Rosyjska zemsta cz. I

546 46 50
                                    

Zostałam nominowana do napisania czegoś z Winter Widow i Peterem. Here we are. Za nominację odpowiedzialna jest, kto by się spodziewał, sunnyalexx. Dziękuję, słońce. :)


Dźwięk dzwoniącego telefonu oderwał go od pracy. Przez chwilę wpatrywał się tępo w nazwę kontaktu. Co jak co, ale nie mógł się tego spodziewać. Potem jednak otrząsnął się i odebrał połączenie.

- Halo? – postanowił po prostu udawać, że telefon od Tony'ego Starka jest najnormalniejszą rzeczą na świecie.

- Cześć, Bucky. Słuchaj, mam do Ciebie prośbę – słyszał to niezadowolenie w głosie Starka i od razu poprawił mu się humor. Taki wredny z niego typ był. Miał ochotę rzucić jakąś złośliwością, ale jeszcze się powstrzymywał. Najpierw chciał wiedzieć, o co chodzi milionerowi.

- No, jaką?

- Uhm... Zaopiekowałbyś się Peterem przez weekend? Chcemy wyjechać z Pepper, a wolałbym nie zostawiać go z Happym.

- Czemu nie poprosisz kogoś innego? Steve'a albo Natashę? Czemu nie zatrudnisz niani? – ta rozmowa stawała się dla niego coraz zabawniejsza, wprost proporcjonalnie do zirytowania Starka.

- Steve jest poza zasięgiem, a twoja urocza małżonka nie odbiera ode mnie telefonów już od kilku dobrych lat, pragnę ci przypomnieć. Chciałbym, żeby Peterem zajął się ktoś, kto byłby w stanie go obronić w razie potrzeby.

Bucky wywrócił oczami. Peter miał już prawie 18 lat, a Tony wciąż traktował go jak dzieciaka. Być może nim był, ale uważał, że odrobina wolności nie zrobiłaby mu źle. Szczególnie biorąc pod uwagę moce chłopaka.

- Znasz adres – zgodził się po chwili namysłu.

- Uprzedź swoją uroczą małżonkę, Barnes – telefon piknął, oznajmiając zakończenie połączenia.

Bucky pokręcił głową z niedowierzaniem. To było takie w stylu Starka. Skoro James się zgodził, to Tony mógł wrócić do bycia dupkiem. Na tę chwilę jednak musiał wracać do pracy. I mentalnie przygotować się na rozmowę z Natashą, która miała alergię na Starka i wszystko, co z nim związane. Odetchnął cicho i ukrył twarz w dłoniach. Zapowiadał się ciekawy wieczór.


- Nie. Nie zgadzam się – tak jak sądził, jego żona nie będzie zachwycona perspektywą niańczenia adoptowanego dzieciaka Starka.

Natasha stała po drugiej stronie wyspy złożonej z blatów kuchennych. Na chwilę odłożyła robienie obiadu, założyła ręce na piersi i patrzyła na niego ze zmrużonymi oczami. Czasem naprawdę wolał, żeby kobieta kłóciła się jak „normalny" człowiek z całym tym wrzeszczeniem i machaniem rękami. Tymczasem ona po prostu trwała przy swoim. Zwykle dawała się przekonać, szli na jakiś kompromis, ale jeśli chodziło o Starka, zawsze obstawała przy swoim. Musiał coś wymyślić, bo jeszcze dojdzie do tego, że zbierze się i pojedzie na weekend do siedziby Tarczy, a on zostanie sam w sporym domu, z niesfornym nastolatkiem na głowie. Na szczęście coś wpadło mu do głowy. Podszedł do Natashy i stanął za nią. Przytulił ją i ucałował w kark.

- Stark trzyma dzieciaka pod kloszem. Pewnie w domu wszystkie rogi ma pozabezpieczane, żeby przypadkiem chłopak się nie uderzył. Zawsze możemy mu zapewnić trochę... rozrywki. Urządzić mu trening, pokazać jak bawią się Avengersi – pomiędzy słowami składał delikatne pocałunki na jej szyi. Czuł się trochę źle z tym, że tak wykorzystywał swój wpływ na „swoją uroczą małżonkę", ale to była jego ostatnia deska ratunku.

- Pieprz się, James – Natasha sapnęła cicho, a on już wiedział, że wygrał.

- Szczerze, to wolałbym ciebie – wymruczał jej do ucha i mocniej ją objął.

Winter Widow OneshotsWhere stories live. Discover now