Rozdział 65

270 13 6
                                    

- Jak to wrócił? - spytał Klaus przerażony.
- Zbliża się do Nowego Orleanu. Diana dowiedziała się od czarownic, że nadchodzi zło. Wiedźmy podały imię Mikael. - opowiedział Elijah.
- Bracie sprowadź tu Diane, Freye i Marcela. Ja muszę natychmiast sprawić, żeby Lea była w domu. Spotkamy się wszyscy tutaj. - powiedział mój chłopak.
Elijah w mgnieniu oka zniknął.
- Stello zostaniesz z Hope i poczekacie tu na nas.
- Mamy zostać same? - spytałam
- Wokół domu jest pełno wampirów i wilków nie masz się czego obawiać ja wrócę jak najszybciej się da.
- Pośpiesz się. - odpowiedziałam biorąc Hope na ręce.
Pierwotny wyszedł bez słowa.
Byłam zła bo oczywiście wybrał ją.
Nie ma czym się zajmować tylko szukaniem tej żmiji..
Zabrałam Hope i poszłyśmy do jej pokoju.
Położyłam dziewczynkę na kocyku gdzie miała pełno swoich zabawek.
Rozgladała się po wszystkich zastanawiając się co ją zainteresuje najbardziej.
Osatecznie wybrała klocki, które wspólnie układałyśmy.

Godzinę później..
Wszyscy siedzieliśmy w salonie myśląc nad planem.
Owszem Klaus kiedyś opowiadał o człowieku, który nazywał się jego ojcem. Z tego co wiem to potwór bez żadnych ograniczeń. Klaus wspominał również, że żywi się krwią wampirów.
Jest bardzo niebezpieczny.  W sumie to na tyle pierwotny w tej kwestii nigdy nie był zbyt otwarty.

- Bracie musimy ukryć Hope. Nie będzie tu bezpieczna. - powiedział Elijah.

No to się zaczyna.. Ciągła kontrola..

- Myślę, że Lea i Stella też powinny zniknąć. - dodała Freya.
- Że co proszę? Jestem hybrydą poradzę sobie. - powiedziała twardo wilczyca.
- Ona ma rację. Ja też się nigdzie nie wybieram.
- Leo wiem, że jesteś silna ale ktoś musi być z naszą córką. Ja muszę zostać tu więc ty musisz zająć się nią. Gdy będziesz z Hope nie będę musiał się martwić. Stello ty jesteś człowiekiem jeśli Miakel się dowie o mojej słabości do ciebie z pewnością to wykorzysta.  Nie możecie tu zostać.
- Mam pomysł. Ciotka Camille ma domek letni daleko stąd. Miasteczko jest ciche i spokojne bez zgiełku turystów. Tam będziecie bezpieczne. - wtrącił nagle Marcel.
- Chyba sobie ze mnie kpisz? Nie ma mowy, że będę spędzała z nią czas. - warknęłam
- Stello.. - zaczął zdenerwowany Klaus.
- Nawet nie próbuj Klaus. To nie ja jestem tu priorytetem. Najważniejsza jest twoja córka i jej matka, które muszą zniknąć.  Ja nie będę się z wami pokazywała i tyle wystarczy. - powiedziałam twardo.
- To nie jest dobry pomysł Stello.  Nie możemy mieć więcej zmartwień niż już mamy. Gdy będziecie razem w jednym miejscu łatwiej będzie nam to wszystko kontrolować. - powiedział poważnie Elijah
- Posłuchajcie mnie uważnie. Nie będę się powtarzała. Już raz wyjechałałam dla swojego bezpieczeństwa. Miałam wrócić jak szybko się da. Zamiast tego zostałam zamknięta zaklęcien u mojej babci i zapomniana przez wszystkich. A człowiek, którego kocham najbardziej na świecie zdradził mnie i ma teraz dziecko co przyczyniło się do naszej trzyletniej rozłąki. Nie ma żadnej szansy, że gdziekolwiek pojadę. Już dość się nacierpiałam.

Wszystkich zszokowała moja wypowiedź stali jak zamurowani.
Ukradkiem spojrzałam na Klausa i serce mnie zakuło. Był smutny. Był rozczarowany..
Nie powinnam była tego mówić.

- Dobra omówimy to później najpierw załatwię co trzeba z wamoirami. Elijaj z Dianą ogarną wiedźmy natomiast Lea zajmie się wilkami a wy pilnujcie Hope. - przerwał niezreczną ciszę Marcel.

Dosłownie po tym jak skończył to mówić wszyscy ruszyli w stronę drzwi. Chcieli uniknąć napiętej atmosfery. Po chwili zostaliśmy sami w ich domu.

- Klaus ja.. - zaczęłam mówić, ponieważ czułam ogromne wyrzuty sumienia.
- Nie ma o czy mówić Stello. Zrobisz co uważasz za słuszne.  - powiedział chłodno kierując się na górę.

Cholera jasna jeszcze tego mi brakowało.

Impressive DarknessOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz