedział, można powiedzieć pokojówce żeby nie przychodziła przez kilka dni. A impreza będzie nie duża. Zaprosimy tylko parę osób żebyś mogła poznać tutaj więcej ludzi.
Daria została w domu, kiedy to razem z Maćkiem pojechaliśmy na zakupy. Zgubiliśmy poczucie czasu w momencie, gdy chłopak woził mnie w wózku jednego ze sklepów. Do koszyka zapakowaliśmy trochę przekąsek i napojów.
- Wystarczy?
- Zależy ile osób chcesz zaprosić. - bardzo mnie to rozbawiło
- Przecież ja tutaj nikogo nie znam! - wykrzyczałam na cały sklep. Niektórzy popatrzyli się na mnie z irytacją, że przeszkadzam im w zakupach przy tej sklepowej muzyczce, którą w tym momencie im zagłuszyłam.
- W takim razie zaprosimy z 10 osób i niech ci ludzie zaproszą paru swoich znajomych.
- No to w takim razie to będzie bardzo kameralne przyjęcie tylko z kilkoma osobami. - powiedziane w przenośni, oczywiście.
Zaczęliśmy niemiłosiernie się śmiać. Do koszyka dorzuciliśmy jeszcze więcej jedzenia i ruszyliśmy do kasy, po czym do domu. Tam Daria ku mojemu zaskoczeniu przygotowała drobne dekoracje, żeby mieszkanie nabrało trochę letniego i imprezowego nastroju.
Maciek chwycił za telefon i razem zaprosiliśmy znajomych. Niestety z dziesięciu osób wyszło trzydzieści plus znajomi znajomych. Nie chciałam myśleć jak wszystko będzie wyglądać po całej imprezie. Dzisiejszy wieczór planowałam spędzić w super towarzystwie z Maćkiem i Daria obok.
CZYTASZ
Inaczej
Teen Fiction"Leżenia całymi godzinami na ciepłym, a niekiedy ziemnym piachu, długich nocnych spacerów, przyglądania się gwiazdom, które błyszczały i oświetlały nam drogę w ciemnym lesie. Wstawania o 4.30 i obserwowania wschodów słońca, trzymania w dłoniach zimn...