Jeżeli chodzi o transport do hotelu, tacie Maćka podziękowaliśmy od razu. Mimo chłodniejszej nocy i ciemności za oknem pięknego domu, postanowiliśmy wybrać się na długi spacer. Drogę znaliśmy doskonale, nie była trudna do zapamiętania.
Niebo pokrywały gwiazdy, błyszczące i oświetlające nam drogę, dodatkowo ogromny księżyc, który widać było dzisiaj w pełnej okazałości. Na drodze tylko od czasu do czasu pojawiały się lampy, ruch uliczny również nie był tutaj duży. Noc była chłodniejsza. Musiałam nałożyć płaszczyk, który na szczęście zabrałam ze sobą wychodząc z domu. Moja czarna, niedługa sukienka była cienka, a przez wiatr, który raz na jakiś czas się pojawiał, cały materiał podchodził do góry. Powietrze wydawało się wilgotne, wypuszczając z ust tlen, można było dostrzec parę. Wokół nas unosiła się mgła, która stopniowo się powiększała. Idąc już tak godzinę, nasza widoczność z kilkuset metrów zmieniła się co najwyżej do 20.
Trzymaliśmy się za ręce, poruszając się do przodu już od godziny. Maciek po drodze zastanawiał się czy damy radę dojść, jednak ja cały czas powtarzałam mu, że dotrzemy bez najmniejszego problemu. Próbowałam ukryć zmęczenie, które powstawało poprzez czarne czółenka na nogach. Na co dzień są bardzo wygodne, jednak kiedy przychodzi przejść kilka kilometrów, stopy muszą poradzić sobie z nie lada wyzwaniem. Kondycję od zawsze miałam dobrą, ale nie trenowałam nigdy w wysokich butach. Maciek w pewnym momencie zauważył moje samopoczucie. Nie chciałam już udawać. Byłam zmęczona, mimo tego wspaniałego nastroju, podczas gdy próbowaliśmy dostać się centrum Nowego Jorku, w nocy. Będąc z nim czułam się inaczej. Uśmiech nigdy nie znikał mi z twarzy, mogłam zwrócić się do Maćka z każdym problemem, wiedziałam, że zawsze mi pomoże.
- Zaraz chyba zdejmę te buty. Nie wytrzymam. - stanęłam i schyliłam się, aby zdjąć czółenka, które tak bardzo mi teraz przeszkadzały
Nie zdałam sobie sprawy z tego co za chwilę zrobi Maciek. Nagle chwycił mnie w talii i tylnej części kolan, po czym od razu uniósł do góry. Zaczął krzyczeć, tak samo jak ja. Biegł, myślałam, że za chwilę upadnę. Chłopak trzymał mnie mocno, nie pozwolił by na to.
- Maciek! Haha. - nie potrafiłam opanować śmiechu – Maciek!
- Będziemy szybciej w hotelu.
Nie zdawał sobie sprawy z tego, że nie jestem lekka jak piórko, do tego jeszcze biegł. Robił wszystko w bardzo śmieszny sposób. Biegł wolniej niż kiedy by szedł. Oczywiście byłam pewna, że nie skończy się to dobrze, chociaż, że było super. Maciek stracił równowagę i spotkał się z ziemią, po chwili także ja się tam znalazłam. Mój upadek był nieco lżejszy, ponieważ wylądowałam na chłopaku, a nie na brudnej ziemi. Nie miałam już sił, więc położyłam się na torsie chłopaka i zaczęłam się śmiać. Podarowałam mu krótkiego buziaka, po czym dodał.
- Przepraszam. - nie przestając się śmiać, oczywiście
Z racji tego, że szliśmy przy ulicy, a samochodu, jak już wspominałam nie pojawiały się tutaj za często, oślepiło nas światło, które nagle wyłoniło się zza drzew. Samochód jechał dość szybko, aż w końcu zatrzymał się z piskiem opon, tuż obok nas, nadal leżących przy ulicy.
Okno od strony pasażera otworzyło się i usłyszeliśmy znany nam głos. Twarzy wiadomo nie widzieliśmy, było za ciemno.
- Wiedziałem, że nie dacie rady przejść taki kawał drogi, wsiadajcie!
Nie był to nikt inny, jak tylko tata chłopaka, z kierowcą. Nieco speszeni całą sytuacją wstaliśmy, otrzepaliśmy ubrania i wsiedliśmy do pojazdu, na tylne siedzenia.
Mimo, że droga o pokonania była dłuższa niż ta którą już przeszliśmy, nie licząc centrum miasta, w którym jak zawsze były korki, tym razem trochę mniejsze, pod hotelem znaleźliśmy się w ciągu dziesięciu minut. Grzecznie, jak to przystało na ludzi młodych, podziękowaliśmy i windą wjechaliśmy do apartamentu. Od razu rzuciliśmy się na łóżko, i tak właśnie zasnęliśmy, w ubraniach. Byliśmy tego świadomi, po prostu nie chciało nam się ruszać, z pięknie zasłanego łóżka, które od razu po przyjściu zepsuliśmy. Obudziłam się rano, dosyć wcześnie. Przykrytą ciepłą, puchowa kołdrą. Obok, na stoliku czekało śniadanie, którego na pewno nie przygotował Maciek. Nadal spał, a nawet chrapał. Znaczyło to, że w pokoju ktoś był.
W łazience uczesałam luźny kok, włożyłam dresy i bez dalszego przygotowania się, wbiegłam ponownie na łóżko, tym razem skacząc i krzycząc, po to, żeby Maciek się obudził.
- Hejjj!!!! Nowy Jork czeka! Wstawaj. Śnia...
Nie zdążyłam dokończyć. Poczułam dotyk w kostce i nagle nikt inny, jak tylko chłopak pociągnął moja nogę, co spowodowało, że opadłam na plecy, prawie płacząc przez śmiech.
- Myślisz, że śpię? - zapytał, otwierając oczy
- Chrapałeś. Haha
- No to możliwe. - nagle zerwał się z łóżka i uderzył mnie poduszką
Nie miałam siły mu oddawać. Byłam pewna, że takie zachowanie z mojej strony, spowoduję kolejną bitwę na poduszki, która z a każdym razem podczas tegorocznych wakacji była wyczerpująca.
Nie patrzeliśmy nawet na zegarek. Nie chcieliśmy myśleć o uciekających godzinach, minutach, sekundach. Każda z nich przybliżała nas do powrotu nad morze, do rodzinnego domu chłopaka i mojego wujka, z którym już niedługo było mi wskazane się pożegnać.
Dzisiejsze przedpołudnie było poświęcone mnie. Maciek musiał znieść spacery po sklepach z ciuchami, ogromny deser lodowy z kawałkami czekolady, bitą śmietaną i kolejną kawę w Central Parku. Ku mojemu zdziwieniu nie był niezadowolony. Papierowe torby, w których znajdowały się nowe ubrania, buty i biżuteria, nosił z wielką przyjemnością. Potem wytłumaczył mi się w najlepszy na świecie sposób.
- To dla mnie zaszczyt, że po Nowym Jorku, wszystkich tych sklepach, mogę chodzić właśnie z Tobą.
_______________________________________________________________________________
Nie mogę uwierzyć, że publikuję tutaj 19 rozdział, a za chwilę koniec całego opowiadania. Pamiętam kiedy dodałam pierwszą część i byłam zadowolona, że ktoś to w ogóle czyta. Dziękuję za +900 odczytu, wierzę, że dobijecie do 1000. Nigdy się tego nie spodziewałam. Dziękuje!
CZYTASZ
Inaczej
Teen Fiction"Leżenia całymi godzinami na ciepłym, a niekiedy ziemnym piachu, długich nocnych spacerów, przyglądania się gwiazdom, które błyszczały i oświetlały nam drogę w ciemnym lesie. Wstawania o 4.30 i obserwowania wschodów słońca, trzymania w dłoniach zimn...