W domu czekał już na dziewczynę ojciec. Obrzucił córkę zatroskanym spojrzeniem. Domyślał się, że po śmierci Daichiego skryje się gdzieś w gęstwinie, aby w samotności wszystko na spokojnie przemyśleć, to jednak gdy długo nie wracała, zaczął się o nią martwić.
— Nie patrz tak na mnie. Nic mi nie jest. — Nozomi wyminęła ojca i poszła do kuchni, gdzie zaczęła przygotowywać posiłek dla bliskich.
— Jeśli chcesz porozmawiać... — zaczął Butsuma, na co dziewczyna zmroziła go wzrokiem.
— Nic mi nie jest, naprawdę. Ile można się powtarzać?
— Po prostu dobrze wiem, ile Daichi dla ciebie znaczył.
— Zrobię wam jedzenie i idę się położyć. Chyba nie masz nic przeciwko temu, prawda?
Butsuma przystał na propozycje córki i opuścił kuchnię.
Nozomi z ulgą przyjęła fakt, iż została sama. Miała dość nadopiekuńczego ojca i jego niekończących się pytać o to, gdzie była i co robiła. Nie była w końcu dzieckiem. Na dobrą sprawę przestała nim być, odkąd doszło do niej, jak okrutne potrafi być życie.
Bez słowa podała braciom i ojcu posiłek. Sama nie była głodna. Zawsze tak miała, kiedy zaczynała się czymś denerwować. Ściskało ją w żołądku tak bardzo, że nie potrafiła niczego przełknąć.
Gdy wszyscy zaczęli jeść, oddaliła się do swojego pokoju, aby się położyć. Z ulgą przyjęła ciepło bijące od futonu. Miękkość materiału dodawała otuchy. Niestety nie mogła zasnąć. Przez pół nocy kładła się z boku na bok, aż w końcu nie wytrzymała i poszła do kuchni.
Myślała, że będzie tam sama. Bardzo się jednak przeliczyła. Przy stole siedział Hashirama ze szklanką wody w ręku.
— Nie możesz spać? — zapytała od progu.
Brat na dźwięk jej głosu, podniósł głowę.
— To nic takiego — zbył siostrę. — I tak pewnie byś tego nie zrozumiała.
— A co, zakochałeś się? — zapytała, na nowo wracając do swojego zgryźliwego tonu.
— Widzę, że wracasz do żywych. Już myślałem, że na zawsze pozostaniesz Markotną Nozomi.
— Przesadzasz. No gadaj, która to? — Sprzedała bratu kuksańca.
— Nie o dziewczynę chodzi.
— W takim razie o co?
— Pamiętasz, jak zaprzyjaźniłem się z chłopcem od Uchiha?
— Ciężko o tym zapomnieć. Po tym jak ten zakończył z tobą znajomość, chodziłeś przybity chyba przez tydzień.
— Wiesz, naprawdę miałem nadzieję, że uda nam się jakoś zakończyć wojnę.
— Jesteś coraz silniejszy, każdy to przyzna. A sam przecież mówiłeś, że tylko ten aspekt jest w stanie wpłynąć na całą resztę.
— Niby tak.
— No to w czym problem? Zamiast użalać się nad sobą, udoskonalaj swoje techniki.
— A co z tobą?
— Nie rozumiem.
— Nie chciałabyś nauczyć się walczyć?
— Wystarczy mi te minimum, do którego zmusił mnie ojciec. Z drugiej strony wiem, że powinnam. Jestem słaba, a na nic mi umiejętności leczenia jeśli każdy, bez problemu, mógłby mnie pokonać. Dobrze wiem, że medycy są często atakowani.
CZYTASZ
Droga do doskonałości - Madara Uchiha
Fanfiction|CZĘŚĆ 1| Czy na pozór wrogie klany są w stanie się dogadać? Czy ludzie łaknąc mocy, będą doprowadzać do kolejnych konfliktów? Okres Ery Walczących Państw. Dwójka młodych ludzi mimo iż pochodziła z będących w konflikcie klanów, decyduje się na zakaz...