Dwadzieścia jeden

207 17 0
                                    

Wow, skończyłam. Udało się i jestem dumna. Pracuję nad nową książką, ale muszę dopracować póki co bohaterów i fabułę. Planuję ją tutaj publikować, więc od razu kiedy dodam pierwszy rozdział, poinformuję Was tutaj! Mam nadzieję, że zostaniecie przy moich opowiadaniach i nowe także będziecie czytać. Ostatni rozdział dedykuję mentaruneko. To jej zawsze mówiłam o pierwszych pomysłach, próbując za bardzo się nie wygadać, aby także ona miała nad czym się zastanawiać. Jako pierwsza dawała mi porady i oceniała moje opowiadania. Dziękuje!

_____________________________________________________________________________

Mija dzisiaj 31 dzień sierpnia. Już jutro zaczyna się wrzesień, a za trzy dni początek roku szkolnego. Powinnam wracać do Warszawy, do domu, ale moje życie zostaję nad morzem. Nigdy nie myślałam, że sprawy potoczą się w ten sposób. Dom, którym tak bardzo zachwycałam się, kiedy tutaj przyjechałam, jest już mój i rodziców. Nie zostawiam Maćka i miejsc, które tak bardzo pokochałam. Najlepszej przyjaciółki nie tracę, bo będziemy widywać się najczęściej jak tylko się da. Z rodzicami będę spędzać więcej czasu, przestaną żyć tylko i wyłącznie pracą. Życie toczy się dalej. Jest inaczej.

Pamiętam jeszcze te pierwsze dni, wakacji tutaj. Wujek zapytał się mnie wtedy, czy nie mam chłopaka. Byłam zła. Nie miałam, nie chciałam mieć i nawet o tym nie myślałam. Poznałam Maćka i wszystko się zmieniło, cały mój stosunek w tej kwestii. Teraz nie wyobrażam sobie życia bez niego. Weekendów spędzanych w samotności, wieczorów przegadanych z Darią, a nie z nim.

Tego słonecznego dnia, kiedy to na niebie nie było widać ani jednej chmurki, a słońce opalało nasze odkryte ramiona, spacerowałam z Maćkiem po plaży. Morze było spokojne, wyglądało dosłownie jak jezioro. Szliśmy brzegiem, a zimna woda, moczyła nam stopy.

- Nadal to do mnie nie dociera... zostaję tutaj.

- Do mnie wszystko już dotarło. Nie musimy się żegnać.

- Pomyśl, że dzisiaj musiałabym wyjeżdżać. Nie wiadomo kiedy byśmy spotkali się następnym razem.

- Z tego co wiem, rodzice wiedzieli o wyprowadzce już na początku roku. Wysłali Cię na wakacje tutaj, żebyś poznała ludzi i przyzwyczaiła się do otoczenia.

- Szkoda, że nie pomyśleli, jak bardzo przeżywałam to, że będę musiała wyjeżdżać.

Nagle uwagę Maćka przykuło coś leżącego na brzegu morza. Szeroko otwarte oczy, delikatnie przymknął i uśmiechnął się do samego siebie.

- Nie zgadniesz co tam leży...

- No... nie zgadnę.

- Chodź! - krzyknął i pociągnął mnie za rękę.

Biegliśmy kawałek drogi, bo przedmiot, brudny od piachu, leżał dość daleko. Kiedy dotarliśmy na miejsce, sama zaczęłam się uśmiechać.

„ Ten lampion... wiem kiedy dopłynie do brzegu.

- Kiedy? - pytałam

- W nasz ostatni dzień. 31 sierpnia, kiedy będziesz musiała wrócić do Warszawy.

- A jeżeli nie będę musiała wracać? - zażartowałam

- Wtedy też dopłynie. Będzie symbolizował dzień, w którym musieliśmy się rozstać, ale tak się nie stało. Będzie symbolizował przeznaczenie. „

Wszystko się zgadzało. Był 31 sierpnia. Na brzegu morza, leżał zniszczony od wody, mokry i podziurawiony, biały lampion. Widać było na nim, ślady od czarnego markera, który był już rozmazany

- Przeznaczenie?

- Najwidoczniej... tak. - potwierdziłam jego słowa

Czułam się jak w bajce dla dzieci, kiedy wszystko kończy się szczęśliwie, a dwie główne postaci żyją długo i szczęśliwie.

Maciek przytulił mnie i pocałował.

- Kocham Cię, Zuza.

- Kocham Cię. - odpowiedziałam

InaczejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz