Rosyjska zemsta cz. II

469 48 77
                                    

Ich sobotni rytuał został zaburzony. Zwykle w soboty wylegiwali się w łóżku, rozmawiając i oglądając filmy do późnego popołudnia. Tym razem nie mogli sobie pozwolić na coś takiego.

Bucky obudził się dość wcześnie. Był zadowolony. Rzadko zdarzało się, że przesypiał całą noc bez koszmarów. Uśmiechnął się do siebie i jeszcze z zamkniętymi oczami odwrócił się, by przytulić się do żony. Napotkał jednak pustą, zimną już pościel. Westchnął ciężko i otworzył oczy. Jak widać, ona nie miała takiego szczęścia jak on.

Po porannej toalecie zszedł do kuchni. Zdążył tylko nasypać kawy do kawiarki, kiedy do domu wpadła Natasha. Dyszała ciężko, a bluzkę miała mokrą od potu. Oparła się o blat obok niego.

- Biegasz beze mnie? Cóż to za zdrada - uśmiechnął się i ucałował ją krótko.

- Tak słodko spałeś, nie miałam serca cię budzić - ścisnęła krótko jego metalową dłoń i wyszła z kuchni.

Wróciła chwilę później, ubrana w jego koszulkę. Mokre włosy zebrała w niedbały kok.

- Prysznic beze mnie? Cóż za zdrada - zaśmiał się krótko i upił łyk swojej kawy – Skarbie, naprawdę nie masz swoich ubrań, że musisz chodzić w moich?

Kobieta jakby tylko na to czekała. Podeszła do niego i wyjęła mu z rąk kubek. Wyglądała tak, jakby miała coś powiedzieć, ale wciął jej się w słowo.

- Tak, wiem, moja smakuje najlepiej - pokręcił głową z udawaną dezaprobatą.

Natasha obdarzyła go promiennym uśmiechem i wzięła się za robienie śniadania. Zauważył, że pomimo męczących ją koszmarów, stała się dużo radośniejszą osobą. Częściej się śmiała i widać było, że drobne rzeczy sprawiają jej radość. Miał przeświadczenie, że jego obecność w jej życiu się odrobinę do tego przyczyniła. On też nie mógł narzekać.

- Trzeba zrobić pranie - wzruszyła ramionami, patrząc na podkoszulek, który miała na sobie.

- "Trzeba"? - rzucił jej przelotne spojrzenie i znów skupił się na robieniu sobie kawy - Jeśli trzeba, to zajmę się tym wieczorem.

Do kuchni wszedł ubrany i zadowolony z życia Peter.

- Dzień dobry! - zawołał wesoło - Pomóc coś?

James parsknął w swoją kawę. Czasem dużo by dał, żeby z taką radością witać poranek.

- Dobry, bardzo dobry - usłyszał pomruk swojej żony i nawet nie musiał na nią patrzeć, żeby wiedzieć jaką ma minę. Z pewnością był to TEN uśmiech. Uroczy, ale zwiastujący kłopoty.


Peter był zaskakująco pozytywnie nastawiony do wspólnego treningu.

- Tony mówi, że to niebezpieczne, więc generalnie nie mam zbyt wiele okazji do poćwiczenia - chłopak trajkotał non stop. To już nie był zwykły słowotok. Peter mówił wciąż i wciąż. Od samego słuchania tego James miał ochotę mu porządnie przyłożyć.

- W sumie to miałaś rację, chłopakowi przyda się trening - mruknął do żony, gdy wysłali Petera, by się przebrał w treningowe ciuchy.

Chwilę później stali we trójkę w ich małej sali treningowej. Lubił ćwiczyć z Natashą. Za każdym razem, gdy stawali naprzeciwko siebie na macie, przychodził mu do głowy tekst postaci z jednej z jego ulubionych gier. "Ja miałem większy zasięg, ona była bardziej gibka". Tak to właśnie działało.

- Kilka zasad, Peter - zaczęła Natasha - Żadnych sieci. Musisz umieć się bronić bez swoich zabawek. Walczymy honorowo, to znaczy żadnego wykręcania sutków. Tego nie musimy cię uczyć. Gdy któraś strona ma dość, komunikuje to. Wygrany mierzy się z trzecią osobą. Żeby nie było niesnasek kto z kim i w jakiej kolejności, pociągniemy losy.

Winter Widow OneshotsWhere stories live. Discover now