Kwiat wiśni

50 4 2
                                    

*Jace*

Po jakiś 20 minutach wszedłem spowrotem do pokoju. Ku mojemu zaskoczeniu okazał się pusty. Nie musiałem nawet wołać bo gdy tylko spojrzałem przez okno ujrzałem małą istotkę poruszającą się po ogrodzie. Zbiegłem szybko po schodach i ruszyłem w stronę drzwi tarasowych które były lekko uchylone. Nasz ogród był bardzo wielki ponieważ Keria uwielbiała kwiaty. Lubiła także porządek a więc każdy gatunek miał swój sektor co oznaczało iż nie znając tego miejsca można się tu zgubić jak w labiryncie. Na szczęście znam Kerię i wiem dokąd poszła. Idąc powoli w stronę strumyka minąłem jedną z marmurowych fontann która przedstawiała kobietę trzymającą dzban nad głową. Jasny blask pełni odbijał się od gładkiej tafli wody. To miejsce w nocy potrafi być na prawdę nastrojowe. Minąłem jedną z plantacji orchidei i po chwili ujrzałem wielkie rozłożyste drzewo, które stało obok strumienia. Keria siedziała na kamieniu i maczała stopy w wodzie. Wyglądała jak mała leśna rusałka w satynowym szlafroku. Oparłem się o jedno z drzew obserwując każdy jej ruch, który wykonywała delikatnie i z gracją. Nagle odwróciła się w moją stronę po czym spuściła wzrok niczym małe skarcone dziecko. "Ciekawe o czym myśli?". Podeszłem do niej powoli a ona w tym czasie wstała i wtuliła się w moje ramię. Objąłem ją w talii i przyciągnąłem bliżej siebie. Jej bliskość spowodowała, że moje serce zaczęło bić szybciej. Moja leśna rusałka uśmiechnęła się do mnie i chwyciła za guziki od mojej koszuli. Odpinała jeden po drugim by po chwili całkiem ściągnąć ze mnie górną część garderoby.

Swoimi drobnymi dłońmi głaskała mó umięśniony brzych całując moje obojczyki. Oczywiście nie pozostałem jej dłużny. Złapałem za sznurek od szlafroka i lekko pociągnąłem. Satyna ześlizgnęła się z jej ciała a mój oddech przyśpieszył jeszcze bardziej. Zawstydzona Keria spojrzała w dół rumieniąc się.

-Jesteś taka piękna..- szepnąłem wzrokiem chłonąc jej krąłości zaczynając od piersi przykrytych blond lokami a kończąc na kształtnych biodrach. Była drobna ale jednocześnie też seksowna. Nie dało się ukryć, że wprawiała mnie w podniecenie. Zbliżyłem się kładąc rękę na pasku od spodni.

-Jesteś pewna?- Bo wiesz... Ja nie naciskam- przytknęła mi usta palcem i pocałowała namiętnie. Po chwili również stałem przed nią nagi. Przyglądała mi się z ciekawością co mnie lekko zawstydziło. Położyłem dłonie na jej biodrach po czym załączem delikatnie gładzić każdą część jej ciała co przyprawiało ją o dreszcze. Przysunęła się jeszcze bliżej zarzucając ramiona na mą szyję. TA bliskość sprawiła, że pradnąłem jej najbardziej na świecie i tak po kilku pieszczotach wylądowaliśmy pod kwitnącym drzewem wiśni. Ostani raz spojrzałem na nią. Leżała przede mną taka naga, taka piękna niczym anioł. Wpatrywała się we mnie wyczekująco swoimi złotymi oczami w których tańczyły teraz iskierki. Westchnąłem cicho uśmiechając się pod nosem. Przyciągnęła mnie do siebie łącząc nasze usta w pocałunku.

*Keria*

Obudziły mnie promienie słońca rażące moją twarz. Przetarłam zaspane oczy i rozejrzałam się. Wygląda na to, że całą noc przespałam z Jace'em w ogrodzie i do tego nie mieliśmy ubrań na sobie. Obróciłam głowę zerkając za mojego przyszłego męża. Okazało się, że całą głowę miał w kwiatach wiśni pod którą leżeliśmy. Parsknęłam śmiechem aż Jace się obudził. Gdy otworzył oczy przyglądał mi się a po seknudzie również wybuchnął głośnym śmiechem.

-Co cię tak bawi?

-Ty mój kwiatuszku- zaśmiał się ściągając małego różowego kwiatka z mojej piersi.

-To przez to drzewo- powiedziałam patrząc na roślinę.

-Wyglądasz uroczo- wymruczał Jace wpatrując się w mój biust który cały był w kwiatkach.

-Dobra chyba nie będziemy tu leżeć cały dzień- wstałam, ubrałam szlafrok i poczekałam chwilkę aż Jace się ubierze. Potem trzymając się za ręce ruszyliśmy wolnym krokiem w stronę domu. Po wczorajszych wydażeniach poczułam że staliśmy się sobie bliźsi. Nie wstydziłam się już go tak jak kiedyś.

Z zamyślenia wyrwały mnie dwie postacie stojące na tarasie. Jedna niższa z fioletowymi włosami a druga wyższa blondynka o kulach.

-Hej Joce, cześć Lav- przywitał się Jace. Ja tylko pomachałam im nieśmiało wolną ręką. Jocellyn popatrzyła się na mnie podejrzliwym wzrokiem.

-No nareszcie. Wiesz, że powinnyśmy porozmawiać o twoim ślubie, zresztą - omiotła mnie wzrokiem- chyba nie tylko o tym.

Moją twarz oblał rumieniec za to Jace próbował powstzrzymać śmiech za co zmierzyłam go wzrokiem.

-A ty nie powinnaś odpoczywać?- zmieniłam temat. Ostatnią rzeczą jaką potrzebowałam to kazania na temat seksu przed ślubem- Ja i Lav doskonale poradzimy sobie.

-O nie... Wiesz dozbrze, że organizowanie przyjęć mam we krwi- jej wyraz twarzy mówił iż bierze to wszystko śmiertelnie poważnie- A moją nogą się nie przejmuj. Elfy to silni wojownicy i ich regeneracja jest szybsza niż ludzka. Ale dzięki za troskę.

-Przecież do ślubu jeszcze trochę czasu...- ciągnęłam dalej. Nagle Jace wyrwał się z letargu.

-Właśnie. Wolałbym żeby ślub był przed zimą. Wiesz, że jej nie lubię- powiedział.

-Mamy środek lipca...- wtrąciła Lav.

-Na duchy świętego lasu! Mamy miesiąc!- krzyknęła Joce- Do sypialni!- rozkazała kuśtykając w stronę tarasowych drzwi.

-Lepiej nie karz jej czekać, widać że bardzo chce to zorganizować- dodała Lavena i zniknęła za Jocellyn. Obróciłam się w stronę Jace'a zarzucając ramiona na jego szyję, on zaś otulił mnię rękami w pasie.

-Nie mogę się doczekać aż wrócisz- szepnął.

-Mówisz to jakbyś miał jakieś niecne plany.

-Może mam.

Uśmiechnął się zadziornie po czym delikatnie musnął moje usta swoimi. Ostatni raz spojrzałam na niego smutnym wzrokiem. Nie chciałam go opuszczać. Nie teraz. Na pożegnanie pocałował mnie w czoło prosto w kamień dusz.

Nazo miłość [Wstrzymane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz