Dziesięć

218 15 1
                                    

Kolejny dzień, kolejne godziny w szpitalu, czekając, aż zechcą ci coś powiedzieć. To było najgorsze, że niczego mi nie mówili. Nie mogli. Spędziłam cały ranek i przedpołudnie na korytarzu, czekając na jakąkolwiek wiadomość od Eli. Hania wróciła już do domu, była tylko posiniaczona, nic więcej. Maciek nadal się nie obudził. Od momentu wypadku, cały czas spał. Jego mama całymi godzinami siedziała przy szpitalnym łóżku, trzymając chłopaka za rękę i błagając Boga, aby wszystko dobrze się skończyło. Lekarze z tego co się dowiedziałam mówili, że miał wielkie szczęście, bo taki wypadek mógł skończyć się dla niego kalectwem, a nawet i śmiercią. Tym czasem Maciek miał tylko zwichnięty nadgarstek i lekki wstrząs mózgu. To co mnie przerażało najbardziej, to całkowity brak kontaktu z nim. Kiedy się wybudzi, mają wypisać go z OIOM-u, a wtedy będę mogła go zobaczyć.

Około godziny 14 wróciłam do domu, trochę odpocząć. Szpitale krzesło nie było najwygodniejsze, wszystko mnie bolało. Odwiedziła mnie Kinga, z którą od pierwszego spotkania zaczęłam świetnie się dogadywać. Nie była tak przygnębiona tą całą sytuacją jak ja. Zapewne było to spowodowane tym, że mogła zobaczyć brata i uścisnąć jego dłoń. Poza tym nie była na miejscu wypadku, nie widziała jak wszystko wyglądało kilka sekund po całym zajściu.

- Maciek naprawdę Cię kocha. - powiedziała cicho, myśląc zapewne przy tym, że mnie pocieszy – Mówi o Tobie w każdej wolnej chwili, zawsze wtedy, kiedy nie ma nic do roboty

- Kinga... proszę – nie mogłam tego słuchać. Łzy momentalnie cisnęły mi się do oczu. Mocno je zacisnęłam, aby ani jedna łza nie skapnęła na sweter.

- Zuzia nie martw się, będzie okay, naprawdę.

- Ty mogłaś go chociaż zobaczyć. Ja nie mogę tam wejść, niczego mi nie mówią. To jest najgorsze! Słyszałam piski opon, krzyk i huk! Potem tylko zobaczyłam rozbity samochód i leżącego na ziemi Maćka. Nie przeżyłaś tego w taki sposób jak ja! - krzyczałam

- Zuza... nie chcę Cię tym urazić, co teraz powiem, ale... ja jestem jego siostrą i znam go od 19 lat, a ty od dwóch tygodni. Oczywiście wiem, co do siebie czujecie i to jest wspaniałe, ale zrozum, że nawet nie widząc tego wypadku jest mi bardzo ciężko.

Rozumiałam Kingę doskonale. Wiedziałam, że jest jej trudno, ale nikt nie zrozumie mnie. Mam go dopiero od tych dwóch cholernych tygodni, a ona widywała go przez 19 lat i zdaję sobie sprawę, że może być przywiązana do niego bardziej, ale nie w taki sposób jak ja. Nikt nie zrozumie mnie w tym momencie w stu procentach. Nikt.

Dzwoniłam do Eli co jakiś czas i wypytywałam się o wszystko. Stan Maćka nie poprawił się, ale też nie pogorszył. Lekarze mówili, że za około dzień powinien się obudzić, może nawet wcześniej. Mimo wszystko chciałam go zobaczyć jak najszybciej, a 24 godziny były dla mnie jak miliony lat czekania w cierpieniu i bólu.

Wieczorem znowu pojechałam do szpitala, na żywo dowiedzieć się co i jak. Mama i Kinga były w domu, więc miałam dwie opcje: wrócić i się poddać lub spróbować wyciągnąć od lekarzy i pielęgniarek cokolwiek. Wybrałam drugą opcję. Znalazłam gabinet, gdzie na drzwiach pisało nazwisko, lekarza prowadzącego. Zapukałam po czym weszłam. Przy biurku, wypisując jakieś papierki siedział szczupły mężczyzna, w podeszłym już wieku, z siwymi włosami na czubku głowy i dwudniowym zarostem. Podniósł wzrok znad okularów i spojrzał na mnie współczującym wyrazem twarzy. Zapewne mnie kojarzył.

- Powtarzałem Pani, że informację o stanie zdrowia pacjenta udzielamy tylko rodzinie. - usiadłam na krześle, naprzeciwko, udając, że nie wiem o co mu chodzi.

- Proszę mi powiedzieć jak się czuję. Tylko tyle chcę wiedzieć. - nie dałam za wygraną, siedziałam i patrzyłam się na Pana Gąckiego tak długo, aż w końcu wstał z fotela podszedł do drzwi i je zamknął

InaczejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz