Ważny dzień

76 7 0
                                    

*Keria*

Denerwowałąm się, bo chyba naprawdę wkurzyliśmy Jocellyn. Jest takie ludzkie przysłowie "wszystko co dobre, szybko się kończy" a to było wspaniałe... Nie wiem co Joce nam zrobi ale widziałam jak strzela z łuku. A może jednak nie będzie tak źle? Zastanawiałam się tak siedząc na lóżku w sypialni i bawiąc się koronką nowej koszuli nocnej. Co on tam tak długo robi?

Nagle Jace wszedł do pokoju. Podniosłam szybko wzrok próbując odczytać coś z jego miny.

- I jak?- zapytałam zdenerwowana. Mimo moich obaw minę miał raczej zadowoloną.

-Świetnie- powiedział tylko siadając obok mnie.

-Zero awantur i krzyku?- zdziwiłam się.

-To moja siostra... Poza tym nic nie zepsuje jej humoru bo jutro spełnią się jej marzenia.

-Właśnie, musimy się wyspać- przypomniałam. Jace jęknął niezadowolony.

-a chociaż całusa dostanę?- klasycznie zrobił minę bednego, niewinnego chłopczyka. Dlaczego to tak na mnie działa?

-Dobrze tylko nie rób takiej miny- zaśmiałam się ukrywając fakt iż znowu wygrał te "wojnę".

-Hyhyhy to zawsze działa- wyszczerzył się od ucha do ucha.

Wdrapałam się pod ciepłą kołdrę układając głowę na miękkich poduszkach. Jace ułożył się koło mnie obejmując ramieniem moją talię.

-Kocham cię- szepnął.

-Ja ciebie też kocham- wymruczałam przymykając zmęczone oczy.

-Ej! A mój całus?!- powiedział udając oburzenie. Dotknęłam delikatnie jego policzka, on przysunął się bliżej i pozwolił zatracić się w jego pocałunkach.

***

Obudziłąm sięnad ranem, ale Jace'a już nie było. Ofelia pomogła mi sięumyć po czym podałą mi herbatę.

-Jocellyn zaraz tu będzie- powiedziała nazo pokojówka. Znowu będzie mnie szykować? Czuje się troche dziwnie bo to przecież ona jest panną młodą...

PO 10 minutach Joce wparowała do sypialni ze swoją wielką torbą. Była już pomalowana i miała gotową fryzurę. Przyznam że jej uroda zawsze mnie onieśmielała. Wyglądała niczym leśna wróżka o delikatnym makijażu podkreślającym zieleń jej oczu i do tego drobne kwiatki w luźno puszczonych włosach.

-Wyglądasz tak pięknie...- westchnęłam z podziwem.

-Dzięki... Na ducha lasu, twoje oczy! Nie spałaś całą noc?- przyglądała mi się spod przymróżonych powiek na co ja tylko oblałam się rumieńcem.

-Na szczęście mam korektor- uśmiechnęła się - Jesteście z Laveną druchnami i musicie podobnie wyglądać. Motywem przewodnim ślubu jest las więc włosy najlepiej aby były rozpuszczone...

I tak mówiła i mówiła...

-... a tak w ogóle to Jace pomaga przy ozdobach więc zobaczysz go dopiero później...

I mówiła dalej...

Gdy udało mi się wytrzymać jakoś w bezruchu te 2 godziny Joce pozwoliła mi zobaczyć rezultaty. Moje blond loki puszczone wolno zwijały się w długie urocze serpentynki pomiędzy którymi upięte były kwiaty, makijaż był bardzo delikatny jak u Joce tyle że kolor podkreślał tym razem moje złote oczy. Sukienka była najpiękniejsza, seledynowa z głębokim wciętym dekoltem, bez ramiączek i od pasa rozkloszowana na boki. Do tego złote sandałki i kopertówka.

-Zawsze musisz mnie przyćmić- westchnęła cicho Jocellyn. To dziwne bo ja czyłam że jest zupełnie na odwrót. Zresztą przecież ja wcale nie przejmuje się swoim wylądem! No może troszeczkę...

-To nie prawda, ty masz kształtniejszą kobiecą figurę.

-Ale ty wyglądasz tak niewinnie...- ciągnęła dalej.

-A ty dojrzale, lecz myślę że gdyby nas połączono powstała by jednostka idealna- uciełam te przekładankę.

Joce zaśmiała się.

-Dobra chodźmy już!

Uuu długo nas nie było... Przepraszam ;/ jakoś tak wyszło... Ale teraz postaram się częściej dodawać rozdziały, naprawdę :> mam nadzieję że ten wam się podoba, dla mnie osobiście to jeden z nudniejszych ale poczekajmy na kolejne ^^ pozdrawiam sarai :3

Nazo miłość [Wstrzymane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz