Przeraźliwy kobiecy krzyk zmroził Tajimę, do którego wciąż nie docierało to, co przed chwilą miało miejsce. I w żadnym wypadku nie należał on do towarzyszącemu szatynce medykowi. Trzymał za rękojeść katany, której klinga zatopiona była nie w ciele Nozomi, lecz w jego własnym synu.
Patrzał z niedowierzaniem prosto w powoli tracące blask oczy Madary, który osunął się na ziemię, gdy przerażony zaistniałą sytuacją Tajima, wyciągnął broń z ciała chłopaka.
Niewiele myśląc, Nozomi podbiegła do bruneta. Nie obchodziło ją, że wódz Uchiha stał tuż przy niej. Nie dbała też o to, jak zareagują inni Senju. Jeśli chcieli ją za to wykląć, proszę bardzo. Liczyło się bowiem dla niej tylko jedno — musiała za wszelka cenę ratować ukochanego. Ona po prostu nie mogła pozwolić mu zginąć.
— Nozomi — wyszeptał.
— Nic się nie martw, zaraz cię uleczę — mówiła do niego przez łzy.
— Cieszę się, że nic ci nie jest. — Na bladej twarzy chłopaka pojawił się nikły uśmiech.
— Po jaką cholerę mnie obroniłeś?
— Bo nie potrafiłbym bez ciebie żyć.
Całej sytuacji przyglądał się Tajima. Był bezsilny, więc gdy szatynka podeszła do jego umierającego syna i zaczęła leczyć, nie zrobił nic. Niewiele bowiem jeszcze do niego docierało. Jego najstarsze dziecko osłoniło kobietę, i to w żadnym wypadku z ich klanu, tylko Senju, córkę największego wroga. Nie potrafił tego pojąć. Tak jak faktu, że Madara właśnie umierał — o zgrozo — z jego winy. Do tego po policzkach klęczącej nad ciałem jego syna szatynki płynęły łzy. Litowała się nad wrogiem? Tylko dlaczego?
Cholerna dziewczyna. Nic z tego nie rozumiem. Powinna cieszyć się z tego, że umiera, a nie płakać — myślał.
Wtedy raz jeszcze, tym razem ze zdwojoną siłą, uderzył go fakt, iż to przecież jego syn osłonił ją własnym ciałem. Możliwym jest, aby znaczyła dla niego coś więcej?
Nie, to niemożliwe. — Odrzucił od siebie te myśli.
Również Butsuma Senju nie mógł uwierzyć w to, co miało miejsce. Szatynka — całe szczęście wciąż żywa — leczyła syna Tajimy, który licząc się z tym, iż bierze na siebie śmiertelny cios, osłonił Nozomi. Nie wiedział czy ma się cieszyć, czy może jednak być wściekłym. Czuł wdzięczność do chłopaka. Co by nie powiedzieć, gdyby nie jego heroiczne zachowanie, nie miałby już córki. Ale to oznaczało tylko jedno, to w nim zakochana była Nozomi. To z nim widywała się, kiedy on myślał, że spotyka się z jakimś Senju. I w końcu, to dla niego była w stanie poświęcić przyszłość własnego klanu, odrzucając propozycję małżeństwa z Kazuo.
Czakry miała wyjątkowo mało, jednak chęć uratowania ukochanego, dodawała dziewczynie sił. Nie mogła się poddać, nie teraz, kiedy w grę wchodziło jego życie. Nie chciała stracić kolejnej tak ważnej osoby; nie teraz, nie na jej rękach.
Na szczęście trud szatynki nie poszedł na marne. Rana tuż pod sercem zupełnie zniknęła, a twarz chłopaka przestała być trupio blada; zyskała zdrowy kolor skóry.
Nozomi nie miała już czakry. Zdana na łaskę i niełaskę Tajimy, czekała na śmiertelny cios, który o dziwo, nie nadszedł.
— Dlaczego to zrobiłaś? — zapytał, zamiast atakować.
— Ta wojna chyba już zbyt wielu naszych bliskich zabrała, nie sądzisz? Obie strony poniosły straty. Nie chcę patrzeć, jak kolejni ludzie ponoszą bezsensowną śmierć.
CZYTASZ
Droga do doskonałości - Madara Uchiha
Fanfic|CZĘŚĆ 1| Czy na pozór wrogie klany są w stanie się dogadać? Czy ludzie łaknąc mocy, będą doprowadzać do kolejnych konfliktów? Okres Ery Walczących Państw. Dwójka młodych ludzi mimo iż pochodziła z będących w konflikcie klanów, decyduje się na zakaz...