*Jace*
Powoli zbliżyłem usta do czoła Kerii składając na jej kamieniu dusz delikatny pocałunek. Przeszedł mnie dziwny prąd i usłyszałem szczęknięcie . Odsunąłem się od mojej przyszłej żony i spojrzałem na nią. Oczy miała wielkie i zdziwione.
-Coś się stało?- zapytałem. Patrzyła gzdzieś w przestrzeń.
-Tak, nie... Tak- jąkała się.
Nagle przez drzwi tarasowe wleciał uzbrojony po zęby Oberon rozbijając szkło wokół siebie (tuż za nim Ofelia).
-Gzdzie?- zapytał.
-Wszystko wporządku Oberonie, to tylko spięcie spowodowane moim kamieniem dusz- wyjaśniła Keria ale minę miała zamyśloną jakby stało się coś jeszcze. Zdenerwowana Ofelia pociągnęła Oberona za jego szpiczastą antenkę, która zapewne była uchem, i zaprowadziła w stronę domu.
-Co się stało?- zapytałem jeszcze raz.
-Sama nie wiem ale to było dziwne i zrobiło zwarcie w całym domu... Wiesz, że to trochę niemożliwe?- była wyraźnie zszokowana.
-Nie rozumiem...
-Mnie, Oberona i Ofelię łączy pewna więź bo ich procesory są zbudowane z tego samego eldrytu co mój kamień dusz. W rezultacie potrafią wyczuć kiedy grozi mi niebezpieczeństwo, ale przecież nic mi nie groziło, poza tym czemu zrobiło to zwarcie w całym domu? Kamień dzusz to tylko eldryt. Może i ma swoją moc ale nie tego rodzaju by zaraz spalić wszystkie żarówki. On raczej tylko wpływa na intensywność mych uczuć. Nie na obwody...
*Keria*
-Keria co się stało?- zapytała Lavena gdy weszłam do sypialni.
-Nic takiego, to tylko zwykłe zwarcie- odpowiedziałam -No dobrze a więc jaki tym razem będzie motyw przewodni imprezy?- zagadałam chcąc zmienić temat.
-Mam wspaniały pomysł- powiedziała Joce i chytrze potarła dłonie.
***
Spojrzałam na te jego małe wydrze oczy.
-Denka, o co tu chodzi?- nie ukrywam byłam lekko zdenerwowana.
-Nie jestem do końca pewien ale to nie jest naturalne i nie pojawia się bez powodu- powiedział potrząsając wąsami.
-Myślisz, że to może być no nie wiem... Jakiś wirus? Coś groźnego?- zapytałam.
-Co?- zapytał Jace patrząc na nas. Nie zauważyłam, że przysłuchuje się naszej rozmowie od dłuższego czasu.
-Nie sądzę aby było to coś poważnego- mówił Denka jakby do siebie- Ale trzeba to zbadać. Przyjdź do mojej pracowni kiedy będziesz miała czas.
-Dobrze. Dziękuję Denka- poczułam się troszkę lepiej gdy powiedział że to nic takiego lecz uczucie, że coś jest nie tak nie opuszczało mnie ani przez chwilę.
***
-Ta jest śliczna prawda?- zapytała Joce wyrywając mnie z zamyślenia. Spojrzałam w swoje odbicie w lustrze i kilka razy okręciłam się dookoła.
-Czy ja wiem... Wydaje się ciężka- odparłam bez przekonania. Jocellyn wywróciła oczami.
-Czy w ogóle któraś ci się spodobała?
-Ymm...- żadna do mnie nie przemawiała.
-A może ta?- naszą uwagę przykuła Lav zakopana w stercie różnokolorowych sukni ślubnych. Zeszłam z drewnianego podestu, unosząc lekko rąbek sukni aby się nie potknąć, i podeszłam w stronę Laveny.
-Przymierz ją!- Jocellyn dokładnie przyjrzała się materiałowi robiąc fikuśną minę jakby oceniała wartość jego wartość. Szybkim ruchem wyrwałam jej kreację z rąk. Jeszcze powie, że za tania... Zrzuciłam z siebie wcześniejszą kupę materiału i założyłam zwiewną białą suknię.
-Wow!- powiedziała zachwycona Lavena.
-Jest piękna a do tego strasznie wygodna- stwierdziłam oglądając się z każdej strony.
-Masz szczęście, że to tobie ma się podobać- westchnęła ciężko Joce- Chociaż ma coś w sobie- dodała gładząc dłonią małe muszeli przyszyte do sukni.
-No to mamy już to z głowy- stwierdziłam zadowolona.
-No jak na komis z kreacjami ślubnymi to nie jest zła...-wyznała Joce od niechcenia. Od początku namawiała mnie na firmę szyjącą na miarę ale niechcący zapomniała schować firmową broszurkę a gdy zpbaczyłam ceny... Jocellyn zrobiła dziwnie zamyśloną minę.
-Chodźmy bo tu zakwitnę- powiedziała po chwili.
***
Kiedy Jace poszedł do łazienki postanowiłam wykorzystać tę okazję. Zeszłam na dół do jednego z licznych pokoi naszego zamku gzdzie moja suknia czekała na swoje pranie. Miałam okazję by trochę się nią nacieszyć zanim Ofelia zabierze ją na małą renowację. Niczym pięcioletnie dziecko podniecone nową zabawką, założyłam kreację swoich marzeń (żałując, że nie sięgam ręką do zamka na plecach). Podeszłam do wielkiego lustra okręcając się kilka razy i podziwiając swoje drobne ciało owinięte delikatnym materiałem. Po chwili odpłynęłam myślami do dnia ślubu. Wyobraziłam sobie wielką salę balową po czym zaczęłam lekko kołysać się w rytm zmyślonej muzyki. Przymknęłam oczy delektując się tą chwilą. Nagle poczułam czyjś dotyk na swoim ciele. Tajemniczy partner dopasował się do rytmu moich kroków łącząc nas w parę wirującą z gracją po całym pokoju.
Pod koniec tego wspaniałego tańca, mój towarzysz mocno przyciągnął mnie do siebie pochylając się nade mną.
-Jace...- zaczęłam wciąż nie otwierając oczu.
-Pudło- usłyszałam. Po plecach przebiegł mi zimny dreszcz. Otworzyłam gwałtownie oczy.
-Co?- wydusiłam- Kim ty jesteś?!
-Nie pamiętasz mnie?- zapytał uśmiechając się mrocznie jednocześnie mocniej przyciskając mnie do siebie- Aż tak byłaś pijana?
-CO?!
-Przyjrzyj się!
Spojrzałam na swojego partnera. Miał mleczno białe włosy i fioletowe włosy. Coś znajomego było w jego twarzy...
-To ty! Wylałeś na mnie piwo na ślubie Jocellyn!- krzyknęłam z przerażeniem przypominając sobie jego lubieżne spojrzenie.
-Tak to ja. Wybacz, że ci się wtedy nie przedstawiłem. Na imię mam Add. Miło znów cię widzieć kochanie- wymruczał.
-Nie mów tak do mnie!- warknęłam. Zaśmiał się złowieszczo łapiąc mnie pod brodę.
-I tak będziesz moja. Przysięgam ci to... Wtedy nam przerwano ale dzisiaj zdokończymy naszą zabawę- przełknęłam głośno ślinę. To koniec.
CZYTASZ
Nazo miłość [Wstrzymane]
ФанфикKeria to pół człowiek pół robot (nazoid). Jej życie na zawsze się zmieniło odkąd poznała grupkę ludzi którzy próbowali wypędzić demony z kontynentu Elios. Nazoidka stopniowo poznawała świat ludzi lecz wiele jeszcze musi się o nim nauczyć. Ale czy ni...