Odmiana i wspomnienie Hamel

98 4 0
                                    

-Ale to miasto jest piękne…- powiedziała Lavena rozmarzonym głosem wychylając się z burty i patrząc na coraz wyraźniejsze kształty nowego miasta do którego zmierzaliśmy. Różniło się ono od małej wioski Ruben, brudnej Altery, prastarej Peity czy mrocznego Belder. To miasto było wielkie i biła od niego jasna poświata. Dopiero przy porcie zauważyłam że tajemnicza aura to tylko światło odbijające się od wody która zasilała całe miasto.

-Witajcie w Hamel!- wykrzyknęła radośnie Jocellyn. Było to miejsce w którym się wychowała, więc sama postanowiła nas oprowadzić.

-Niech was nie zwiedzie ten efektowny wygląd Hamel, tutaj jest najwięcej napadów i zamieszek a demony czają się w opuszczonych świątyniach- opowiadała Joce. Na końcu wycieczki chciała przedstawić nas burmistrzowi ale jako, że ten ma niezmiernie dużo obowiązków, udało nam się poznać jedynie jego prawą rękę- Daisy. 

-Musicie być wyczerpani, przydzielę wam pokoje w pobliskiej karczmie a jutro na pewno dostaniecie jakieś zlecenie- powiedziała Daisy. Udaliśmy się na spoczynek.

~~

Demonów było całkiem sporo. Od dłuższego czasu kręciły się w jednej z Lizejskich świątyń więc naszym zadaniem było je zabić. Niestety odnieśliśmy drobne rany a ja uszkodziłam swój moduł odpowiedzialny za lewitację. Na domiar złego zza ruin świątyni wyskoczył wielki demon- chyba przewodził tymi mniejszymi.

-Keria!- krzyknął Jake- Ten potwór ma słaby punkt na środku głowy! Musisz tam doskoczyć!

-Zwariowałeś?! Ona nie może latać! Jej moduł…- krzyczała Joce.

-Twoje bezpieczeństwo to dla mnie podstawa- powiedział chłodno Jake. Nie miałam wtedy za złe  Jake’owi i Elswordowi za złe że bardziej zależy im na ochronie własnych partnerek. Mogłam się czuć jak zbędny balast ale wtedy nie dopuszczałam do siebie myśli że cokolwiek czuję. Joce dbała o mnie i wierzyła że i ja znajdę sobie towarzysza. Wiedziała, że to tylko kwestia czasu i zapanowała sobie wszystko tak, że ani ja ani Jacee nie zorientowaliśmy się o jej zamiarach. Dopiero teraz przejrzałam wszystko na oczy.

-Ok idę- powiedziałam. Jak na kolejny domiar złego, przywódca demonów wskoczył na piętnastometrową wieżę 

-Keria… Nie musisz…-  zaczęła Joce.

-Dam radę- zapewniłam. Może i nie dopuszczałam do siebie uczuć ale coś we wnętrzu mnie chciało udowodnić, że nie będę dla nikogo balastem. Chwytając się za odstające cegły wspinałam się w górę po wieży. Wiał porywisty wiatr i można było przypuszczać, że na pewno coś pójdzie nie tak ale nie myślałam o tym. Byłam uparta. Gdy znalazłam się na szczycie budowli demon jeszcze mnie nie zdążył zauważyć więc postanowiłam to wykorzystać. Dzięki modułom lewitacyjnym skaczę wyżej niż ludzie (a nawet w pewnym sensie mogę szybować). Wzbiłam się wysoko w powietrze koło głowy demona.

-Oberonie! DEFORMACJA PRZESTRZENI!!!- krzyknęłam przywołując swojego robo sługę który posłusznie wyskoczył przede mnie i zamachnął się swoimi ostrzami wysyłając w stronę demona potężną falę energii w kształcie litery x. Wszystko stało się tak nagle. Demon solidnie oberwał. Mocne uderzenie Oberona zepchnęło potwora z dachu wieży ale resztkami sił zdążył złapać mnie za nogę i pociągnąć za sobą ku ziemi.

-Keria!!!- piszczały dziewczyny. Oto był mój koniec. Ale nagle ni z tond ni z owąd wyskoczył zakapturzony człowiek z wielkim nazo działem i odbijając się giętko od ziemi wyskoczył w moją stronę równocześnie łapiąc mnie w objęcia po czym lekko wylądował na gruncie.

-Chyba z nieba mi spadłaś!- powiedział tajemniczy przybysz. Czułam się skrępowana gdyż obejmował mnie ramionami i przez trochę jak na moje oko zbyt długi czas nie chciał mnie wypuścić. Gdy już w końcu odstawił mnie na miejsce, zdjął kaptur i mogłam się przyjrzeć mojemu wybawcy. Był to niezwykle przystojny chłopak o jasnych włosach które połyskiwały na złoto. Jego jaskrawoniebieskie oczy przypominały bezchmurne niebo. Nagle moje na wpół mechaniczne serce zabiło szybciej. To był pierwszy raz kiedy coś takiego poczułam…

-Jace! Braciszku! Nic wam nie jest?- zapytała Joce rzucając się mojemu bohaterowi na szyję. Moje serce fiknęło jakże zazdrosnego koziołka. Na szczęście to rodzeństwo- pomyślałam wtedy. I od tego momentu zaczęłam bać się tego co czuje…

-Wszystko ok Joce, nie musisz się martwić- Jacee zerknął na mnie- Dobrze się czujesz?-zapytał wyrywając mnie z zamyślenia.

-Yyy tak- odpowiedziałam nieśmiało- Dziękuje…- uśmiechnęłam się niezdarnie, a on od razu to odwzajemnił. Przeszedł mnie przyjemny dreszcz.

Początki nigdy nie są łatwe szczególnie kiedy się wyróżniasz. Na szczęście ja spotkałam kogoś kto tę odmienność uznał za wyjątkową…

                                               *                                      *                                       *

-Skończyłam!- powiedziała zadowolona z siebie Jocellyn- Jesteś taka ładna i nic z tym nie robisz- zawsze tak mówiła.

-Mogę już zobaczyć?- zapytałam. Szczerze mówiąc naprawdę byłam ciekawa. Joce obróciła fotel w stronę lustra. Osoba, którą zobaczyłam w odbiciu, z pewnością nie była mną. Wyglądałam jak mała księżniczka z blond włosami do połowy pleców, które zawijały się w urocze loczki, i grzywką ściętą na prosto dzięki której kamień dusz był całkowicie zakryty.

-Wow…- wydusiłam tylko. Naprawdę czułam się piękna.

-Wiem, nie musisz mi dziękować- Joce była z siebie dumna- Poczekaj tylko aż zobaczysz sukienkę którą dla Ciebie przygotowałam! –szczebiotała. Chyba ma jakąś manię. Moja stylistka podeszła do torby i grzebała w niej przez chwilę.

-Zamknij oczy!- rozkazała.

-Znowu?

-Nie marudź!

Posłuchałam jej. Ubrała mnie szybko i powiedziała:

-Gotowe! Otwórz oczy!

Znów zobaczyłam inną osobę.

Nazo miłość [Wstrzymane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz