Eleven

231 38 40
                                    

 Pov. Jack

 Po tym jak wyszedłem od Brooklyna nie chciałem wracać do siebie do domu. Postanowiłem chodzić trochę po mieście, by uspokoić się po zaistniałej chwilę temu sytuacji. Łzy dalej spływały stałą ścieżką po moich policzkach.

- Co ty chciałeś uzyskać? - mówiłem sam do siebie - Mogłeś powiedzieć, że jesteś jego chłopakiem, a nie przyjacielem. Zasłużyłeś sobie na to, co teraz masz. Dobrze ci tak. - obelgom z moich ust w moim kierunku nie było końca.

Chodziłem tak jeszcze dobre dwie godziny , dopóki nie wszedłem niechcący w jakiegoś typka.

- Nie nauczyli cię kultury w domu? - usłyszałem znajomy głos.

Andy Fowler ~  od razu pomyślałem, chociaż miałem nadzieję , że to nie on. Spojrzałem na niego i potwierdziły się moje obawy, a on uśmiechnął się szyderczo.

- O... Duff, Biedny Jack Duff. Jaka szkoda, że cię tu spotkałem i muszę  obić tą piękną buźkę - po tych słowach zamachnął się i uderzył mnie z pięści w twarz. Nie chciałem się bronić, nie miałem po co ani dla kogo. Rozdział z Brook'iem chyba mogłem uznać za zakończony. Pod wpływem ciosu zatoczyłem się i wylądowałem na ziemi, a w ustach poczułem metaliczny smak krwi. 

Leżałem chwilę na ziemi bez uchu, spokojnie oddychając z nadzieją, że odejdzie i da sobie spokój, lecz niepotrzebnie na to liczyłem. Chłopak kucnął obok nie i zaczął mówić nieco ciszej:

- Duff... Budzimy się - ujął moją twarz w dłonie i zaczął lekko poklepywać, a gdy otworzyłem oczy i na niego spojrzałem kontynuował -  Co to ci się stało, że płaczesz? Za mocno uderzyłem? - zaczął się śmiać, ten śmiech przeradzał się delikatnie w psychiczny śmiech.

- Zauważ, że nie jesteś moim największym problemem Andrew - wysyczałem przez zęby i splunąłem mu w twarz. 

Blondyn zdenerwowany moim czynem upuścił moją twarz na beton, wstał i wymierzył pierwsze kopnięcie w mój brzuch. Czując uderzenie stęknąłem z bólu. Przymierzał się do drugiego ciosu, gdy ktoś do nas podbiegł. Widziałem tylko zamglone postacie. Moje powieki same się zamknęły, a ja czułem się jakbym najzwyczajniej w świecie spał.

Pov. Ryan

 Siedziałem z Brooklyn'em jeszcze jakieś dwie godziny, po upływie których obwieściłem mu, że idę szukać jego chłopaka, a on ma nic sobie przez ten czas nie zrobić. Londyn o tej porze był strasznie cichy, niby stolica kraju, ale jednak  pusta o tej porze.

Poszukiwania Irlandczyka z znikomą wiedzą na jego temat było trudne. Szedłem bite 15 minut do momentu, w którym nie zauważyłem dwójki ludzi, z czego jeden leżał na ziemi. Postanowiłem podejść bliżej, by upewnić się, że to nie Jack. Na moje nieszczęście to był on.

Podbiegłem  do blondyna, który przymierzał się do drugiego ciosu w brzuch bruneta i chwyciłem jego bluzę w ręce. Miałem zamiar mu przyłożyć by miał nauczkę, ale gdy spojrzałem w jego szafirowe oczy, poczułem że tracę grunt pod nogami. 

- Uciekaj stąd! - nakazałem mu, on zdziwiony nie ruszył się z miejsca- No wypad zaraz będzie tu karetka po niego! Uciekaj jeśli i wolność miła!

Chłopak uciekł, a ja wezwałem karetkę, która po chwili się pojawiła. Zabrali Jack' podali mi adres szpitala i odjechali. Napisałem Brook'owi, że niedługo będę w domu i może mi zrobić coś do jedzenia.

Droga powrotna zajęła mi trochę więcej czasu, ponieważ myślałem o tym blondynie. Nie wiem kim on jest, ale muszę go znaleźć. Te zadanie postanowiłem wykonać w czasie, w którym będę u Brook'a w Londynie 

~~~

Czołem!
Bądźcie że mnie dumni, napisałem to w niecałe dwie godziny.
Czujcie tą dobroć i przyjmijcie ten rozdział jako taki prezent na święta! 
Wesołych, pogodnych oraz spędzonych w miłej atmosferze z bliskimi świąt życzy wam wujek Kuba ! xx

-



Don't forget about me...|JACKLYN| //ZAKOŃCZONA//Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz